Amerykański odłam światka hobbystów zajmujących się historią lotnictwa w II wojnie światowej od lat stara się przekonać resztę, że półcalowy wkm M2 był świetnym rozwiązaniem jako podstawowa broń lotnicza, zwłaszcza dla myśliwców rodem z USA. W istocie ani nie był to wybór, ani nie było do dobre rozwiązanie, jak udowodniła praktyka. Prawie wszystkie bowiem siły powietrzne świata - włącznie z amerykańskimi - zdecydowały się na armaty automatyczne, najczęściej kalibru 20 mm.
Bitwę o panowanie w powietrzu w latach 1940. wielkokalibrowe karabiny maszynowe (wkm) przegrały z kretesem z małokalibrowymi armatami automatycznymi. Za to te pierwsze nie dały się pokonać na lądzie. Dzisiaj stanowią uzbrojenie pojazdów, pomocnicze w przypadku czołgów i - często zasadnicze - transporterów opancerzonych i samochodów, terenowych i opancerzonych. Najszerzej wykorzystują je siły zbrojne USA, ale są też obecne w armii rosyjskiej, chińskiej i wielu państw europejskich, włącznie z polską.
Przeznaczenie
Występujące obecnie w uzbrojeniu wkm zasilane są dwoma nabojami. W krajach zachodnich to 12,7 mm x 99, którym strzela nieśmiertelny M2, czyniący zresztą monotyp, zaś w przestrzeni postsowieckiej i Chinach 12,7 mm x 107, zasilający szereg wzorów broni, od starego DSzK, przez NSW, po konstrukcje chińskie.
Często wielkokalibrowe konstrukcje, zwłaszcza te zamontowane na wieżach czołgów i dział samobieżnych, opisywane są jako broń przeciwlotnicza. W rzeczywistości ich zasadnicza rola polega na prowadzeniu ognia wspierającego na odległość przekraczającą możliwości typowego, sprzężonego z armatą, karabinu maszynowego, czyli powyżej kilometra. Są one w tym przypadku wyraźnie skuteczniejsze, z powodu bardziej płaskiej trajektorii i znacznie większej energii pocisków. Pierwsze pozwala trafiać tam, gdzie się chciało, nawet jeśli strzelec myli się poważnie w ocenie odległości, drugie zaś oznacza nie tylko skuteczne rażenie siły żywej, ale też dobre własności w zakresie penetracji lekkich osłon. Jest to przydatne nie tylko w strzelaniu na dystans powyżej tysiąca metrów i dalej (na którym pociski karabinowe nie miałyby praktycznie żadnej przebijalności), ale również przy prowadzeniu ognia na mniejsze odległości. Choć z takiego dystansu karabin maszynowy skutecznie zwalczałby wówczas nieosłonięte cele, to jednak wkm znacznie lepiej poradzą sobie z lekkimi pancerzami, murami, czy workami z piaskiem, zaś po ich przebiciu nadal będą miały wystarczającą energię do rażenia przeciwnika.
Wielkokalibrowe karabiny maszynowe są jednocześnie na tyle lekkie (ich masa nie przekracza 30 kg), że nie mają zauważalnego wpływu na własności trakcyjne, nawet w przypadku lekkich pojazdów. Również masa amunicji jest na tyle mała, że można transportować zapas kilkuset sztuk za cenę kilkudziesięciu kilogramów.
Dlaczego nie 20 mm?
Małokalibrowe armaty automatycznie nie wyparły nigdy broni kalibru 12,7 mm na lądzie z kilku przyczyn. Po pierwsze - z powodu masy. Nawet, jeżeli możliwe jest stworzenie armaty o takim samym (lub podobnym) ciężarze - jedynym przykładem jest sowiecka B-20 z II wojny światowej, o masie 25 kg, będąca adaptacją lotniczego wkm UB, to nadal pozostaje problem amunicji. Naboje 12,7 mm x 99 ważą w okolicy 0,12 kg, zaś 20 mm x 102 M50 - 0,25 kg. Tym samym, 20-mm armata z takim samym zapasem amunicji będzie miała dwa razy większą masę.
Kolejne źródła kłopotów to większe wymiary i odrzut. Te problemy są jednak mało istotne przy dwóch zasadniczych - wielkim rozpowszechnieniu i ugruntowanej pozycji wielkokalibrowych karabinów maszynowych w systemach logistycznych użytkujących ich armii i... prostym braku potrzeby. (ciąg dalszy w numerze)