Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, prezydent Barack Obama poinformował wczoraj w West Point o nowej strategii wobec Afganistanu. Zakłada ona m.in. zwiększenie liczby amerykańskich żołnierzy o 30 tys. i rozpoczęcie wycofywania się z tego kraju w połowie 2011.
Pierwsi żołnierze z dodatkowych oddziałów trafią do Afganistanu jeszcze przed końcem grudnia, ostatni w sierpniu 2010. Pozwoli to na zwiększenie amerykańskiego kontyngentu do ok. 100 tys. żołnierzy. Całe przedsięwzięcie będzie kosztowało w przyszłym roku ok. 30 mld USD.
Wzmocnieniu ulegną również siły państw sojuszniczych (zobacz: Zaciąg do Afganistanu). Anders Fogh Rasmussen sekretarz generalny NATO potwierdził na razie, że do Afganistanu dotrze 5 tys. żołnierzy, głównie z Korei Południowej, Gruzji, Wielkiej Brytanii, Macedonii i Słowacji. Otwartą sprawą jest ewentualne wzmocnienie sił Francji, Niemiec czy Polski.
W przypadku naszego kraju nie potwierdziły się wstępne zapowiedzi o wysłaniu ok. tysiąca żołnierzy. Przedstawiciele MON poinformowali, że w grę wchodzi 600 żołnierzy oraz kolejnych 200 jako rezerwa, gotowa do natychmiastowego przerzutu do Afganistanu. By wcielić te plany w życie, konieczna jest jeszcze ostateczna aprobata władz w Warszawie.
Można się spodziewać, że sojusznicy USA wyślą ostatecznie do 10 tys. dodatkowych żołnierzy, co da łącznie 140-150 tysięczny kontyngent zagraniczny.
Według prezydenta Obamy, pozwoli to na rozbicie Al-Kaidy oraz odebranie inicjatywy talibom. Da jednocześnie czas na wyszkolenie afgańskiego wojska i policji, by władze w Kabulu mogły samodzielnie zwalczać partyzantów.
Działania w Afganistanie mają być powiązane z akcjami przeciwpartyzanckimi w Pakistanie. Amerykański prezydent poinformował o zwiększeniu pomocy wojskowej dla Islamabadu.
Obok akcji militarnych, Barack Obama zapowiedział zintensyfikowanie działań politycznych oraz gospodarczych, dla poprawy pozycji władz afgańskich. Przestrzegł jednak, że USA będzie rozliczać rząd w Kabulu, szczególnie pod kątem korupcji i niegospodarności.
Wszystkie te działania mają umożliwić rozpoczęcie wycofywania się z Afganistanu w połowie 2011. Jasnym jest przy tym, że związane to jest z wyborami prezydenckimi, planowanymi na rok następny - Barack Obama wielokrotnie obiecywał zakończenie krwawych i kosztownych wojen w Iraku i Afganistanie.
Decyzja ta jest niemal kopią strategii zastosowanej przez administrację George`a Busha w Iraku. Przypomnijmy, że w momencie największego natężenia walk, w 2007 Waszyngton zwiększył swój kontyngent - również o 30 tys. żołnierzy - i korzystając z pomocy coraz silniejszych formacji rządowych, doprowadził do wojskowego zduszenia podziemia. Choć działa ono do tej pory, to jednak w wielokrotnie słabszym wymiarze i nie stanowi już zagrożenia dla istnienia irackich władz. Amerykanie rozpoczęli już wycofywanie oddziałów bojowych z tego kraju.
W przypadku Afganistanu podobne działania nie muszą doprowadzić do identycznych rezultatów. Choć dodatkowe 40-50 tys. żołnierzy pozwoli z pewnością na przeprowadzenie dużych operacji przeciwpartyzanckich i - być może - do przywrócenia administracji rządowej na części terytoriów, kontrolowanych obecnie przez talibów, to nadal są zbyt małe siły, by zgnieść podziemie i w pełni kontrolować kraj dwukrotnie większy niż Polska.
Wątpliwym jest również powodzenie projektu afganizacji wojny, a więc oparcia działań przeciwko podziemiu o miejscowe wojsko i policję. Irak jest bowiem nowoczesnym państwem, dysponującym dużymi środkami z eksportu ropy naftowej, co pozwoliło na zbudowanie kilkusettysięcznych formacji bezpieczeństwa oraz na imponujące zakupy uzbrojenia. W przypadku Afganistanu obie te przesłanki nie istnieją.
Kabul posiada obecnie 94 tys. żołnierzy i 81 tys. policjantów. Plany rządu zakładają zwiększenie liczebności wojska do 134 tys. osób. Barack Obama przedstawił jednak kilka miesięcy temu propozycję zwiększenia tych formacji do 260 tys. żołnierzy, w ciągu następnych 5 lat. Związane z tym koszty - łącznie 20 mld USD - mają być w całości pokryte przez amerykańskich podatników.
Zakładając jednak spełnienie obietnic zmniejszenia zagranicznego zaangażowania militarnego po połowie 2011, miejscowe siły mogą okazać się niewystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa. W przypadku Iraku niezbędnym było ok. 500-600 tys. żołnierzy i policjantów. W przypadku o wiele bardziej rozległego Afganistanami oraz przy podobnej liczbie ludności, wartości te powinny być nawet większe. Tymczasem wiadomo już, że nie będą…
Z sytuacji tej zdają sobie również Amerykanie. Prezydent Obama w czasie wczorajszego wystąpienia nie mówił o zwycięstwie nad talibami, ale wyłącznie o pokonaniu siatki terrorystycznej, która - według niego - nadal stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa USA. Kwestia walki z partyzantami ma być wewnętrznym problemem Afganistanu.