Kłamstwo pasione Rzepą

Pod koniec października, niegdyś szanowany i wiarygodny, dziennik Rzeczpospolita podminował Polskę tytułem Trotyl na wraku Tupolewa. W zajmującym prawie całą pierwszą kolumnę artykule Cezary Gmyz informował, że specjaliści, badający na zlecenie prokuratury szczątki rozbitego 10 kwietnia 2010 pod Smoleńskiem samolotu Tu-154M, wykryli na nich ślady trotylu i nitrogliceryny. Czego to miało dowodzić, autor nie musiał dodawać. Zrobili to za niego politycy partii opozycyjnych, a lider największej z nich stwierdził wprost, że pod Smoleńskiem zamordowano polskiego prezydenta i 95 innych wybitnych Polaków. Sam Gmyz w mediach elektronicznych dodawał, że ma aż cztery wiarygodne źródła i podawał kolejne, pikantne szczegóły. Grupa posłów i członków rodzin ofiar katastrofy, od miesięcy podgrzewających atmosferę zmyśleniami i kłamstwami, zorganizowała kolejną konferencję, w której padło wiele obrzydliwych oskarżeń i pomówień.

Tym razem kłamcy smoleńscy natrafili jednak na opór. Już wczesnym popołudniem przedstawiciele prokuratury na specjalnie zwołanej konferencji prasowej stwierdzili wprost, że w czasie prowadzonych badań wraku nie stwierdzono obecności ani trotylu, ani nitrogliceryny. Specjalistyczne badania (kolejne, bo wcześniej podobne, nie znajdując śladów materiałów wybuchowych, prowadzili już specjaliści rosyjscy i polscy – na zlecenie komisji badającej przyczyny wypadku) są kontynuowane, a ich wyniki będą znane za pół roku. Z wyjaśnień prokuratorów wynikało jasno, że Rzeczpospolita po prostu kłamała.

Następnego dnia gazeta ukazała się z dużym tytułem: Prawda za pół roku. Optymiści mogli pomyśleć, że redakcja Rzeczpospolitej potrzebuje pół roku, żeby zacząć pisać prawdę. Sporo, ale wyjście z nałogu nie może być szybkie, ani łatwe. W treści artykułu, znowu autorstwa Cezarego Gmyza, optymistów czekał jednak bardzo przykry zawód. Wynikało z niego zupełnie coś innego – żadnego kłamstwa na łamach gazety nie było, a prawdę za pół roku ma ogłosić prokuratura. I to prokuratura jest winna całego zamieszania.

Jakby tego było mało, redaktor naczelny Rzeczpospolitej, Tomasz Wróblewski, na jej drugiej stronie opublikował kolejny pokrętny komentarz: Nie wolno igrać z emocjami. I w tym przypadku tytuł był mylący. Autor nie adresował go do siebie. Podobnie, jak podległy mu Gmyz, pretensje kierował do prokuratury.

Kilka miesięcy wcześniej, ten sam autor w tej samej gazecie opublikował tekst, w którym dowodził na podstawie przecieków z prokuratury, że z nowego odczytu zapisów rozmów w kabinie załogi rozbitego Tu-154M wynika, iż w nie było w niej dowódcy Sił Powietrznych, gen. Andrzeja Błasika. Gdy prokuratura zdecydowała się odtajnić stenogram, z jego lektury można było wywnioskować, że o podobnym zaprzeczeniu nie może być mowy. Ze stenogramu wynikało nawet, że w kabinie załogi tuż przed katastrofą było aż dwóch generałów. Wówczas, podobnie jak tym razem, Rzeczpospolita nie odwołała swego kłamstwa. Ponieważ zaś sprawa była mniejszej wagi niż – nie formułowane wprost – oskarżenia o zamach na samolot przewożący Prezydenta RP, w wielu mediach, których dziennikarze nie mają czasu, ani ochoty na czytanie stenogramów, przewija się nadal kłamstwo Cezarego Gmyza i Rzeczpospolitej.

Niegdyś szanowany i wiarygodny dziennik, nazywany przez wieloletnich czytelników Rzepą, osunął się w ostatnim czasie nawet poniżej poziomu prasy brukowej. Bo ta, choć podaje informacje w sposób prymitywny, by wywołać sensację, stara się nie kłamać w sprawach ważnych, by nie narazić się na kosztowne procesy. Raczej więc zmyśla niż kłamie. Powstała w ten sposób cała dziedzina, którą można by nazwać smolensk fiction. Głupia i szkodliwa, ale skierowana głównie do najbardziej prymitywnych, niewiele rozumiejących odbiorców. Na jej rozpowszechnianiu zarabiają pseudodziennikarze, pseudospecjaliści oraz wynajmujący ich politycy i właściciele mediów. I nie ma na to rady. Taki jest współczesny świat.

Gdy do tej grupy dołączył powszechnie niegdyś szanowany i wiarygodny dziennik Rzeczpospolita, sytuacja się zmieniła. Gra emocjami i okłamywanie elit nie może doprowadzić Polski do niczego dobrego. Czas najwyższy na opamiętanie.

Tomasz Hypki

PS. Sam zaprzestałem regularnej lektury Rzeczpospolitej już dość dawno. Po prostu trudno znaleźć w niej jakąś wolną od przemijających mód i uwarunkowań politycznych wiedzę, czy zaczyn intelektualny, z których niegdyś słynął ten dziennik. Na rynku jest wybór, wiarygodne źródła informacji można znaleźć też w Internecie, choć wymaga to sporego wysiłku. Z przyzwyczajenia nasza agencja prenumerowała jednak dwa egzemplarze gazety. Jak wielu innym Polakom, postępowanie jej redakcji nie dało nam wyboru. Ta prenumerata, podobnie jak dobre imię Rzepy, to już historia.

Udostepnij

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz samodzielnie określić warunki przechowywania lub dostępu plików cookie w Twojej przeglądarce.