Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Paweł Kłosiński

Podczas tegorocznych zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich doszło do wypadku, który ujawnił istotne niedomagania w zakresie organizacji ratownictwa medycznego. Jak bardzo niedoskonała jest współpraca pomiędzy różnymi służbami ratowniczymi w naszym kraju? Nie szukając sensacji związanej z tym tragicznym zdarzeniem, przyjrzymy się zaistniałej sytuacji.

Bazująca na warszawskich Babicach Agusta 109 Power jest, jak na razie, jedynym śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, mogącym wykonywać loty w nocy i w trudnych warunkach atmosferycznych. Lotnicy zasiadający za jej sterami oraz personel medyczny są świadomi tego faktu. Dlatego, w miarę swych możliwości służą natychmiastową pomocą wszystkim potrzebującym, w całym kraju, bez zwracania uwagi na rejonizację. Oprócz już wymienionych, niepodważalną zaletą tego śmigłowca jest prędkość przelotowa. To rzeczywiście Ferrari. Dlatego do oferty pomocy należy przykładać inną niż dotychczas miarę - ona naprawdę może być szybka

W godzinach popołudniowych, 20 stycznia br., ponad 26 tysięcy kibiców na trybunach pod Wielką Krokwią w Zakopanem wraz z kolejnymi 12 tysiącami w jej okolicy oraz milionową widownią miłośników skoków narciarskich, śledziło zmagania światowej czołówki skoczków narciarskich o najlepszy wynik i walkę z fatalną pogodą, podczas kolejnej edycji konkursu Pucharu Świata. Zmienny wiatr o dość dużej, jak na warunki tej dyscypliny sportu, sile znacznie utrudniał rozgrywanie konkursu. Niczym w maszynie losującej, jednym skoczkom ułatwiał loty innych dusił do ziemi. O godzinie 18:58 na rozbiegu pojawił się, zajmujący 15 miejsce w klasyfikacji ogólnej, Czech Jan Mazoch. Chwilę później wszyscy z przerażeniem zobaczyli jak nagle zmienia się klasyczny obraz sylwetki lecącego skoczka. W następnym momencie, Czech z prędkością ponad 90km/h uderzył głową w bulę. Przy poszkodowanym natychmiast pojawili się ratownicy. Po krótkim czasie, potrzebnym na dokonanie podstawowych czynności zabezpieczających życie, nieprzytomny skoczek został umieszczony w karetce Pogotowia Ratunkowego. Już wówczas sytuacja wydawała się bardzo poważna.

Wiadomości z zakopiańskiego szpitala przekazywane przez media były złe. Jan Mazoch nie odzyskał przytomności. O 19:42 przekazano następujący komunikat ze szpitala: Czech nadal nie odzyskuje przytomności. Według wstępnej diagnozy nie stwierdzono poważniejszych obrażeń zewnętrznych, poza obrzękiem twarzy i otarciami ciała. Lekarze nie wykluczają natomiast obrażeń wewnętrznych - urazów śródczaszkowych i krwotoku w jamie brzusznej.

LECIEĆ CZY NIE LECIEĆ?

W następstwie tych i kolejnych informacji, przekazywanych dziennikarzom przez personel medyczny szpitala, Ratownik Medyczny Śmigłowcowej Służby Ratownictwa Medycznego (ŚSRM) Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, pełniący dyżur na warszawskim lotnisku Babice, o godzinie 21:44 skontaktował się z lekarzem dyżurnym szpitala w Zakopanem, deklarując natychmiastową gotowość do wykonania lotu ratowniczego.

Agusta 109 Power SP-HXA, stacjonująca, od 2 lipca 2004, na lotnisku Babice w Warszawie, jest jak na razie jedynym śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego mogącym wykonywać wszelkiego rodzaju zadania po zachodzie słońca. Załoga bazującego na lotnisku im. Jana Pawła II, na krakowskich Balicach śmigłowca Mi-2 Plus, w świetle obowiązujących obecnie przepisów lotniczych, nie ma możliwości realizowania lotów w porze nocnej. Biało-czerwony PZL Sokół SP-SXW, dysponujący możliwościami wykonywania lotu o każdej porze doby i w trudnych warunkach atmosferycznych, będący własnością TOPR i stacjonujący na lądowisku tuż przy ogrodzeniu zakopiańskiego szpitala, pozostał uziemiony przez. brak załogi. Sytuacja ta nie była jednak wynikiem lekkomyślności lotników lecz konsekwencją zapisów zawartych w umowie podpisanej przez TOPR z przedsiębiorstwem usług śmigłowcowych HELISECO. Dokument ten określa zakres świadczenia usług operatora lotniczego na rzecz właściciela statku powietrznego, w tym również czas i okres pracy personelu lotniczego. A te punkty zobowiązują świdnickie przedsiębiorstwo do zapewnienia nieprzerwanej gotowości do wylotu jedynie w porze dziennej (od wschodu do zachodu słońca).

Po tej dygresji wróćmy pamięcią do fatalnego sobotniego wieczoru.

Z uwagi na brak konkretnego stanowiska lekarza dyżurnego szpitala na Kamieńcu, ratownik ŚSRM, o godzinie 21:49, nawiązał bezpośrednie połączenie z lekarzem Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej (OIOM). Na pytanie, czy będzie potrzebny śmigłowiec, uzyskał odpowiedź twierdzącą. Na tym jednak skończyły się konkrety podawane z Zakopanego. Zespół medyczny z kamienieckiego szpitala nie był zdecydowany co do miejsca, do którego przetransportować skoczka - czy do Krakowa czy do kliniki na Śląsku. Na kolejne pytanie, o czas startu zadane o godzinie 21:58 (ze strony ratownika padła wręcz sugestia aby wylot odbył się bez zwłoki, ze względu na szacowany czas dolotu - około 90 minut) nie udzielono żadnej odpowiedzi. Uparty ratownik zadzwonił ponownie do lekarza OIOM o godzinie 22:05. W odpowiedzi na swoje dociekania usłyszał, że skoczek będzie transportowany do Krakowa, na oddział neurotraumatologii Szpitala Uniwersytetu Jagiellońskiego, karetką bo tak będzie szybciej!

Mimo to warszawscy ratownicy nie dawali za wygraną. O 22:45 zadzwonili ponownie do Zakopanego i usłyszeli, że karetka wyjechała pięć minut temu. Jednocześnie do mediów dotarła wiadomość, iż stan Czecha jest krytyczny. Młody zawodnik dowieziony został do krakowskiego szpitala po północy. Informacje, które posiadaliśmy w momencie powstawania niniejszego materiału pozwalają żywić nadzieję na ocalenie życia i zdrowia sportowca.

Można zapytać po co ta wrzawa?

  • - Zawodnikowi udzielono pomocy ? - Udzielono.
  • - Zapewniono opiekę medyczną? - Zapewniono.
  • - Przeniesiono do kliniki specjalistycznej? - Przeniesiono.
  • - O co więc chodzi?

LĘK PRZED ŚMIGŁOWCEM?

Dobrze byłoby wyjaśnić kilka problemów. Chociażby to, dlaczego zmieniona została decyzja o wykorzystaniu środka transportu? Nie jesteśmy upoważnieni do zabierania głosu w sprawach związanych z czysto medycznym aspektem zdarzenia. Możemy jednak spróbować rozwiązać kilka wątpliwości dotyczących działań lotniczych.

Parę zdań wcześniej wyjaśniliśmy kwestię ogólnie związaną z czasem pracy lotników. Oczywiście przy tej okazji nasuwa się pytanie, dlaczego TOPR nie zawarł porozumienia z operatorem swego Sokoła, na mocy którego możliwym byłoby wydłużenie dyżuru lotników na czas trwania tak istotnych i prestiżowych zawodów? W odpowiedzi moglibyśmy usłyszeć, że i tak nic by z tego nie przyszło, gdyż TOPR-owski Sokół nie spełnia standardów transportu medycznego i tym samym nie może być wykorzystany w charakterze latającej karetki. Nie jest to rozumowanie do końca słuszne. Stan wyposażenia i higieny panującej we wnętrzu śmigłowca nie jest elementem niezmiennym. Na tym, między innymi, polega właśnie wielozadaniowość wiropłatów. Przy odpowiednich chęciach można uzyskać czasowe dopuszczenie do działań określonego rodzaju, oczywiście pod warunkiem spełnienia konkretnych wymagań, które bynajmniej nie są bardzo wyrafinowane.

Wiele osób zadaje pytanie, na czym polega różnica między śmigłowcem TOPR, a wiropłatami Lotniczego Pogotowia Ratunkowego? Przecież wszystkie ratują ludzi, o co więc chodzi? Postaramy się to pokazać. Oto kabina transportowa Sokoła wykorzystywanego w TOPR. Wyraźnie widać charakter wykorzystania śmigłowca - ratowniczo-ewakuacyjny. Nosze i wyposażenie medyczne leżą obok worków z linami i uprzężami ratowników. Do uchwytów zapięto liny desantowe (fragment widoczny u dołu, na pierwszym planie)

Kolejną kwestią jest sprawa wezwania śmigłowca z odległej placówki i przeciwstawienie temu pomysłowi argumentu karetką będzie szybciej. W sytuacji o charakterze szczególnym, a taką właśnie rozpatrujemy, uzasadnionymi są wszelkie działania mające zapewnić sprawne i jak najszybsze udzielenie pomocy poszkodowanemu. Wezwanie śmigłowca z Warszawy już w pierwszej godzinie od zaistnienia wypadku byłoby przejawem rzetelnego zrozumienia tej zasady. Agusta mogła przybyć do Zakopanego już o 20:40! Czego się obawiano? Konsekwencji finansowych związanych z faktem wezwania śmigłowca z odległej bazy?

Nic bardziej mylnego! Błąd ten jest jeszcze wielokrotnie spotykany. Śmigłowcowa Służba Ratownictwa Medycznego finansowana jest z funduszu Ministerstwa Zdrowia. Zapewniono w nim środki umożliwiające reagowanie na każde wezwanie.

System powiadamiania ratowników ŚSRM realizowany jest za pośrednictwem dyspozytorów rejonowych stacji Pogotowia Ratunkowego, co w znacznej mierze likwiduje zagrożenie fałszywymi wezwaniami. Nawet w sytuacji gdy śmigłowiec wystartował dyspozytor lub lekarz wzywający tej pomocy ma prawo odwołania sygnału i nie ponosi za to konsekwencji (oczywiście koniecznym będzie wyjaśnienie zaistniałego zdarzenia, ale nie ma mowy o karaniu!). Z udogodnień tych nie skorzystał zespół szpitala zakopiańskiego.

PRZYKŁADOWE 17 MINUT

Hipotetycznie, możliwość skrócenia czasu transportu istniała nawet w momencie gdyby śmigłowiec wezwano równolegle z wyjazdem karetki. Owszem - wymagało by to kilku dodatkowych, sprawnych i przemyślanych działań, lecz przecież gra toczyła się o ludzkie życie! Jak to możliwe?

Przyjrzyjmy się wirtualnie tego rodzaju akcji. Rusza karetka. W tym samym czasie wezwany zostaje śmigłowiec z Warszawy.

Przyjmując dla obu środków transportu ten sam czas przemieszczania się, równy jednej godzinie, okazuje się że ich punkt spotkania wypada w odległych o 33,5 km od szpitala UJ Myślenicach. Przy tamtejszej placówce służby zdrowia znajduje się lądowisko.

Po wyjechaniu karetki z Zakopanego, dyspozytor pogotowia powiadamia Straż Pożarną i Policję o konieczności zabezpieczenia lądowiska w Myślenicach (oświetlenie, ochrona przed pojawieniem się przypadkowych osób). Na zabezpieczonym lądowisku następuje przełożenie poszkodowanego do śmigłowca i jego odlot do Krakowa.

Teraz kabina medyczna śmigłowca Mi-2 plus Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Nie ma w niej miejsca na jakikolwiek inny sprzęt niż wyposażenie medyczne. I nie jest to bynajmniej wynikiem ograniczonej przestrzeni. Tu po prostu na dzień dobry musi być czysto

Karetka potrzebowałaby na pokonanie tego odcinka jeszcze około 25 minut. Śmigłowiec wylądowałby przy szpitalu docelowym po 8 minutach lotu. Zysk? Nawet w tym, skrajnym przecież scenariuszu, to 17 minut. Tylko 17? A może aż 17? Jaką miarę czasu zastosować dla ratowania człowieka, którego stan określany jest jako krytyczny?

Nie oceniamy tu poprawności akcji niesienia pomocy Janowi Mazochowi. Traktujemy ten przypadek jako przykład. Sygnalizujemy zauważone przez nas wątpliwości licząc na to, że z tak ciężkiego doświadczenia wyciągnięte zostaną wnioski na przyszłość. Wszak wiele ośrodków wypoczynkowych w górach, jako jedną z istotnych atrakcji, reklamuje utrzymywanie dostępności stoków narciarskich do późnych godzin nocnych.

WIĘCEJ NIŻ TRANSPORT

Opinie, w których Lotnictwo Sanitarne postrzegane było jako najbardziej zaangażowanie w dziedzinę, nie zawsze uzasadnionego, transportu osób pomiędzy rozrzuconymi po kraju placówkami służby zdrowia powinny już dawno powędrować na dno archiwalnych szuflad!

8 marca 2000, na konferencji prasowej w Ministerstwie Zdrowia ogłoszono oficjalnie rozpoczęcie działania Śmigłowcowej Służby Ratownictwa Medycznego. Od tego momentu lotnicy zasiadający za sterami żółtych śmigłowców z niebieskim sześcioramiennym krzyżem i białym godłem eskulapa, wylatali setki godzin, zapewniając możliwość dotarcia fachowych zespołów medycznych do najbardziej tego potrzebujących ofiar wypadków lub zdarzeń losowych. Lotnicy i medycy ŚSRM mają na swym koncie dziesiątki uratowanych ludzkich istnień. Mimo piętrzących się ograniczeń narzucanych przez niedoskonałości wiekowego sprzętu latającego, cały personel SP ZOZ Lotnicze Pogotowie Ratunkowe zasługuje na najwyższe słowa uznania. Dlatego należy im zapewnić możliwość jak najefektywniejszego i skutecznego działania.

Z oporami, ale jednak ruszył (i trwa) proces wyłaniania dostawcy nowego typu śmigłowca. Obecnie realizowany jest etap rozmów indywidualnych z kandydatami zgłaszającymi oferty. Należy żywić nadzieję, iż dialog nie będzie przeciągany ponad miarę i wkrótce będziemy mogli podać informację o przedstawieniu oferentom konkretnych wymagań technicznych dotyczących wiropłata ŚSRM, a w następnej kolejności o tym jaki typ śmigłowca zwyciężył. Jak pilne jest to zadanie uzmysłowiły milionom Polaków właśnie chwile grozy przeżyte po obserwacji wypadku na Wielkiej Krokwi.

Zmieniać należy jednak nie tylko sprzęt. Niezbędnym wydaje się podjęcie działań mających na celu uzdrowienie wzajemnych relacji środowisk ratowniczych zrzeszonych pod sztandarami różnych organizacji, aby osoba potrzebująca pomocy nie miała wrażenia, iż jest jedynie elementem przetargowym w bliżej niezrozumiałych grach ludzi w czerwonych kubraczkach, a gazety nie były pełne tytułów Śmigłowiec nie poleciał, bo szpital odmówił.

Tekst i zdjęcia: Paweł Kłosiński


Skrzydlata Polska - 02/2007
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.