Zamknij

Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Adam Górecki (Speedy)

Dwulufowa śrutówka jest od lat popularną bronią myśliwską i sportową, a wykorzystanie jej do samoobrony czy walki na bliskim dystansie wydaje się być czymś najzwyklejszym pod słońcem. Trzylufowe strzelby (drylingi) spotyka się już nieco rzadziej. A co by było gdyby dołożyć jeszcze jedną lufę? Albo nawet kilka?

Ośmiolufowy Colt Defender konstrukcji Roberta Hillberga widziany od przodu budził respekt /Zdjęcie: archiwum Adama Góreckiego

Taka myśl zaprzątała niegdyś z pewnością Roberta Hillberga, amerykańskiego konstruktora i projektanta broni strzeleckiej, w owym czasie głównego inżyniera w małej firmie Bellmore-Johnson Tool Co. W połowie lat 50. XX w. zastanawiał się on nad koncepcją taniej i prostej broni indywidualnej, zoptymalizowanej pod kątem działań partyzanckich. W tego rodzaju operacjach zwykle dochodzi do starć z najbliższej odległości, a uczestniczące w nich osoby nie są najczęściej dobrze wyszkolonymi strzelcami. Przeznaczona dla nich broń powinna być przede wszystkim wyjątkowo prosta, wytrzymała i odporna na nieumiejętną obsługę, jednak z drugiej strony zapewniać odpowiednią siłę ognia pozwalającą zmierzyć się z przeciwnikiem uzbrojonym w wojskową broń automatyczną, a jednocześnie posiadać wysokie prawdopodobieństwo trafienia - i porażenia celu - pierwszym strzałem. Powinna wreszcie być względnie niewielka i zwarta, łatwa do przenoszenia i ukrycia.

Strzelba śrutowa wydaje się naturalnym rozwiązaniem większości tych problemów. Siła rażenia ładunku śrutu jest z małej odległości aż nadto wystarczająca. Rozrzut wiązki śrucin pozwala w pewnym stopniu skompensować niedokładne celowanie. Nawet przy krótkiej lufie osiągi takiej broni są dostateczne do walki z bliska. I wreszcie, myśliwska amunicja śrutowa jest rozpowszechniona i w miarę łatwo dostępna w każdym praktycznie kraju świata.

Jedyny kłopot to zapewnienie w takiej konstrukcji odpowiedniej siły ognia i możliwości szybkiego oddania kilku strzałów, przy jednoczesnym zachowaniu prostoty konstrukcji. Dubeltówka jest prosta, ale wystrzelić z niej bez ładowania można tylko dwukrotnie, a to jednak nieco zbyt mało. Strzelby powtarzalne, wbrew pozorom, są dosyć skomplikowane i nie takie proste w użytkowaniu dla osób słabiej obeznanych z bronią. Zaś niezawodność strzelb automatycznych jeszcze i dzisiaj stanowi pewien problem, zaś pół wieku temu była po prostu niezadowalająca.

Strzelba kalibru 12 Winchester Liberator Mk III, z przednim chwytem pistoletowym i wysuwaną metalową kolbą. Długość broni ze złożoną kolbą 470 mm, masa 3,18 kg. Przynajmniej jeden egzemplarz trafił do Wietnamu na nieoficjalne próby /Zdjęcie: archiwum Adama Góreckiego

Hillberg zdecydował się więc na rozwiązanie bardziej niecodzienne. Strzelba, której ostateczna koncepcja ukształtowała się na początku 1962, przypominała nieco powiększonego XIX-wiecznego derringera (kieszonkowy pistolet o kilku lufach). Miała ich dokładnie cztery, ułożone w romb. Blok luf wykonany był jako jeden odlew z lekkiego stopu. Do ładowania służył pakiet amunicyjny - rodzaj wiązki 4 połączonych naboi, ładowanych jako jedna całość i razem wyrzucanych po wystrzeleniu. Mechanizm spustowy był typu DAO (wyłącznie z samonapinaniem). Zapewne z uwagi na dość duże siły w układzie, zamiast klasycznego języka spustowego konstruktor zastosował sporych rozmiarów dźwignię, wciskaną czterema palcami dłoni. Koncepcyjna strzelba kalibru 20 miała masę zaledwie 1,8 kg, długość luf wynosiła 410 mm.

(ciąg dalszy w numerze)


Broń i Amunicja - 02/2005
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.