Dwulufowa śrutówka jest od lat popularną bronią myśliwską i sportową, a wykorzystanie jej do samoobrony czy walki na bliskim dystansie wydaje się być czymś najzwyklejszym pod słońcem. Trzylufowe strzelby (drylingi) spotyka się już nieco rzadziej. A co by było gdyby dołożyć jeszcze jedną lufę? Albo nawet kilka?
Taka myśl zaprzątała niegdyś z pewnością Roberta Hillberga, amerykańskiego konstruktora i projektanta broni strzeleckiej, w owym czasie głównego inżyniera w małej firmie Bellmore-Johnson Tool Co. W połowie lat 50. XX w. zastanawiał się on nad koncepcją taniej i prostej broni indywidualnej, zoptymalizowanej pod kątem działań partyzanckich. W tego rodzaju operacjach zwykle dochodzi do starć z najbliższej odległości, a uczestniczące w nich osoby nie są najczęściej dobrze wyszkolonymi strzelcami. Przeznaczona dla nich broń powinna być przede wszystkim wyjątkowo prosta, wytrzymała i odporna na nieumiejętną obsługę, jednak z drugiej strony zapewniać odpowiednią siłę ognia pozwalającą zmierzyć się z przeciwnikiem uzbrojonym w wojskową broń automatyczną, a jednocześnie posiadać wysokie prawdopodobieństwo trafienia - i porażenia celu - pierwszym strzałem. Powinna wreszcie być względnie niewielka i zwarta, łatwa do przenoszenia i ukrycia.
Strzelba śrutowa wydaje się naturalnym rozwiązaniem większości tych problemów. Siła rażenia ładunku śrutu jest z małej odległości aż nadto wystarczająca. Rozrzut wiązki śrucin pozwala w pewnym stopniu skompensować niedokładne celowanie. Nawet przy krótkiej lufie osiągi takiej broni są dostateczne do walki z bliska. I wreszcie, myśliwska amunicja śrutowa jest rozpowszechniona i w miarę łatwo dostępna w każdym praktycznie kraju świata.
Jedyny kłopot to zapewnienie w takiej konstrukcji odpowiedniej siły ognia i możliwości szybkiego oddania kilku strzałów, przy jednoczesnym zachowaniu prostoty konstrukcji. Dubeltówka jest prosta, ale wystrzelić z niej bez ładowania można tylko dwukrotnie, a to jednak nieco zbyt mało. Strzelby powtarzalne, wbrew pozorom, są dosyć skomplikowane i nie takie proste w użytkowaniu dla osób słabiej obeznanych z bronią. Zaś niezawodność strzelb automatycznych jeszcze i dzisiaj stanowi pewien problem, zaś pół wieku temu była po prostu niezadowalająca.
Hillberg zdecydował się więc na rozwiązanie bardziej niecodzienne. Strzelba, której ostateczna koncepcja ukształtowała się na początku 1962, przypominała nieco powiększonego XIX-wiecznego derringera (kieszonkowy pistolet o kilku lufach). Miała ich dokładnie cztery, ułożone w romb. Blok luf wykonany był jako jeden odlew z lekkiego stopu. Do ładowania służył pakiet amunicyjny - rodzaj wiązki 4 połączonych naboi, ładowanych jako jedna całość i razem wyrzucanych po wystrzeleniu. Mechanizm spustowy był typu DAO (wyłącznie z samonapinaniem). Zapewne z uwagi na dość duże siły w układzie, zamiast klasycznego języka spustowego konstruktor zastosował sporych rozmiarów dźwignię, wciskaną czterema palcami dłoni. Koncepcyjna strzelba kalibru 20 miała masę zaledwie 1,8 kg, długość luf wynosiła 410 mm.
(ciąg dalszy w numerze)