Przez ponad 20 minut samoloty lądujące na waszyngtońskim Ronald Reagan National Airport, nie mogły połączyć się z wieżą kontroli lotów. Kontroler zasnął. Incydent jest badany przez władze lotnicze.
Incydent miał miejsce w środku nocy, z 22 na 23 marca bieżącego roku. Dotychczasowe ustalenia pozwoliły stwierdzić, że po raz ostatni nawiązano kontakt radiowy z kontrolerem waszyngtońskiego lotniska o 23:55.
4 minuty po północy załoga lecącego z Dallas rejsowego samolotu American Airlines, na polecenie pobliskiego centrum radarowego, próbowała nawiązać kontakt z wieżą lotniska. Bezskutecznie, co spowodowało, że samolot musiał drugi raz podchodzić do lądowania, prowadzony przez obsługę stacji radiolokacyjnej. Ta próbowała skontaktować się z wieżą telefonicznie. Także bezskutecznie. Ostatecznie samolot wylądował o 0:12, bez udziału kontrolera.
Podobny przebieg - ale tylko z jednym podejściem do lądowania - miał finał lotu maszyny United Airlines. Pracownicy stacji radiolokacyjnej pomogli załodze bezpiecznie wylądować o 0:26, informując wcześniej o wyłączeniu wieży z pracy. 2 minuty później kontroler obudził się, nawiązując normalną łączność z kolejnym, lądującym samolotem.
Incydent był kolejnym już w USA. W 2009 Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), rekomendowała nawet, by kontrolerzy pozostawali pod stałym nadzorem. Niestety, na wieży Ronald Reagan National Airport na nocnej zmianie był tylko jeden pracownik. Co więcej, w toku pierwszych przesłuchań okazało się, że była to już dla niego 4. nocna zmiana pod rząd, trwająca od 22:00 do 6:00.
W związku z tym sekretarz transportu, Ray LaHood zlecił wczoraj władzom lotniczym FAA wprowadzenie nakazu utrzymywania na wieży stołecznego lotniska dwóch kontrolerów i sprawdzenie sytuacji na innych lotniskach pasażerskich kraju.