Przejęcie przez Rosję kontroli nad Krymem było jedną z najbardziej niezwykłych operacji militarnych ostatnich lat. Uczyniono to niemal bez rozlewu krwi, osiągając wszystkie polityczne i wojskowe cele.
Krym odgrywa bardzo istotną rolę w rosyjskiej tradycji historycznej. Dostał się on pod panowanie carów podczas realizacji wielkiego, rozciągniętego na pokolenia, geopolitycznego projektu zapewnienia Rosji dostępu do Morza Czarnego, a przez to także Śródziemnego. Obrona Sewastopola podczas wojny Rosji z koalicją brytyjsko-francusko-sardyńsko-turecką na trwałe wpisała się w patriotyczną mitologię, podobnie jak walki na półwyspie w czasie II wojny światowej. Pomimo tego, w 1954 gensek Nikita Chruszczow przesunął Krym w granice Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, chcąc w ten sposób uświetnić 300. rocznicę ugody perejasławskiej (18 stycznia 1654), będącej – według moskiewskiej narracji – ostatecznym aktem powrotu Ukrainy na łono Rosji.
Kiedy rozpadał się Związek Sowiecki, większość ludności Krymu bardzo silnie wyrażała niechęć do pozostania w granicach niepodległej Ukrainy. W nieuznawanym referendum 80% głosujących (przy frekwencji 93,26%) opowiedziało się za restytucją Krymskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej jako podmiotu ZSRS. Gdy państwo to upadło w grudniu 1991, pojawiły się koncepcje niepodległości, choć ostatecznie przyjęto kompromis w postaci nadania Krymowi statusu autonomicznego. Wydawało się, że porozumienie rosyjsko-ukraińskie z 1997 – umożliwiające Flocie Czarnomorskiej bazowanie w Sewastopolu do 2017, a następnie przedłużenie tego okresu do 2047 – ostudziło krymski separatyzm. Przebieg wydarzeń pokazał jednak, że tak się nie stało...
Krym to półwysep na południu Ukrainy, w północnej części Morza Czarnego, zwany w starożytności Chersonezem Taurydzkim bądź Taurydą, połączony z lądem wąskim Przesmykiem Perekopskim (długość 30 km, maksymalna szerokość 9,2 km). Leży pomiędzy Morzem Czarnym i Azowskim, a od Rosji oddziela go Cieśnina Kerczeńska o długości 41 km, szerokości w najwęższym miejscu 4 km i głębokości 5-15 m. Długość linii brzegowej wynosi ok. 1000 km, a powierzchnia 25 700 km². Obecnie Krym zamieszkuje około 2,4 mln osób. Większość ludności (60,4%) stanowią Rosjanie. Oprócz nich żyją tu Ukraińcy (24,01%) i Tatarzy krymscy (10,21%) wracający po stalinowskich wysiedleniach. Rosyjskim, jako językiem ojczystym, posługuje się 79,1% populacji, ukraińskim 9,6%, a krymskotatarskim ok. 9%.
Krym odgrywa dużą rolę wojskową, ze względu na bazę marynarki wojennej w Sewastopolu, która pozwala na prowadzenie działań na Morzu Śródziemnym. Istotne jest też funkcjonowanie na tym terenie kilkunastu zakładów zbrojeniowych. Największe dochody uzyskiwane są z rolnictwa i turystyki. Przemysł odgrywa znacznie mniejszą rolę, choć sytuacja ta może zmienić się w pewnym stopniu za sprawą rozpoznanych nowych złóż gazu ziemnego i – w mniejszym stopniu – ropy naftowej, zlokalizowanych głównie na okalających Krym wodach szelfowych. Szacuje się, że złoża gazu mogłyby zaspokoić nawet trzecią część potrzeb Ukrainy.
Układ sił wojskowych
Po rozpadzie Związku Sowieckiego Ukraina przejęła większość znajdujących się na Krymie instalacji wojskowych, które nie należały do Floty Czarnomorskiej, w tym wojskową część sewastopolskiego lotniska Balbek. Podkreślić należy, że na półwyspie nie dokonano poważniejszych redyslokacji wojsk, na co wpływ mogły mieć obawy przed protestami miejscowej ludności. Można więc postawić tezę, że na swój sposób Ukraińcy zakonserwowali stan zastany w chwili upadku ZSRS.
Większość sił stacjonujących na Krymie stanowiły związki taktyczne, oddziały i pododdziały marynarki wojennej (bazą główną był Sewastopol, punkty manewrowego bazowania nad jeziorem Donzuzław, w Kerczu i Soczi). Ten rodzaj sił zbrojnych liczył do niedawna ok. 15 tys. żołnierzy. Można przyjąć, że ponad połowa z nich stacjonowała na Krymie. Dotyczyło to nie tylko załóg okrętów oraz zaplecza technicznego, dowództw i akademii morskiej, ale także 36. samodzielnej brygady obrony wybrzeża (składającej się z 1. batalionu piechoty morskiej oraz 84 i 127. batalionów obrony wybrzeża, choć tylko ten pierwszy pododdział dysponował liczącym się potencjałem bojowym), dwóch nadbrzeżnych dywizjonów rakietowych, a także pododdziałów rozpoznania i łączności.
Na półwyspie znajdowały się też stosunkowo duże siły wojsk lotniczych: przynajmniej trzy pułki przeciwlotnicze, uzbrojone (według danych z 2011) w zestawy S-300, S-200 i Buk-M1, zaś na lotnisku Balbek stacjonowała 204. Brygada Lotnictwa Taktycznego, której głównym wyposażeniem było ok. 40 myśliwców MiG-29 (zaledwie kilka z nich było sprawnych technicznie). Natomiast wojska lądowe utrzymywały tam jedynie służby logistyczne i tyłowe. Jednostki bojowe stacjonowały dopiero za Dnieprem. Dopełnieniem tych sił było 5 pododdziałów wojsk wewnętrznych podległych resortowi spraw wewnętrznych, których liczebność szacowano na 1100-3000 żołnierzy, a także funkcjonariusze Straży Wybrzeża.
Można zakładać, że na Krymie służyło w lutym br. ok. 18 tys. żołnierzy (z członkami rodzin było to ok. 25-27 tys. osób). Władze Ukrainy posiadały więc znaczną przewagę liczebną nad rosyjskim kontyngentem, który w okresie pokoju składał się z 11 tys. żołnierzy. Później został wzmocniony, jednak można przypuszczać, że deklaracje Moskwy – o nie przekroczeniu progów przewidzianych porozumieniem z 1997, a więc czasowego stacjonowania do 25 tys. żołnierzy – były prawdziwe.
Faktem jest jednak, że Kijów mógł liczyć na nieliczne formacje, których trzon stanowił batalion piechoty morskiej – szkolone i wyposażone do klasycznych operacji lądowych. W tej dziedzinie Rosjanie stosunkowo szybko zdobyli przewagę. W skład Floty Czarnomorskiej wchodzi 810. brygada piechoty morskiej, której dwa bataliony stacjonowały na Krymie. Według dostępnych informacji, siły te zostały później wzmocnione pododdziałami sił spadochronowych oraz specjalnych przerzucanych na pokładach samolotów (Ukraińcy twierdzili, ze zaobserwowali przynamniej 13 transportowych Ił-76) i okrętów. W drugim okresie interwencji, po zajęciu ukraińskiego punktu granicznego przy cieśninie kerczeńskiej, ruch żołnierzy i sprzętu był już nieskrępowany. Nie można też nie doceniać sił lokalnej samoobrony. Choć jej liczebność jest trudna do oszacowania, jej członkowie – głównie nieuzbrojeni – odegrali kluczową rolę w blokadzie wilu ukraińskich instalacji wojskowych.
Uderzenie
Przejmowanie Krymu przez siły rosyjskie i tworzącą się błyskawicznie lokalną samoobronę rozpoczęło się niemal natychmiast po przejęciu władzy w Kijowie przez opozycję i doprowadzeniu przez nią do odebrania językowi rosyjskiemu statusu urzędowego. Fakt ten był zarówno pretekstem, jak i w dużej mierze powodem rozpoczęcia operacji. Pamiętać należy, że kryzys na Ukrainie trwał już dostatecznie długo, by administracja prezydenta Putina podjęła z wyprzedzeniem nie tylko działania organizacyjno-logistyczne, ale również gruntownie przeanalizowała rozmaite scenariusze i warianty postępowania. W efekcie użycie siły najwyraźniej dawkowano. Posłużenie się w pierwszej fazie kombatantami pozbawionymi symboli przynależności państwowej umożliwiało przez długi czas wycofanie się z interwencji bez utraty twarzy. Rezultaty akcji były jednak na tyle zachęcające, zaś sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa na tyle korzystna, że zdecydowano się kontynuować operację.
Siły rosyjskie stacjonujące na obszarach pozostających pod kontrolą Floty Czarnomorskiej przystąpiły – wespół z miejscowymi ochotnikami – do przejmowania kluczowych punktów półwyspu: budynków władz, obiektów infrastruktury transportowej oraz drogowej. Najważniejszym wydarzeniem tego okresu działań było zajęcie 27 lutego przez kilkudziesięciu uzbrojonych mężczyzn parlamentu i budynku lokalnych władz. Pozwoliło to na przejęcie władzy przez miejscowych Rosjan i rozpoczęcie procesu secesji od Ukrainy. Jednocześnie członkowie rozwiązanego kilka dni wcześniej ukraińskiego Berkutu przejęli kontrolę nad lądowymi szlakami komunikacyjnymi łączącymi Krym z resztą kraju. Dzień później uzbrojeni mężczyźni pojawili się na terenie dwóch międzynarodowych portów lotniczych. W ten sposób zakończył się pierwszy etap działań: przejęcia przez Rosjan władzy politycznej i odseparowania półwyspu od Ukrainy.
Znamienne, że użyte do tego siły były bardzo małe: można je szacować na nie więcej niż kilkaset osób. Były one za słabe dla przeciwstawienia się zdecydowanej akcji wojskowo-policyjnej Ukraińców, jednak wystarczające, by nie dopuścić np. do przedostania się na Krym bojówkarzy skrajnych organizacji nacjonalistycznych. Świadczy to o tym, jak Rosjanie oceniali i klasyfikowali zagrożenia, zaś dalsze wydarzenia potwierdziły, że mieli rację...
Militarna słabość Ukrainy
Akcja na Krymie przypadła na okres całkowitego rozprężenia ukraińskich władz po wydarzeniach na Majdanie i zmianach na kluczowych stanowiskach w państwie. Co więcej, same ukraińskie siły zbrojne okazały się niezdolne do działań na większą skalę. Liczyły w okresie pokoju ok. 125 tys. żołnierzy, z czego ok. 40% stanowili żołnierze z poboru. Ich uzupełnienie stanowiło kilkadziesiąt tys. żołnierzy wojsk wewnętrznych i funkcjonariuszy straży granicznej. W dniach zamieszek wewnętrznych byli oni tak samo podzieleni politycznie i narodowo, jak całe społeczeństwo, co znacznie ograniczyło spoistość sił zbrojnych.
Dwie dekady chronicznego niedoinwestowania doprowadziły do degradacji stanu technicznego sprzętu, w zdecydowanej większości odziedziczonego po rozpadzie ZSRS, a więc mającego za sobą co najmniej ćwierć wieku służby. Wydatki wojskowe Kijowa już od kilku lat nie przekraczały 1% PKB, stanowiąc w 2013 równowartość niecałych 2 mld USD. Środki na modernizację techniczną wynosiły 10-11% tej kwoty i pozwalały na dostawy nieliczych egzemplarzy nowego lub głęboko zmodernizowanego sprzętu w ciągu roku. Według deklaracji nowego ministra obrony Ukrainy, zaledwie kilkadziesiąt statków powietrznych wojsk lotniczych było w stanie zdalnym do lotu, mimo posiadania ponad 180 samolotów bojowych w jednostkach operacyjnych. Na bardzo niskim poziomie było wyszkolenie pilotów, z których tylko kilku posiadało uprawnienia odpowiadające natowskiemu standardowi combat ready. Podobna sytuacja panowała w pozostałych rodzajach sił zbrojnych. Dotyczyło to również bardzo niskiego stanu gotowości bojowej i braku drogich w utrzymaniu sił natychmiastowego reagowania.
Należy zwrócić uwagę fakt, że siły zbrojne niepodległej Ukrainy tworzone były na kadrowej, sprzętowej, a przede wszystkim mentalnej bazie posowieckiej. Politycy wszystkich bez wyjątku ekip sprawujących od 1992 władzę w Kijowie sprawy obronności zaniedbywali i lekceważyli, zaś armię traktowali z mieszaniną lęku i pogardy. W takich warunkach wykrystalizowanie się nowoczesnego etosu żołnierskiego i pełnego utożsamienia się z ideą ukraińskiej państwowości było w zasadzie niemożliwe.
Wszystkie te czynniki powodowały, że prawdopodobieństwo zdecydowanej akcji wojskowej ukraińskich sił na Krymie oceniono w Moskwie jako bardzo małe. Tym bardziej, że zbrojny opór groził rosyjską interwencją także w innych częściach kraju, a na taki scenariusz, szczególnie w lutym i marcu, Kijów był całkowicie nieprzygotowany. Sytuacja ta zmieniła się w niewielkim stopniu na początku kwietnia, już po zapowiedzianej przez Kijów częściowej mobilizacji, obejmującej ok. 40 tys. ludzi. Według oficjalnych ocen NATO, Rosjanie utrzymywali w tym czasie w rejonach przygranicznych ok. 30 tys. żołnierzy gotowych do podjęcia działań. W razie wybuchu konfliktu na większą skalę, miało to wystarczyć do zajęcia wschodnich i południowych regionów Ukrainy w ciągu zaledwie 3-5 dni...
Wypieranie
Wbrew obiegowym opiniom, secesjoniści wspierani przez rosyjskich żołnierzy nie zdecydowali się od razu na zajmowanie i blokowanie ukraińskich instalacji wojskowych. Pierwsze potwierdzone doniesienia o takich działaniach pochodzą z 3 marca, a więc już po deklaracjach nowych władz Krymu o woli przyłączenia się do Rosji. Akcję tę zintensyfikowano po referendum, które odbyło się 16 marca, a więc w sytuacji, w której z rosyjskiego punktu widzenia, ukraińskie wojska na Krymie znajdowały się już poza swoim terytorium.
Nie można wykluczyć, że Kreml został zaskoczony szybkością zmian i słabością Kijowa. Według niektórych analityków, Putin, który wolałby mieć do czynienia na półwyspie z niepodległym państwem buforowym, w rodzaju Naddniestrza, został postawiony przed faktem dokonanym przez prorosyjski rząd Krymu i po jego wniosku o wcielenie do Rosji musiał podjąć dalej idące kroki. Choćby po to, by nie utracić poparcia zadowolonego z przebiegu wydarzeń społeczeństwa rosyjskiego.
Obrońcy tymczasem ograniczali się do biernego oporu. Z reguły nie wpuszczano Rosjan na teren jednostek, choć nie robiono nic, by przełamać blokadę, nawet jeśli tworzyli ją tylko nieliczni i nieuzbrojeni mieszkańcy Krymu. Z biegiem czasu atakujący zaczęli przejmować kluczowe instalacje siłą, choć ta ograniczała się do używania granatów hukowych i przymusu bezpośredniego, bez wykorzystania broni palnej (w ten sposób zajęto np. najważniejsze instalacje wojskowej części lotniska Balbek na początku marca, ale nie zdecydowano się na usunięcie Ukraińców z kilku budynków dowództwa bazy).
W części przypadków Rosjanom udawało się rozbroić żołnierzy przeciwnika, przesyłając uzbrojenie do kontrolowanych już przez siebie obiektów lub zamykajac w zbrojowniach pod rosyjską straża. Działo się to za przyzwoleniem dowódców. Faktem jest bowiem, że wielu z nich popierało zmiany, a symbolem stał się kontradmirał Denis Bieriezowski, który 1 marca otrzymał nominację Kijowa na stanowisko dowódcy ukraińskiej marynarki wojennej. Natychmiast złożył jednak deklarację wierności nowym władzom Krymu, za co dzień później został odwołany, wkrótce otrzymać stanowisko zastępcy dowódcy Floty Czarnomorskiej. Według rosyjskich danych, z 18 przejętych ukraińskich okrętów, w paru przypadkach – już po referendum – musiano się posłużyć siłą (podobnie jak w Belbeku wykorzystywano granaty hukowe i świece dymne), jednak aż trzy jednostki pomocnicze przeszły na stronę nowych władz dobrowolnie.
Szczególnie istotną rolę dla przebiegu wydarzeń miało to, że opozycja która przejęła władzę w Kijowie, przez długie tygodnie nie przejawiała żadnego zainteresowania sytuacją rozmieszczonych na Krymie żołnierzy. W trakcie kluczowych godzin i dni dowódcy nie mogli liczyć na żadne instrukcje czy rozkazy. Swoistym kuriozum było upublicznione w Internecie (You Tube) wystąpienie dowódcy brygady lotniczej z bazy Belbek, który w ten sposób domagał się pisemnych rozkazów... W podobnej sytuacji znalazł się batalion piechoty morskiej w Teodozji oraz – jak można przypuszczać – żołnierze w pozostałych zablokowanych obiektach. Zaufanie wojska do polityków, które nigdy nie było zbyt duże, zostało w ten sposób ostatecznie zrujnowane.
Deaktywacja Krymu
Bezczynność Kijowa z przełomu lutego i marca doprowadziła do erozji potencjału jednostek wojskowych na Krymie. Już po referendum coraz większa liczba blokowanych żołnierzy podążyła śladem kontradmirała Bieriezowskiego, deklarując chęć wstąpienia do sił zbrojnych Rosji. Według źródeł ukraińskich, 23 marca było już 189 takich osób. Jednak prawdziwa lawina aplikacji nastąpiła po decyzji ukraińskich władz o ewakuowaniu personelu wojskowego z Krymu. 2 kwietnia opcję opuszczenia półwyspu wybrało zaledwie 1095 osób, a w tym 385 oficerów, 547 chorążych, podoficerów i żołnierzy służby kontraktowej, dwóch pracowników cywilnych oraz 125 członków rodzin (w tym 38 dzieci). 562 osoby to personel (wraz z rodzinami) marynarki wojennej, 346 – wojsk lotniczych. Większość pozostałych wybrała służbę pod nowymi sztandarami.
Faktu, że prawdopodobnie ok. 80% żołnierzy zawodowych porzuciło Ukrainę, nie można wytłumaczyć wyłącznie kwestiami narodowościowymi, ani znacznie wyższymi poborami otrzymywanymi przez żołnierzy rosyjskich. Świadczy on o głębokim kryzysie świadomości narodowej i chronicznym braku zaufania do władz. Czyni to sytuację na Krymie bardzo podobną do wydarzeń w Afganistanie w 2001, Iraku w 2003 lub Libii w 2011, gdzie obce ataki wojskowe zakończyły się szybkimi i spektakularnymi sukcesami ze względu na słabość instytucji państwowych i wewnętrzne podziały.
W odróżnieniu jednak od Amerykanów i ich europejskich sojuszników, Rosjanie przeprowadzili swoją akcję niemal bezkrwawo, a kilku zabitych w odosobnionych incydentach – gdy na małym obszarze znalazło się 35-40 tys. uzbrojonych ludzi – można uznać za sytuację absolutnie bez precedensu. Potwierdza to tezę, że po stronie ukraińskiej absolutnie nie było woli obrony półwyspu.
To, co stało się z ukraińskimi siłami rozmieszczonymi na Krymie powoduje poważny problem nazewniczy. Nie zostały rozbite czy zniszczone, gdyż nie prowadziły walki; nie zostały też internowane, ale stopniowo postępował ich... zanik lub jak kto woli deaktywacja.
Opuszczona armia
Obecnie trwa ewakuacja z Krymu tych członków personelu sił zbrojnych, którzy zdecydowali się na dalszą służbę pod błękitno-żółtym sztandarem. Nie ma to nic wspólnego z zapowiadanym przez majdańskiego ministra obrony, generała służb granicznych Mychajło Kowala, powrotem z bronią i rozwiniętym sztandarami. To pozbawione jakiegokolwiek patosu wyjazdy ludzi, często złamanych, którzy z dziejowej zawieruchy starają się wynieść już nie godność, ale tylko strzępy własności.
Ukraina utraciła na Krymie całą rozmieszczoną tam infrastrukturę wojskową i sprzęt, z wyjątkiem nielicznych okrętów, które przez zablokowaniem w Sewastopolu i na jeziorze Donuzław wyprowadzono do Odessy. Większość jednostek – po kilkudniowej blokadzie – podniosła, bez czynnego oporu, rosyjski andriejewskij fłag. W Odessie ostatecznie jednak zacumowała wracająca z misji antypirackiej w Zatoce Adeńskiej flagowa jednostka ukraińskiej marynarki – fregata Hetman Sahajdaczny.
Były minister obrony Ukrainy Anatolij Hrycenko stwierdził, że całościowe straty w obrębie sfery militarnej wywołane utratą Krymu, to ok. 20 mld USD. I nawet, jeśli Rosjanie wywiążą się z niedawnych deklaracji o przekazaniu ukraińskiego wyposażenia wojskowego, pozostaną one ogromne. Wydaje się jednak, że Ukraina straciła coś znacznie bardziej cennego, aczkolwiek niemożliwego co wyceniania w walucie – esprit de corps swoich sił zbrojnych, którego odbudowa zająć może dekady.
Krzysztof KUBIAK,
współpraca Michał LIKOWSKI