Duńskie media opublikowały tajny raport duńskich wojsk lotniczych dotyczący oceny operacji libijskiej w 2011. Wynika z niego, że natowski system dowodzenia okazał się zdecydowanie mniej skuteczny niż amerykański.
Ujawniony dokument wywołał poważne poruszenie opinii społecznej i polityków. Po pierwsze, okazało się, że duńskie wojska lotnicze zakupiły izraelską broń precyzyjną (prawdopodobnie chodzi o bomby szybujące), ze względu na szybkie wyczerpanie się zapasów. Ówczesna minister obrony, Gitte Lillelund Bech stwierdziła, że zezwoliła strukturom wojskowym na nabycie broni w krajach sojuszniczych, w tym Holandii i Polsce. Zapewnia, że nie wiedziała, iż żadne z państw europejskich nie mogło lub nie chciało pozbyć się swoich rezerw i wojsko zapewniło sobie dostawy dopiero z Izraela. Wykorzystanie broni z tego kraju do ataku na państwo arabskie uznaje się powszechnie za niefortunne z politycznego punktu widzenia.
O wiele bardziej istotna była jednak ocena działań NATO nad Libią. W pierwszym okresie działań duńscy piloci prowadzili akcje pod dowództwem amerykańskim. Od kwietnia odpowiedzialność za operację przejęły struktury NATO. Wstępną konstatacją raportu było w związku z tym stwierdzenie, że Pakt nie posiadał wcześniej odpowiedniego dowództwa. Co więcej, po jego utworzeniu piloci odczuli znaczny spadek częstotliwości i skuteczności działań. Powodem był przede wszystkim znacznie gorszy dostęp do danych rozpoznawczo-wywiadowczych. Dotyczyło to m.in. identyfikacji kluczowych celów i oceny skuteczności ataków pod kątem ofiar wśród cywilów.
Wyciągnięte z tej sytuacji wnioski koncentrują się na postulacie wzmocnienia systemu rozpoznania NATO oraz zmian w organizacji dowództw Paktu, by były one w stanie skutecznie koordynować wielonarodowe działania, bez wsparcia USA.