Zamknij

Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Miłosław Majstruk

Całkiem niedawno i całkiem niedaleko, rządziła sobie koalicja, w której pierwsze skrzypce grała partia z prawem i sprawiedliwością w nazwie. W owych czasach państwem władali podobni do siebie, jak dwie krople wody premier i prezydent, zaś wicepremierem Spraw Wewnętrznych i Administracji był Ludwik Dorn. W tej opowieści, w połowie grudnia 2006, Komenda Główna Policji (KGP) wystąpiła o zgodę na podjęcie prac nad zmianą ustawy o broni i amunicji. I tej zgody minister Dorn udzielił.

Nikogo wówczas - a i teraz - nie zdziwiło, że Policja zajmuje się tworzeniem przepisów prawa, choć powołana została do pilnowania ich przestrzegania. Nikogo również nie zdziwiło, że ta sama instytucja tworzyła przepisy prawa, na podstawie których później wydaje decyzje administracyjne. Ale tak to już jakoś siłą rozpędu zostało, od czasów Polski Ludowej, że skoro milicja prawo tworzy, pałuje w jego obronie i się do niego nie stosuje, to wszystko jest w porządku. Ale po co iść w dygresje, wystarczy sprawdzić, kto zaczął tworzyć ów projekt. Otóż było to… Biuro Prewencji i Ruchu Drogowego KGP. I nagle, ów projekt nowelizacji, jako rządowy, trafił po czterech latach do Sejmu, w państwie, którym rządzi zupełnie inna koalicja, inny premier i inny prezydent.

Zgodnie z wnioskiem Komendanta Głównego Policji zakres prac nad nowelizacją miał obejmować:
- opracowanie jednoznacznych kryteriów wydawania pozwoleń na broń do celów sportowych, obejmujących egzamin ze znajomości budowy i praktycznego posługiwania się bronią przeprowadzany przez organ Policji,
- określenie warunków nabywania i posiadania prochu czarnego przez osoby posiadające broń palną wytworzoną przed rokiem 1850 lub replikę tej broni,
- zmianę przepisów wskazujących dokumenty wymagane przy wywozie do państw członkowskich Unii Europejskiej i przywozie z tych krajów, broni i amunicji przez obywateli RP na własne potrzeby,
- określenie zasad wykonywania przez organy uprawnione do wydawania pozwoleń na posiadanie broni, wskazanej w art. 27 ust. 1 cytowanej ustawy, kontroli obowiązków wynikających z ustawy przez osoby oraz podmioty posiadające tzw. broń obiektową na podstawie świadectwa broni,
- objęcie osób posiadających pozwolenia na broń w celach określonych w art. 10 ust. 3 pkt. 2-3 i 6 ustawy, obowiązkiem przedstawiania raz na pięć lat aktualnego orzeczenia lekarskiego i psychologicznego organowi, który wydał pozwolenie na posiadanie broni.

Projekt vs. projekt

Przez cztery lata KGP nie była w stanie stworzyć projektu. Jednak nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, objawił się on na Radzie Ministrów. I, przyjęty jako rządowy, został przesłany do Sejmu. Choć konkurencyjny projekt nowej ustawy, stworzony przez Komisję Nadzwyczajną Przyjazne Państwo do spraw związanych z ograniczaniem biurokracji, został przesłany wcześniej, to jednak tylko projekt rządowy trafił pod głosowanie. Ale to również nie powinno dziwić. W końcu w trakcie prac komisji zajmującej się projektem rządowym, kilkukrotnie padały jednoznaczne stwierdzenia, świadczące o tym, że ten z Komisji przepadł.

Rzut oka na wersję rządową, a stanie się jasne dlaczego po czterech latach prace w KGP dostały takiego przyśpieszenia. Jest to nic dziwnego, jak rozpaczliwy ruch mający na celu zablokowanie zbyt rewolucyjnego - jak dla Policji - projektu konkurencyjnego. Wersja rządowa zostanie przegłosowana, prace zostaną zakończone, a wówczas będzie można poddać głosowaniu pomysł z Komisji Przyjazne Państwo. A ten przepadnie oczywiście w pierwszym czytaniu, bo w końcu poparcia rządzących partii nie ma - tych z przymiotnikiem obywatelski w nazwie - a jak wszystkim będzie wiadomo, prace nad nowelizacją zostaną zakończone, o czym więc dyskutować?

Tumoczenie

Prace nad nowelizacją muszę były niezwykle pouczające, o czym świadczy lektura stenogramów. Można dzięki temu zrozumieć, jak tworzy się prawo w Polsce. Dla przykładu, w trakcie prac komisji okazało się, że dyrektywa unijna, do której nowelizacja miała dostosować ustawę o broni i amunicji, zawiera ewidentne błędy w tłumaczeniu. Specjalistycznym określeniom angielskim, określającym broń, nadano niepoprawne określenia polskie. Ot, choćby, gdy w definicji broni pojawił się zapis o miotaniu pocisków na skutek spalania materiału wybuchowego, gdy w dyrektywie stoi wyraźnie combustive propellant. W ten sam sposób wyrzutnie rakiet stały się granatnikami. Takich kwiatków było więcej. Znacznie więcej.

Dzięki stenogramom możemy się dowiedzieć nie tylko, że takie błędy się zdarzają, ale także dlaczego tak jest. Otóż Sejm III Rzeczpospolitej Polskiej, największa władza ustawodawcza, zleca tłumaczenie prawa unijnego firmom wyłonionym w przetargu. A więc najtańszym. Jeszcze większe zdumienie budzi fakt, że nikt tego tłumaczenia nie weryfikuje. Staje się ono oficjalnym dokumentem, na podstawie którego tworzy się prawo w Polsce! Ciekawe, ile jeszcze przepisów, opartych na prawie unijnym, jest oparte błędnym tłumaczeniu? Najbardziej poraża zupełny brak reakcji. Nikt nie przejął się niepoprawnym przekładem, błędną nowelizacją czy powtarzalnością takich przypadków. Wszyscy pokiwali głowami, w końcu przecież nie ma się czym przejmować, to taka polska norma.

Podsekretarz stanu w MSWiA Piotr Stachańczyk: (...) wyraźnie podkreślam, że naszym zamiarem było wdrożenie dyrektywy unijnej. (stenogram z prac komisji sejmowej)

Podsekretarz stanu w MSWiA Piotr Stachańczyk: (...) za tłumaczenia dokumentów unijnych odpowiada Unia, a sytuacja, która tutaj miała miejsce, oczywiście czasem się zdarza. (stenogram z obrad Sejmu)

Poseł Jarosław Stolarczyk (PO) na Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych: (...) to nie Unia Europejska weryfikuje te tłumaczenia, tylko my ogłaszamy na nie przetarg. Przetarg zazwyczaj wygrywa firma, która daje jak najniższą cenę i później dochodzi do tego typu sytuacji. UE jedynie akceptuje nasz wybór. (stenogram z prac komisji sejmowej)

(ciąg dalszy w numerze)


Broń i Amunicja - 01/2011
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.