Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło

Jeszcze kilka lat temu istniała powszechna zgoda na wchłonięcie przez Grupę Bumar niemal wszystkich państwowych zakładów zbrojeniowych. Miało to być uwieńczenie programu konsolidacji branży, planowanego w ramach Strategii konsolidacji i wspierania rozwoju polskiego przemysłu obronnego w latach 2007-2012. Dziś Huta Stalowa Wola i wojskowe przedsiębiorstwa remontowo-produkcyjne stanowczo się temu przeciwstawiają. Ich zarządy i pracownicy żądają innych rozwiązań, bojąc się wchłonięcia przez podmiot, który w ostatnich latach nie zanotował żadnych istotnych sukcesów, a na wiele spółek zależnych sprowadził kłopoty.

Załoga HSW nie chce, by efekty jej wieloletnich wyrzeczeń i ciężkiej pracy – co zaowocowało kontraktami dla MON m.in. na dywizjon systemu Regina – wsiąkały w opanowane przez urzędników struktury Bumaru, zamiast wspierać już rozpoczęte w Stalowej Woli projekty / Zdjęcie: Jerzy Reszczyński

Decyzja o przejęciu HSW i wpr-p przez Bumar miała zapaść na posiedzeniu Rady Ministrów 29 stycznia 2013. Według nieoficjalnych informacji, optujący za tym minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski (wcześniej, jako wiceminister, odpowiedzialny za branże lotniczo-zbrojeniową) spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem szefów resortów obrony i gospodarki, których wsparli inni ministrowie i sam premier. W konsekwencji rząd Donalda Tuska nie podjął decyzji, odkładając ją na później, przynajmniej do końca pierwszego kwartału br.

Ta karencja, która ma być poświęcona na dalsze analizy i symulacje, stwarza pole dla kontynuacji gier uprawianych przez stronników i przeciwników różnych koncepcji. Za każdą z nich stoi inna grupa interesów oraz mniej lub bardziej pomysłowe w swoich działaniach grupy lobbingowe, także medialne
i związkowe.

Referendum w HSW

Pewne jest jedno: wchłonięciu przez Bumar sprzeciwiają się zarządy i pracownicy działających dotychczas samodzielnie przedsiębiorstw. W stalowowolskiej Hucie odbyło się nawet referendum w tej sprawie. Przez dwa dni stycznia członkowie związków zawodowych odpowiadali na trzy pytania: Czy jesteś za tym, aby HSW SA była objęta programem na lata 2013-2020 dla Przemysłowego Potencjału Obronnego?; Czy jesteś za włączeniem HSW SA do Grupy Bumar?; Czy jesteś za koncernem zbrojeniowym na czele z HSW SA? Spośród uprawnionych do udziału w referendum 802 pracowników, głosowało 653 (81,5%). Na pierwsze pytanie pozytywnej odpowiedzi udzieliło 652 osób (99,6%), podobnie jak na trzecie (tak – 644 osoby, nie – 9). Na pytanie dotyczące wejścia do Bumaru pozytywnie odpowiedziało tylko 8 pracowników (1,2%), a przeciw było aż 645 (98,8%).

Zapaść technologiczna i odejście kluczowych specjalistów z Bumaru Łabędy prowadzą do problemów z jakością produkcji. W ubiegłym roku spółka dostarczyła HSW partię wadliwych kadłubów do samobieżnych haubicoarmat programu Regina. W przełamaniu kryzysu Bumaru Łabędy nie pomogło nawet przejęcie OBRUM, gdzie przetrwała grupa fachowców / Zdjęcie: ZM Bumar Łabędy

Podobny, zdecydowany sprzeciw wobec wchłonięcia przez koncern wyraziła załoga Wojskowych Zakładów Mechanicznych w Siemianowicach Śląskich. WZM są nie tylko producentem KTO Rosomak, ale i partnerem HSW w zawiązanym w grudniu 2012 konsorcjum zadaniowym. Stawia ono sobie za cel opracowanie nowego, polskiego transportera opancerzonego i pływającego bojowego wozu piechoty, który docelowo stałby się następcą BWP-1. Na tym nośniku mogą powstać także wozy dowodzenia dla dywizjonów haubicoarmat Krab i gąsienicowa wersja automatycznego moździerza Rak.

Zdanie załóg wpr-p podległych MON jest podobne jak związkowców WZM i HSW: nie chcą, aby o ich losie mieli decydować związkowi baronowie z Bumaru. Aktywność tych ostatnich w rozgrywce o przeforsowanie koncepcji inkorporacji była szczególnie silna w ostatnim etapie obowiązywania Strategii konsolidacji
i wspierania rozwoju polskiego przemysłu obronnego w latach 2007-2012. Trudno inaczej oceniać grożenie akcją protestacyjną w zbrojeniówce w przypadku dalszego przedłużania się prac nad fuzją konsolidacyjną. Przewodniczącego sekcji krajowej przemysłu zbrojeniowego NSZZ Solidarność, Stanisława Głowackiego często cytowały media, zwłaszcza w tych jego wypowiedziach, w których pojawiały się jednoznaczne żądania włączenia do Grupy przede wszystkim HSW. Jeszcze dosadniej formułował te żądania Stanisław Janas w imieniu prezydium ZZ Przemysłu Elektromaszynowego.

25 października 2012 w Stalowej Woli premier Donald Tusk powiedział, że nie widzi możliwości przejęcia HSW przez Bumar. To kluczowa deklaracja dla decydentów planujących konsolidację przemysłu obronnego. Jeżeli szef rządu zmieni zdanie, będzie się to łączyło ze sporym ryzykiem utraty politycznych reszty wpływów PO w regionie tradycyjnie popierającym PiS / Zdjęcie: Jerzy Reszczyński

Postawiło to w bardzo trudnej sytuacji liderów Solidarności w HSW, którzy odgrywają znaczącą rolę w strukturach kierowniczych związku. Według Henryka Szostaka, przewodniczącego stalowohuckiej organizacji, jeszcze w październiku ub.r. był on zdecydowany na strajk w przypadku niekorzystnego dla Huty włączenia do Bumaru. Tymczasem w trakcie podejmowania decyzji o konsolidacji w centrali związku, przedstawiciele zakładu byli przegłosowywani przez liczebnie silniejszych kolegów z przedsiębiorstw holdingu. Stwarzało to sytuację, w której mogliby oni – przynajmniej teoretycznie – zmusić przedstawicieli Huty, za pomocą instrumentów dyscypliny związkowej, np. do strajku w intencji... włączenia HSW do Bumaru. Pomysł z referendum był jedyną możliwością uniknięcia tego scenariusza.

Deklaracja premiera

Kluczowe dla rozwiązania konfliktu są jednak nie opinie związkowców, ale deklaracja premiera Donalda Tuska, złożona w HSW pod koniec października ub.r., w obecności mediów, prawie całej załogi i – co znamienne – także prezesa Bumaru, Krzysztofa Krystowskiego. Krystowski pojawił się w Stalowej Woli po wcześniejszych zapowiedziach, że uczyni z Huty lidera przyszłej Dywizji Ląd. Tymczasem premier stwierdził niespodziewanie, że (...) dzisiaj to HSW jest potencjalnym liderem przedsięwzięć związanych z konsolidacją przemysłu zbrojeniowego. Na pewno nie będzie tak, że HSW, która wyszła na prostą, będzie dziś pomostem ratunkowym dla tych, którzy nie potrafią wyjść na prostą. W Stalowej Woli bardzo dobrze te słowa zapamiętano. Tym bardziej, że pobliska amunicyjna Nowa Dęba z zakładami Dezamet, mająca
z HSW i Stalową Wolą bliskie kontakty, jest w Grupie Bumar, a jej pracownicy twierdzą, że nie są to doświadczenia pozytywne...

Kilkadziesiąt minut przed wygłoszeniem przez Donalda Tuska przełomowej kwestii, podczas posiedzenia specjalnego zespołu – który pod kierownictwem prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu, Wojciecha Dąbrowskiego zajmował się programem dedykowanym HSW – szef NSZZ Solidarność w HSW, Henryk Szostak dokonał spektakularnego gestu. Przekazał na ręce premiera słynną donaldówkę – wykonaną na podobieństwo moździerza rurę, w której związkowcy hałaśliwie odpalali petardy podczas warszawskich demonstracji. Zdarzyło się, że taką broń odebrała im policja, przeszukując autokar wracający ze związkowej manifestacji w stolicy.

Jedna z ostatnich kompromitujących wpadek Bumaru, to kontrakt na dostawę dla armii indyjskiej poprzez koncern BEML 204 WZT-3 po 1,252 mln USD (8 zmontowanych, pozostałe do ostatecznego montażu przez BEML, przy stopniu indianizacji ponad 35%). 17 stycznia 2012, bez zgody rady nadzorczej spółki, prezes Nowak podpisał umowę niemożliwą do terminowego wykonania (koniec dostaw – 15.07.2014). Do tej pory nie rozpoczęto jej realizacji, a do prokuratury wpłynęło zawiadomienie ABW o popełnieniu przestępstwa przez 3 członków zarządu Bumaru. By ratować sytuację, Bumar zwrócił się nawet do MON o możliwość odkupienia partii używanych wozów, by na ich bazie zbudować WZT-3 dla Indii...

Po odwołaniu z funkcji, broniąc swych szkodliwych dla spółki działań, prezes Nowak i jego współpracownicy ujawnili wysokość zysku, jaki miał uzyskać Bumar z tego kontraktu – rzecz niespotykana w cywilizowanym świecie. Choć wpisująca się w tradycję zapoczątkowaną przez wiceprezesa Bumaru z czasów PiS, Tomasza Szatkowskiego, który kopiował tajne dokumenty spółki, by przekazać je prokuraturze. Takie dokumenty pojawiły się w mediach, co podważyło zaufanie zagranicznych kontrahentów, nie tylko do Bumaru, ale i wszystkich polskich eksporterów. Zmiana nastawienia partnerów jest odczuwalna i niekorzystna – twierdzą przedstawiciele większości spółek / Zdjęcie: Bumar

Symboliczny gest związkowego lidera odebrano jako swoisty podpis pod protokołem potwierdzającym pomyślny finał skomplikowanego i kosztownego społecznie procesu restrukturyzacji HSW. Dość przypomnieć, że warunkami uzyskania wsparcia rządowego była redukcja zatrudnienia, wprowadzenie rotacyjnego bezrobocia, obniżenie wynagrodzeń i prywatyzacja działu maszyn budowlanych. Został on sprzedany inwestorowi chińskiemu, a pozyskane tą drogą środki – za zgodą rządu – są kierowane na rozwój produkcji specjalnej w HSW. M.in. na wzmocnienie pionu konstrukcyjno-badawczego i handlowo-serwisowego, opracowywanie nowych wyrobów oraz inwestycje – zarówno w samej Hucie, jak i w zakupionej rok temu fabryce motoryzacyjnej Jelcz-Komponenty.

Walka Bumaru i Huty

Skąd opór, jaki w Stalowej Woli budzi koncepcja włączenia do Bumaru, na warunkach dotychczas prezentowanych przez warszawską centralę, wspieraną przez Ministerstwo Skarbu Państwa? Zwolennicy inkorporacji twierdzą, że położy ona kres niszczącej walce konkurencyjnej między spółkami Grupy a pozostałymi przedsiębiorstwami przemysłu obronnego. Tymczasem, według przedstawicieli HSW, walka taka została rozpoczęta właśnie przez Bumar. Przytaczają zagarnięcie przez warszawską spółkę zainicjowanego przez Hutę oraz Akademię Marynarki Wojennej programu opracowania morskiego systemu przeciwlotniczego z armatą KDA kalibru 35 mm (zlecenie NCBiR otrzymały ZM Tarnów). Innym przykładem są zakusy na przejęcie od HSW programu bezzałogowej wieży dla Rosomaków i projektu nowego bwp.

Bumar rozpętał także walkę w mediach. Grupa zarzuca Hucie ukrywanie strat i sugeruje prowadzenie kreatywnej księgowości. W odpowiedzi prezes HSW, Krzysztof Trofiniak podkreśla, że warszawska spółka dostaje z Huty potężne zamówienia, choćby o wartości 80 mln zł na podwozia do Krabów, w zamian nie dostając ani złotówki. Co więcej, Bumar wyciąga rękę po wymyślone w Stalowej Woli projekty rozwojowe. Wskazuje się również na ogromne księgowe straty Grupy i symboliczny zysk ze sprzedaży; ukrywanie faktycznych bądź nieuchronnych (z perspektywy rozliczenia kontraktów na PT-91 do Malezji i WZT-3 do Indii) strat eksportowych; zamiatanie pod dywan takich kwestii, jak koszty zarządu i związane z tym drenowanie podległych spółek z dywidend; wreszcie przemilczanie dużego wsparcia finansowego rządu, w postaci kwot z Planu Mobilizacji Gospodarki i na finansowanie mało ambitnych programów rozwojowych.

Problemem Grupy Bumar jest mała liczba nowoczesnych produktów, co utrudnia działania eksportowe. Po zakończeniu produkcji PT-91M dla Malezji, nie kontynuowano istotnych prac modernizacyjnych tego pojazdu (trudno za nie uznać dodanie pancerza prętowego). W tym czasie utracono doświadczoną kadrę branży pancernej. Lista kluczowych specjalistów, którzy odeszli z wytwórni zawiera kilkanaście nazwisk... / Zdjęcie: Bumar

Publiczna dyskusja nasiliła się po ogłoszeniu przez HSW, WZM i innych partnerów komunikatu o zawiązaniu konsorcjum pancerno-pojazdowego. Powstały aż cztery grupy związane z opracowaniem nowego bwp, KTO, czołgu podstawowego i pojazdu inżynieryjnego. Jako liderów konsorcjów wskazano – odpowiednio – HSW, WZM, ZM Bumar-Łabędy i WZInż. Napięcie podniosło się dodatkowo po sprecyzowaniu i ogłoszeniu przez MON 11 grudnia 2012 Planu modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP w latach 2013-2022. Zawarto w nim ważne dla HSW programy, nad którymi intensywnie pracowano w ostatnich latach. Oprócz projektu zakupu aż 5 dywizjonów artylerii samobieżnej, liczących łącznie 120 Krabów i kilkadziesiąt pojazdów wsparcia (w trakcie realizacji jest pierwszy dywizjon), MON potwierdziło swe zainteresowanie programami Rak, Kryl (155-mm haubicy na podwoziu samochodowym) i Homar (artyleryjskiej wyrzutni rakietowej dużego kalibru) oraz programem samochodowym związanym ściśle z fabryką Jelcz-Komponenty, należącą od niedawna do Huty.

Chodzi o pieniądze?

Zapowiedzi te oznaczają, że mająca w 2012 roku zaledwie ok. 300 mln zł sprzedaży HSW – będąca karzełkiem w stosunku do Bumaru i jego ponad 3 mld zł obrotu (warto zauważyć, że w dużej części za
wymuszone pośrednictwo) – stanie się w perspektywie kilku lat podmiotem równorzędnym wobec Grupy. Dość powiedzieć, że sam program zakupu 866 ciężarówek wysokiej mobilności szacowany jest na ok. 300-400 mln zł, a Regina i Rak są programami o wielomiliardowej skali finansowej. Nie sposób na razie określić, jaki miałby być rozmach potencjalnych kontraktów związanych z programami Kryl i Homar. Podobnie jak przedsięwzięć związanych z nowym KTO, bwp i czołgiem podstawowym.

Ze względu na brak kompetencji obecny zarząd Bumaru zdecydował się wydać (praktycznie bez przetargu) znaczne kwoty na wynajęcie spółki konsultingowej dla opracowania najbardziej podstawowych planów rozwoju. Zlecenie dla polskiej filii niemiecko-francuskiej spółki konsultingowej Roland Berger kosztowało milion Euro.

Wysoko opłacani konsultanci uzyskali dostęp do najbardziej kluczowych informacji o znacznej części polskiej branży obronnej, do których w normalnej sytuacji nigdy by nie dotarli. Jakby tego było mało, monachijska spółka opracowała analizę zupełnie oderwaną od polskich realiów i potrzeb.

Prezes Trofiniak oględnie określa, że w najbliższej dekadzie HSW powinna z samych tylko zamówień MON mieć więcej niż zadeklarowane przez Donalda Tuska 7,5 mld zł. Do kwoty tej nie wlicza się bowiem potencjalnych, dodatkowych zleceń, jak jelczańskie podwozia dla programów Daglezja, NSM, Liwiec czy logistyczne 8-kołowce wysokiej mobilności, na które ogłoszono przetarg w lutym br. Z tej perspektywy zakup fabryki w Jelczu, za pieniądze pochodzące ze sprzedaży cywilnej części HSW Chińczykom, był strategicznie znakomitym posunięciem.

Kolejne przychody powinny być generowane przez uczestnictwo w programach pancernych. Nie sposób wyobrazić sobie nowego czołgu – jeśli ma on być polskim wyrobem – bez rodzimych luf. To oznacza, że HSW będzie musiała zainwestować w budowę własnej lufowni – dla potrzeb Reginy, Kryla i właśnie programu czołgowego. Na razie lufy do Krabów pochodzą z Francji (pierwszy moduł) i Niemiec (będące w produkcji kolejne moduły pierwszego dywizjonu). Dla pozostałych blisko 100 Krabów, kilkudziesięciu Kryli i kilkuset czołgów dalszy import luf nie będzie miał sensu ekonomicznego.

Dodatkowe kwoty mogą pochodzić z eksportu. W odróżnieniu od Bumaru, HSW dysponuje nowoczesnymi produktami branży artyleryjskiej. Nie jest tajemnicą, że automatyczny moździerz Rak, podobnie jak najnowsza wersja Langusty, powstają przede wszystkim z myślą o zamówieniach innych państw, a negocjacje w sprawie ich sprzedaży są zaawansowane. Ciągle istnieją też szanse na zakup Krabów przez Indie, choć przedstawiciele Huty podkreślają, że jest to wyjątkowo trudny rynek, na którym potknęli się najwięksi producenci dział samobieżnych, a przełomu w prowadzonej od lat procedurze przetargowej nie widać. Trzeba przy tym zauważyć szkody czynione w Indiach przez Bumar. Jego kolejne wpadki szkodzą innym polskim przedsiębiorstwom, nie tylko HSW, ale także WB Electronics czy AMZ Kutno, które mają (miały?) szanse na uzyskanie dużych kontraktów z New Delhi.

Ewentualna inkorporacja HSW przez Bumar nie dotyczy już spółki o średniej wielkości. Huta przeszła bolesny proces restrukturyzacji, dysponuje solidnym zapleczem finansowym oraz – co najważniejsze – imponującym portfelem zamówień. I właśnie ten ostatni wyznacza jej prawdziwą wartość. Nie do przecenienia jest też sieć powiązań kooperacyjnych, podręcznikowy wręcz przykład partnerskiej współpracy z prywatnymi przedsiębiorstwami. W tym przede wszystkim polskim liderem technologicznym w branży lotniczo-zbrojeniowej – WB Electronics, czy Radiotechniką Marketing.

Także dlatego próba przejęcia Huty przez Bumar odbierana jest w Stalowej Woli jako przysłowiowy skok na kasę. Tym bardziej, że warszawska spółka nie zapłaciłaby za transakcję ani złotówki, przejmując HSW na mocy decyzji administracyjnej zaprzyjaźnionych z władzami holdingu urzędników z MSP i MG. Pracownicy HSW obawiają się, że przewidywany szybki rozwój ich spółki zostanie spowolniony przez centralę, która dodatkowo skonsumuje część zysków. Nie chcą też tracić wpływu na profil produkcji czy inicjowanie prac rozwojowych, gdyby decyzje w tych sprawach miały być podejmowanie nie w Stalowej Woli, a w Warszawie.

Nic nie jest przesądzone, ale...

Sprzeciw HSW i wpr-p wobec przejęcia przez Bumar był prowadzony zarówno w zaciszach gabinetów, jak i na łamach mediów. Do działań włączono posłów i samorządowców, autorów licznych interpelacji i pism. Opór okazał się skuteczny. Przynajmniej na tyle, by zablokować zdałoby się przesądzoną decyzję.

Kluczowa była przy tym wspomniana już deklaracja premiera Donalda Tuska, która w praktyce związała ręce urzędnikom Ministerstwa Skarbu Państwa, najsilniejszym protektorom idei konsolidacji za wszelką cenę. Co więcej, Rafał Baniak, wiceminister z tego resortu, wspierający Krzysztofa Krystowskiego – doprowadził do kryzysu finansowego PLL LOT, a faktycznie ich zniszczenia poprzez wyprzedaż wszelkich aktywów, co zmniejszyło jego możliwości działania w kwestii integracji zakładów zbrojeniowych. Wypowiedź szefa rządu była też czytelną wskazówką dla resortów gospodarki i obrony. Oba negatywnie oceniają dorobek Bumaru. Na początku br. ministerstwa te optowały za uczynieniem z HSW – przynajmniej czasowo – lidera nowego koncernu, grupującego też wpr-p. Według nieoficjalnych informacji, propozycja ta jest aktualna do dzisiaj, jako jedno z możliwych rozwiązań dotyczących przyszłości rodzimego przemysłu obronnego.

Bumar wynajął na IDEX 2013 w Abu Zabi powierzchnie wystawową ok. 100 m2 za ponad 70 tys. USD. Zapłacił, ale stoisko pozostało niewykorzystane. Do Abu Zabi pojechała 4-osobowa delegacja z wiceprezesem Marcinem Idzikiem, która wykorzystała stoisko Radmoru, spółki odnoszącej sukcesy dzięki inwestycjom WB Electronics / Zdjęcie: Radmor

Ostateczne decyzje są dopiero wypracowywane. Nadal istnieje opcja przejęcia HSW przez Bumar, choć – przynajmniej w dotychczasowej formie – ma ona coraz mniejsze szanse realizacji. Równie mało prawdopodobne, choć niewykluczone, jest zachowanie status quo sektora. Byłoby to możliwe ze względu na zainicjowane przez HSW tworzenie konsorcjów zadaniowych. W ten sposób można współdziałać przy kluczowych programach modernizacyjnych różnych podmiotów, co oddala zarzuty o śmiertelną w skutkach konkurencję między spółkami Bumaru i pozostałymi przedsiębiorstwami PPO.

Pojawiła się również zupełnie nowa propozycja. Zakłada ona utworzenie jednego narodowego koncernu zbrojeniowego, ale poza Bumarem. Grupowałby on większość zakładów sektora, a będąc pozbawionym bagażu prawnego i personalnego istniejących obecnie podmiotów, byłby w stanie przeprowadzić istotne reformy. Takie na przykład jak przeniesienie produkcji z obszarów o dużej gęstości zamieszkania i jej skoncentrowanie w zupełnie nowych obiektach na obszarach przemysłowych. Podobne rozwiązanie, z ogromnymi szansami na przeskok technologiczny, prowadzone jest obecnie wobec radomskiej Fabryki Broni.

Która z propozycji zostanie przyjęta przez rząd, pokaże najbliższa przyszłość. Pewne jest jedno. Od tej decyzji będzie zależeć sposób zagospodarowania ok. 130 mld zł, które MON planuje wydać w ciągu najbliższej dekady na modernizację techniczną Sił Zbrojnych RP. I nie chodzi tylko o to, który z zakładów otrzyma większą czy mniejszą część owego tortu. Istotą problemu jest, czy polski przemysł obronny uzyska na tyle wydajną strukturę, by wspomniane środki nie były przejmowane głównie przez przemysł zagraniczny. Jasne jest, że w każdym z dużych programów zbrojeniowych – a szczególnie nowego systemu przeciwlotniczego/przeciwrakietowego – udział importu musi być znaczny z powodu braku odpowiednich polskich technologii i doświadczeń. Chodzi jednak o to, by był on ograniczony do niezbędnego minimum. Tymczasem bez odpowiednio silnych i skutecznych w działaniu podmiotów PPO będzie to trudne, a biorąc pod uwagę unijne otwarcie narodowych rynków uzbrojenia – po prostu niemożliwe.

Więcej w RAPORT-wto 03/2013

współpraca: zespół RAPORT-wto

Więcej o indyjskim kontrakcie Bumaru na WZT-3 i innych problemach związanych z eksportem oraz o polityce personalnej, powiązanych z holdingiem urzędnikach i marnowaniu pieniędzy – w następnych numerach RAPORT-wto.

 

Kosztowna urzędnicza koteria

Obecny prezes Bumaru, Krzysztof Krystowski przez 8 lat był związany z grupą spółek ochroniarskich Impel, by w 2003 zostać wiceministrem gospodarki, odpowiedzialnym m.in. za innowacyjność, nadzór nad przemysłem lotniczo-zbrojeniowym i offsetem. Na nim spoczywa więc odpowiedzialność za patologie z nimi związane. Przede wszystkim za fiasko pozyskania przez polską gospodarkę kluczowych korzyści technologicznych związanych z zakupem samolotów wielozadaniowych F-16 (patrz RAPORT-wto 09/2004). Co ciekawe, sam Krystowski korzystał z tego offsetu, m.in. jako przewodniczący rady fundacji Centrum Innowacji FIRE, która w latach 2004-2007 realizowała wyceniony na 373 mln USD projekt Akcelerator Technologii, zakończony dla strony polskiej spektakularną katastrofą. Obecnie w radzie FIRE pozostaje Andrzej Szortyka, jednocześnie prezes Bumaru Łabędy, uplasowany na tym stanowisku przez Krystowskiego.

Promotorami Krzysztofa Krystowskiego i zwolennikami wchłonięcia przez holding wszystkich spółek sektora lotniczo-zbrojeniowego są nie tylko urzędnicy z MSP i MG, ....

Sam Krystowski po opuszczeniu stanowiska w MG został prezesem Avio Polska – także partnera umów offsetowych, gdzie jednak nie odniósł spektakularnych sukcesów. Gdy musiał szukać nowej pracy, nie trwało to długo. Dzięki wiceministrowi Skarbu Państwa, Rafałowi Baniakowi (temu samemu, pod którego kontrolą doprowadzono do zapaści PLL LOT) znalazł intratną posadę w Bumarze, gdzie – według nieoficjalnych informacji – mimo tzw. ustawy kominowej zarabia 85 tys. zł miesięcznie (tylko nieco mniej zarabiają członkowie zarządu i liczni dyrektorzy – w efekcie fundusz wynagrodzeń Bumaru wzrósł do niebotycznego poziomu mimo zdegradowania lub zwolnienia wielu najlepszych specjalistów). Z Avio Krystowski zabrał Wojciecha Kade, byłego dyrektora w Departamencie Programów Offsetowych (DPO). Do spółek zależnych Bumaru trafili, poza Szortyką, także m.in. wieloletni dyrektor DPO Tadeusz Pyrcak i Józef Nawolski, były dyrektor Departamentu Spraw Obronnych Skarbu Państwa. Lista urzędników, którzy znaleźli stanowiska w Bumarze, mimo braku jakichkolwiek predyspozycji i wymaganych umiejętności, jest długa. Poza Krystowskim, najbardziej spektakularnym przykładem jest wiceprezes ds. handlowych Marcin Idzik, który trafił do holdingu z MON, gdzie przez lata utrudniał kontakty polskiego przemysłu z resortem pod pozorem walki z korupcją, a nie przeszkadzał podobnym kontaktom przedsiębiorstw zagranicznych.

..ale także działacze związkowi, od lat wpływający na losy Bumaru bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności, Stanisław Głowacki z NSZZ Solidarność i Stanisław Janas z OPZZ (z lewej)

Po Krystowskim do zarządu Avio Polska trafił jego następca na stanowisku wiceministra gospodarki Paweł Poncyliusz. Ten sam, który na stanowisku dyrektora Departamentu Programów Offsetowych uplasował znanego lobbystę, przez wiele lat pracującego na rzecz Lockheed Martina, Huberta Królikowskiego. Królikowski przegrał niedawno proces, który wytoczył mediom, próbując ukryć swą lobbystyczną przeszłość. Na stanowisku jednak pozostaje, a dzięki Krystowskiemu trafił nawet do rady nadzorczej Radmoru, zależnego częściowo od Bumaru.

Czystki w Bumarze

W ostatnich latach z Bumaru odeszło lub zostało zwolnionych ze stanowisk wielu kluczowych specjalistów. Zarówno z centrali holdingu (głównie specjaliści do spraw handlu), jak i spółek zależnych. Bumar utracił dziesiątki trudnych do zastąpienia fachowców zarówno merytorycznych, jak i zajmujących się zarządzaniem.

Pod koniec lutego 2010 odwołano prezesa Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Urządzeń Mechanicznych (OBRUM) w Gliwicach, Henryka Knapczyka. Knapczyk to współtwórca analizy Polskie pole walki XXI wieku, która stała się podstawą programowania przez MON rozwoju sprzętu dla Wojsk Lądowych. Był też pomysłodawcą platformy bojowej nowej generacji – Polskiego Lekkiego Czołgu (PLC), która z czasem zyskała nazwę Anders. Został odwołany tuż po podpisaniu porozumienia o wspólnym rozwoju PLC z indyjskim koncernem BEML. Obejmowało ono także wspólne opracowanie wozu zabezpieczenia technicznego na bazie indyjskiego czołgu Arjun i udział w remontach indyjskich czołgów T-72. OBRUM podpisał umowę z BEML na DEFEXPO-2010 z pomocą PHZ Cenzin – obie spółki weszły do Bumaru pod koniec 2009.

Na tym samym DEFEXPO-2010 Bumarowi nie udało się sfinalizować kontraktu na dostawę ponad dwustu Wozów Zabezpieczenia Technicznego WZT-3 dla armii indyjskiej. Postawiło to w jeszcze trudniejszej sytuacji Bumar Łabędy, dla którego ta umowa miała być kołem ratunkowym. Kilka miesięcy wcześniej odwołano prezesa spółki – znanego fachowca Wojciecha Patołę, który bronił niezależności finansowej spółki, próbował też niezależnych rozmów z Hindusami o dostawach WZT-3. Miejsce Patoły zajął Wojciech Krasuski, z wykształcenia etnograf.

Krótko przed odwołaniem Knapczyka prezes Edward Nowak zdecydował o odwołaniu innego wieloletniego prezesa, Leszka Pawłowskiego z CNPEP Radwar. Pretekstem było prywatne, zupełnie nieuzasadnione doniesienie o niespełnianiu wymagań przez radary drogowe dostarczane Policji przez spółkę zależną Radwaru – Zurad. Wraz z Pawłowskim odwołano kilku innych członków zarządu, w tym Ryszarda Nowaka i Janusza Wieczorka. Ten ostatni sprzeciwiał się przejęciu przez Bumar kontroli nad wartymi kilkaset milionów złotych nieruchomościami Radwaru, a także wynajęciu Bumarowi powierzchni w nowo wyremontowanym biurowcu po cenie zaniżonej o kilkadziesiąt procent.

Wkrótce po odwołaniu członków zarządu Radwaru okazało się, że Bumar zastawił 80% tej spółki dla uzyskania kredytu w wysokości 18 mln USD we francuskim banku Calyon (wartość Radwaru była szacowana na 0,7-1,2 mld zł). Bumar nie spłacił kredytu w wymaganym umową terminie, 19 stycznia 2010, i zwrócił się o wydłużenie okresu spłaty. Kredyt, po interpelacji posła Ludwika Dorna i nagłośnieniu sprawy przez media, ostatecznie został spłacony. Choć niewiele brakowało do utraty kontroli przez Skarb Państwa nad kluczową dla polskiej obronności spółką zajmującą się wytwarzaniem radiolokatorów i systemów dowodzenia.

Gdy odwoływano fachowców, na stanowiskach utrzymywali się protegowani prezesa Bumaru nie mający nic żadnych doświadczeń w branży zbrojeniowej. W sąsiadującym z Radwarem Przemysłowym Instytucie Telekomunikacji prezesem pozostawał Andrzej M. Wilk. PIT, który wcześniej był liderem branży radiolokacyjnej, za jego kadencji ponosił straty liczone w dziesiątkach milionów złotych. Ze spółki odchodzili specjaliści merytoryczni, a przyjmowani byli pracownicy administracyjni, na przykład Zdzisław Goss, pełniący nadzór nad zakładami doświadczalnymi PIT, w latach 70. dzielnicowy na Pradze Południe, a później współwłaściciel warsztatu kamieniarskiego na Powązkach. Instytut utrzymywał płynność finansową tylko dzięki środkom finansowym (szacowanym na 160 mln zł) zgromadzonym za czasów poprzedniego szefa, znakomitego fachowca i menedżera, Romana Dufrene.

Radwarem przez kilka miesięcy kierował Krzysztof Studziński, wcześniej zajmujący się handlem kosmetykami, z czasem zarówno prezesem Radwaru, jak i PIT został Ireneusz Żmidziński, także człowiek spoza branży. Zintegrowane pod jego zarządem spółki kontynuowały generowanie strat, a ostatnich latach nie były w stanie realizować nawet zamówień MON, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. W efekcie MON rozpoczęło naliczanie wielomilionowych kar umownych. Dopiero niedawno uporządkowanie sytuacji spółki powierzono szefowi sąsiedniego, odnoszącego sukcesy PCO, Ryszardowi Kardaszowi (zarazem przewodniczącemu rady nadzorczej HSW). To jedno z niewielu racjonalnych posunięć personalnych obecnego zarządu holdingu, ale jednocześnie dowód na szczupłość kadr Bumaru.

Dla odmiany – pełniącą obowiązki szefa pionu promocji została właśnie... sekretarka Marcina Idzika. Z kolei dyrektorem biura handlu został Zbigniew Wawrzeń, bez jakiegokolwiek doświadczenia w tej branży. Wcześniej większość fachowców Idzik zwolnił, a reszta sama zrezygnowała ze współpracy z wyjątkowo niekompetentnym wiceprezesem Bumaru. Specjaliści odchodzili nie przekazując prowadzonych spraw, bo spółka nie była zainteresowana kontynuacją większości tematów. W 2012 odeszło 19, a w 2013 już 89 doświadczonych pracowników Bumaru.


RAPORT-wto - 03/2013
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.