Na lotnisku w Stuttgarcie do 14 października będzie można oglądać wyjątkowy motoszybowiec, Antares DLR-H2. Samolot napędzany jest silnikiem elektrycznym, korzystającym z energii uzyskanej z ogniw paliwowych.
Na razie samolot jeszcze nie wzbił się w powietrze. Ma to nastąpić przed końcem roku. Gdyby plany zostały zrealizowane, byłby to pierwszy lot - od startu do lądowania - maszyny, wykorzystującej ogniwa paliwowe.
Ogniwa działają, w pewnym sensie, jak akumulatory. Tyle, że zamiast oddawać nagromadzoną wcześniej energię, produkują prąd na zasadzie reakcji utleniania między wodorem na anodzie i tlenem na katodzie. W czasie pracy nie zanieczyszczają więc środowiska, pozostawiając po sobie przede wszystkim energię elektryczną i wodę. Szkodliwe substancje (np. dwutlenek węgla) tworzą się jedynie w procesie uzyskiwania wodoru i mogą być gromadzone w procesie produkcji.
Ze względu na postęp technologiczny, ogniwa stały się w ostatnich latach na tyle doskonałe, by myśleć o ich szerszym zastosowaniu w gospodarce, w tym w lotnictwie. Co prawda, w dającej się przewidzieć przyszłości, nie wyprą najnowszych wersji ogniska, czyli silników tłokowych, turbośmigłowych czy odrzutowych, jednak największe koncerny lotnicze planują wykorzystać je do funkcji pomocniczych, głównie dla zastąpienia pokładowych agregatów prądotwórczych, co powinno przyczynić się do zmniejszenia zużycia konwencjonalnego paliwa.
Antares DLR-H2 to wspólne dzieło Deutsche Zentrum für Luft-und Raumfahrt (DLR), niemieckiego, państwowego ośrodka badań lotniczych, współtwórców ogniw, niemieckiego BASF-a i duńskiej Serenergy, oraz dostawcy motoszybowca, Lange Aviation, a także fundatorów, w tym niemieckich zakładów Airbusa i krajowego rządu Badenii-Wirtembergii.
Konstrukcja oparta jest o motoszybowiec Antares 20E, napędzany silnikiem elektrycznym o mocy prawie 57 KM. W samolocie eksperymentalnym wykorzystano cały układ napędowy, łącznie z komputerem sterującym. Zastąpiono jedynie jonowo-litowe akumulatory, ogniwami wodorowymi. Koniecznym było również dostosowanie urządzenia sterującego.
Ogniwa, zaprojektowane przez DLR, zostały zamontowane w opływowych zasobnikach, umieszczonych pod wzmocnionymi skrzydłami. Przedstawiciele ośrodka badawczego utrzymują, że wygenerują one wystarczająco dużo energii do napędu silnika, także w czasie startu.
Jest to o tyle istotne, że w kwietniu Boeing Research & Technology Europe (BR&TE), hiszpańska filia Phantom Works, współpracując z austriackim Diamond Aircraft Industries, przeprowadziła pierwszy na świecie lot samolotu, napędzanego ogniwami paliwowymi. Zmodernizowany motoszybowiec Dimona wykorzystywał ogniwa jednak wyłącznie do lotu poziomego. Start i lądowanie odbyły się z wykorzystanie klasycznych akumulatorów (zobacz: Pierwszy samolot na wodę).
Oba ośrodki badawcze mają jednak ten same cel: stworzyć skuteczne zespoły napędowe dla pokładowych instalacji dużych samolotów pasażerskich, oczywiście dla dwóch największych konkurentów w lotnictwie pasażerskim, Boeinga i Airbusa.
Badania prowadzone przez DLR mają prowadzić do dopracowania układu napędowego. Po ewentualnym sukcesie Antaresa DLR-H2, system ma zostać wykorzystany - z małymi tylko zmianami - na pokładzie doświadczalnego A320, by docelowo trafić do seryjnych samolotów europejskiego koncernu.
Jako agregaty pokładowe, ogniwa paliwowe mają same zalety. Nie emitują zanieczyszczeń, nie generują dużych wibracji, ani hałasu. Powstająca w wyniku reakcji czysta woda, może być wykorzystana do zasilenia instalacji wodnej maszyny. Drugim owocem reakcji jest gaz, z niewielką zawartością tlenu, który z kolei nadaje się do wypełnienia opróżniających się w czasie lotu zbiorników paliwa. Pozwoli to zastąpić azot, zapobiegający eksplozji oparów benzyny lotniczej (zobacz: Azot do zbiorników paliwa).
Zarówno przedstawiciele BR&TE, jak i DLR, szacują jednak, że nie stanie się to wcześniej niż za kilka-kilkanaście lat.