Adm. Mike Mullen, Przewodniczący Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, zapowiedział w sobotę wysłanie do Afganistanu dodatkowych 20-30 tys. amerykańskich żołnierzy. Oznaczałoby to zwiększenie kontyngentu z USA niemal dwukrotnie.
Obecnie w Afganistanie stacjonuje ok. 31 tys. amerykańskich żołnierzy. Nieco ponad 20 tys. działa w składzie sił międzynarodowych ISAF, pozostali samodzielnie, zajmując się szkoleniem miejscowych sił bezpieczeństwa i zwalczaniem przywódców talibów.
We wrześniu prezydent George Bush zapowiedział przerzucenie w lutym kolejnych 4000 żołnierzy (zobacz: Amerykańska brygada do Afganistanu). Była to odpowiedź na coraz śmielsze poczynania talibów, zdolnych do dobrze zaplanowanych uderzeń na duże oddziały koalicyjne (zobacz np.: 9 żołnierzy USA zabitych w Afganistanie).
Dzisiaj jednak wiadomo, że to nie wystarczy. Ostatni raport służb wywiadowczych USA mówi o zwiększaniu się terenów kontrolowanych przez partyzantów i stopniowej dezorganizacji struktur administracji rządowej. Biały Dom natomiast zlecił Pentagonowi opracowanie skutecznej strategii działania, która ujmie również zadanie wobec partyzantów, znajdujących się na terenie sąsiedniego Pakistanu (zobacz: Nowa strategia dla Afganistanu).
Prawdopodobnie częścią tych planów jest ogłoszony w sobotę zamiar przerzucenia późną wiosną lub latem do Afganistanu 20-30 tys. żołnierzy, tworzących m.in. 4 brygady bojowe i brygadę śmigłowcową. Według adm. Mike Mullena, to optymalna liczba, która powinna pomóc ustabilizować sytuację. Z drugiej jednak strony, admirał ostrzegł, że nie wystarczy to do osiągnięcia natychmiastowej poprawy - nadal notuje się mizerne postępy w odbudowie infrastruktury Afganistanu i wzmocnieniu tamtejszego rządu.
W mijającym roku w kraju tym zginęło ok. 290 zagranicznych żołnierzy, 1000 rządowych żołnierzy i policjantów oraz 2 tys. cywilów. Straty talibów szacowane są przez władze wojskowe USA na 3 razy większe, niż strony rządowej.