Niedaleko ośrodka w Torżku rozbił się śmigłowiec Ka-52. Jego nawigator zginął na miejscu, a pilot zmarł w wyniku odniesionych obrażeń w szpitalu.
Do katastrofy doszło wczoraj w czasie rutynowego lotu treningowego w lotach zespołowych bez widoczności ziemi. Ok. 21:05 została utracona łączność z załogą śmigłowca Ka-52, który wystartował z ośrodka w Torżku (jednostka 62632-D). Wrak śmigłowca znaleziono dopiero nazajutrz o 8:45, ok. 10 km na północny zachód od miejsca startu, w rejonie wioski Bolszaja Kisielienka.
Po dotarciu do wraku okazało się, że nawigator śmigłowca, Maksim Fiodorow zginął na miejscu. Pilota, Dmitrija Rakuszina, w bardzo ciężkim stanie przewieziono do szpitala, gdzie wkrótce zmarł. Nie wiadomo dlaczego obaj nie wykorzystali foteli wyrzucanych, w które wyposażony był śmigłowiec.
W poszukiwaniach brało udział ponad 300 ludzi i dwa śmigłowce. Uszkodzenia wraku wskazują na to, że spadł on z ok. 200 metrów. Nie uległ jednak znacznej dezintegracji i nie spłonął. Bez problemu znaleziono więc rejestratory pokładowe. Na ziemi nie odnotowano strat.
Najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy był błąd pilota. Lecący w ciemnościach pilot, choć doświadczony (był dowódcą eskadry), mógł wykonać zbyt gwałtowny manewr. Warunki atmosferyczne w rejonie Torżka były dobre: wiatr - 3 m/s, zachmurzenie częściowe.
Rodzinom obu pilotów rosyjskie ministerstwo obrony wypłaci po milionie rubli odszkodowania. W rosyjskich wojskach lądowych trwa zbiórka pieniędzy na ten sam cel. Koszty pogrzebów pokryje producent śmigłowców - Kamow. Pogrzeby planowane są na 15 marca.
To pierwsza katastrofa w historii Ka-52 (wcześniej rozbiły się dwa Ka-50 - w obu wypadkach z powodu zderzenia przeciwosiowych wirników przy ostrych manewrach). Na razie zawieszono lotów pozostałych śmigłowców tego typu. Niedawno w rosyjskich mediach pojawiły się informacje, że cała partia Ka-52 dostarczonych w 2011 (4 Su-34 i 3 Ka-52 dla WWS, 2010-12-28) musiała wrócić do producenta, by ten wymienił wadliwe reduktory główne.