Transportowy Boeing B747-200, należący do Kalitta Air, spadł wczoraj w okolicy Bogoty. Cała załoga przeżyła, zginęły jednak dwie osoby na ziemi.
B747-209B o numerze N714CK, wystartował ok. 4:30 z El Dorado International Airport w Bogocie z ładunkiem kwiatów, eksportowanych do USA. Zaraz po starcie załoga zameldowała wieży kontroli lotów pożar jednego z silników. Kilka sekund później kontakt radiowy został przerwany.
Pilot zdecydował się na awaryjne lądowanie na łąkach jednego z okolicznych gospodarstw, ok. 15 km od przedmieść Bogoty. Samolot rozpadł się w czasie tego manewru, a jego szczątki zostały rozrzucone na dużej przestrzeni. Wrak spłonął.
Boeing zniszczył przy tym dom, w którym zginął 50-letni Pedro Suarez i jego 13-letni syn Edwin. Cała załoga przeżyła. 8 amerykańskich lotników zostało przewiezionych do miejscowych szpitali. Stan jednego z nich jest ciężki. Mogą jednak mówić o ogromnym szczęściu. Jedynym, nieopalonym fragmentem konstrukcji okazała się górna część nosa maszyny, gdzie znajdowali się członkowie załogi. Element ten wywrócił się w ostatnim momencie na bok, jednak konstrukcja tego segmentu pozostała w zasadzie nietknięta.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną wypadku. Władze kolumbijskie zwróciły się do USA z prośbą o przysłanie specjalistów (w tym przedstawicieli Boeinga oraz Pratt & Whitney), którzy dołączą do lokalnej komisji badania wypadków lotniczych.
Znoszony samolot był wypożyczony przez Centurion Air Cargo. Został wyprodukowany w czerwcu 1981. To już drugi przypadek zniszczenia jumbo-jeta, należącego do Kalitty Air. Poprzedni, bardzo podobny wypadek zdarzył się nieco ponad temu, w Belgii (zobacz: Wypadek B747 w Brukseli). Przewoźnik dysponuje kilkunastoma samolotami tego typu.