Według nieoficjalnych informacji, władze rosyjskiego Ministerstwa Obrony i przedstawiciele przemysłu zdecydowali, że samoloty MiG-29K i Su-33, które rozbiły się w czasie lotów w pobliżu granic Syrii, nie zostaną wydobyte z dna Morza Śródziemnego. Obie maszyny operowały z pokładu krążownika lotniskowcowego Admirał Kuzniecow, który wrócił już do bazy w FR.
Jeden z informatorów portalu Rambler twierdzi, że po wypadkach samolotów pokładowych rozważano wydobycie ich wraków. Jednak po analizie wszystkich czynników uznano taką operację za niecelową. – Na miejsca wypadków należałoby skierować specjalnie wyposażone statki ratownicze i użyć pojazdów do poszukiwań głębokowodnych. To byłoby zbyt kosztowne – oceniło źródło.
Pozostawiając oba wraki na dnie Morza Śródziemnego, FR ryzykuje, że w niepowołane ręce dostaną się tajne urządzenia znajdujące się na pokładach samolotów uczestniczących w operacji bojowej. Eksperci twierdzą jednak, że wraz z katapultowaniem załóg samolotów zostają uruchomione procedury ich samozniszczenia. Tak więc ryzyko związane z ujawnieniem sposobu funkcjonowania urządzeń są minimalne. Tym bardziej, że zorganizowanie operacji wydobywczej przez któreś z zainteresowanych państw wydaje się bardzo mało prawdopodobna.
W ubiegłym roku, w ciągu niecałego miesiąca rozbiły się dwa samoloty operujące z krążownika lotniskowcowego Admirał Kuzniecow. 14 listopada na jego pokładzie nie zdołał wylądować MiG-29K powracający z misji nad Syrią. Z kolei 5 grudnia podczas lądowania, z powodu awarii systemu hamującego, wpadł do wody samolot Su-33. Załogi obu samolotów zdołały się katapultować.