Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Tomasz Hypki

Swego czasu jeden z dowódców Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej opowiadał mi o swej wizycie w Niemczech. Tam dowódca Luftwaffe mówił o doświadczeniach z kontaktów z sojusznikami zza Oceanu. Niemcy, którzy przegrali wojnę światową, musieli bardzo ograniczyć zbrojenia, nie mogli też sami szkolić pilotów wielu specjalności. Wysyłali ich do USA. Problemem było to, że - jak się wyraził niemiecki dowódca - wysyłamy Niemców, a wracają... Amerykanie. Ludzie odmienieni mentalnie, nawet pod względem wyznawanych ideałów. Umieją latać, ale trzeba z nich z powrotem robić Niemców...

Polska wojny - przynajmniej formalnie - nie przegrała, ale jej los był jeszcze trudniejszy niż Niemiec (zachodnich). Po wydostaniu się spod dominacji sowieckiej wydawało się, że polskie lotnictwo wojskowe będzie wreszcie suwerennie szkolić swych pilotów. I prawie się udało. Prawie - z dwóch powodów. Po pierwsze, bo intensywność szkolenia ciągle spada z fatalnymi skutkami dla jego jakości. Po drugie, bo teraz to polscy piloci (i nie tylko piloci) zaczęli kończyć szkoły w USA. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Rzeczpospolita opublikowała niedawno kilka tekstów o problemach ze szkoleniem polskich pilotów wojskowych. Na podstawie dokumentów z Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej opisała, że brakuje paliwa, instruktorów, odpowiednio wyposażonych samolotów, właściwie wszystkiego... Sam też pisałem o tych problemach przy okazji analizy sytuacji związanej z zakupem samolotów szkolenia zaawansowanego (SP 03/2009). Po kilku tygodniach rozbił się kolejny statek powietrzny polskich Sił Zbrojnych - An-28 Marynarki Wojennej. Znowu (wcześniej w C-295M pod Mirosławcem i w Mi-24 pod Toruniem) zginęli ludzie. I co? Oficjalne stanowisko MON, SG, SP i MW okazało się takie samo - nie ma problemu. Paliwo się znajdzie, szkolenie było, jest i będzie intensywne, a w ogóle to nie wolno siać defetyzmu.

Sprawą na serio zainteresował się jedynie nowy w sejmowej Komisji Obrony Narodowej poseł Ludwik Dorn. Otrzymał kilka listów, które potwierdzały fatalny stan szkolenia w MW. Do mnie też napisało kilku pilotów, którzy potwierdzili wcześniejsze informacje.

W tej sytuacji pozostają dwa pytania - dlaczego przedstawiciele dowództw i innych struktur MON nie dostrzegają realnych problemów? I co zrobić, żeby zmienić istniejący stan rzeczy?

To temat na poważną analizę. Ale jedno na pewno warto zauważyć. Potrzebne są zmiany w mentalności ludzi. Nie może być tak, że nowo zakupiony F-16 spada 2 km z ogromnym przeciążeniem, bez kontroli (pisała o tym Rzeczpospolita, pisałem ja w SP 03/2009), a rzecznik SP mówi, że to normalne i zgodne z instrukcją. Wspiera go były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych, zajmujący się w tej instytucji manipulacją mediami, przedstawiany teraz jako major-pilot. Ten w każdej sytuacji wyraża zachwyt wszystkim, co amerykańskie. Sam podobno spadał tak wielokrotnie. No, może nie w F-16, ale zawsze.

To że lobbyści promują wybrane produkty, w tym wypadku amerykańskie, to normalne. Ale, że w tej grze bierze udział m.in. rzecznik SP, to patologia najgorsza z możliwych. Standard rodem z republik bananowych. Możliwy do wytłumaczenia tylko w kontekście anegdoty przytoczonej na wstępie.

Samoloty F-16 kupiliśmy wiele lat temu. Wszystkie zostały już dostarczone, a do posiadania kompletu pilotów i techników daleka droga. W słusznie minionych czasach ZSRS taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Jeszcze przed dostarczeniem samolotów szkolono całe stany pułków, budowano zakłady serwisowe, nawet offset - choć nazywany inaczej - był realny, a nie tylko propagandowy.

Od lat apeluję od zbudowanie od nowa systemu szkolenia pilotów wojskowych. Trzeba wyrwać się ze szponów propagandy sukcesu. Mamy jeszcze specjalistów, którzy mogą zmienić obecny stan rzeczy, są polscy patrioci, jest Dęblin z pięknymi tradycjami. Wróćmy do rzeczywistości i pomyślmy przede wszystkim o polskim interesie.


Skrzydlata Polska - 05/2009
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.