7 listopada od Boeinga 737 południowoafrykańskich linii krajowych Nationwide, startującego ze 106 pasażerami na pokładzie z lotniska w Kapsztadzie (Cape Town) do Johanesburga, nagle od prawego skrzydła oderwał się pracujący na pełnym ciągu silnik.
Piloci kontynuowali wznoszenie. Po przejściu do lotu poziomego i wykonaniu kręgu nadlotniskowego, ocenili, iż samolot jest na tyle stabilny, iż należy podjąć próbę normalnego lądowania w Kapsztadzie. Zdecydowano, że należy wcześniej wytracić jak najwięcej paliwa. W tym czasie obsługa portu błyskawicznie usuwała silnik i odłamki poszycia, którymi usłany był pas. Lądowanie się powidło, nikt nie poniósł uszczerbku na zdrowiu.
Agencje cytują relacje Ronel Derman, businesswoman z Pretorii, która zajmowała miejsce w okolicy skrzydła: Rozległ się wielki huk i zobaczyłam nagle, jak odpada silnik. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę... Samolotem zatrzęsło, ale i pasażerowie i załoga w cudowny sposób zachowali spokój. Nie było żadnej histerii, niemal żadnych emocji, nieprawdopodobne. Chłopak, który siedział obok mnie wydawał się znać na samolotach. Powiedział: nie bój się, samolot poradzi sobie na jednym silniku. Pomyślałam więc, że wszystko skończy się pomyślnie. I tak się stało.
Ronel Derman pamięta, że kiedy samolot zatrzymał się po dobiegu, pierwszy pilot wszedł do kabiny i został bardziej niż entuzjastycznie powitany przez pasażerów.
Szef komisji badania wypadków lotniczych południowoafrykańskiego zarządu lotnictwa cywilnego - Gilbert Thwala podał, że specjalna grupa dochodzeniowa przysłana z Johanesburga jest już na miejscu w Kapsztadzie. W ostatnim tygodniu października liniowiec Airbusa wpadł po lądowaniu na lotnisku w Kapsztadzie do zaspy piaskowej tuż za krańcem pasa, po zbyt długim dobiegu.