Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło

Zaatakowali Gruzini

Strategia i polityka, 18 czerwca 2009

Według Der Spiegel, niepublikowane dokumenty komisji UE, która bada okoliczności wojny gruzińsko-rosyjskiej o Osetię Południową, świadczą o tym, że stroną atakującą było Tbilisi.

Szefową komisji jest 58-letnia Szwajcarka, Heidi Tagliavini, specjalizująca się w kwestiach kaukaskich. Dysponując budżetem 1,6 mln Euro, stworzyła zespół ekspertów, obejmujących wojskowych, dyplomatów, historyków, politologów i prawników. Członkowie komisji, badając przyczyny i przebieg wojny, odwiedzili Moskwę, Tbilisi, a także główne ośrodki administracyjne Południowej Osetii i Abchazji, zbuntowanych enklaw na terenie Gruzji. Zgromadzili relacje polityków, żołnierzy, a także ofiar 5-dniowej wojny.

Według niemieckiego tygodnika, ze zgromadzonej dokumentacji wynika, że strona atakującą byli Gruzini, którzy skoncentrowali przy granicy z Osetią Południową 12 tys. żołnierzy i 75 czołgów. Siły te uderzyły na enklawę w nocy, jeszcze 7 sierpnia (ok. godz. 23.00 rozpoczął się ostrzał artyleryjski nieformalnej stolicy enklawy, Cchinwali; jednostki lądowe zaatakowały miasto o świcie następnego dnia). Tymczasem wojska rosyjskie przekroczyły granicę dopiero wczesnym popołudniem 8 sierpnia. Według Der Spiegla, obala to tezę strony gruzińskiej, wyartykułowanej przez prezydenta Saakaszwilego, o tym, jakoby jego kraj był niewinną ofiarą rosyjskiej inwazji. Jest to zresztą zgodne z większością niezależnych opracowań na temat wojny w Osetii.

Co więcej, część ekspertów komisji uważa, że Kreml miał prawo wprowadzić swoje wojska do Osetii Południowej, w ramach samoobrony, po tym jak Gruzini zaatakowali rosyjski batalion w Cchinwali, współtworzący wojska rozjemcze, stacjonujące w zbuntowanej enklawie na mocy porozumienia z 1992. Otto Luchterhandt, specjalista prawa międzynarodowego z Hamburga uznał jednak, że rosyjska odpowiedź nie była proporcjonalna do zagrożenia (co dotyczy ataków lotniczych na bazy wojskowe, położone w głębi kraju, czy późniejszego zajęcia terytorium Gruzji właściwej, a więc rejonu miasta Gori i portu Poti na zachodzie kraju).

Berliński dziennikarz, Jörg Himmelreich wyraził odrębne zdanie, utrzymując, że działania rosyjskich wojsk 58 Armii oraz jednostek marynarki wojennej, pogwałciły prawo międzynarodowe i były nieuzasadnioną inwazją na suwerenny kraj.

Członkowie komisji są jednak zgodni, że administracja gruzińska dążyła do siłowego przywrócenia integralności terytorialnej. Świadczyły o tym liczne wystąpienia prezydenta, a także zintensyfikowanie modernizacji armii, w oparciu o zagranicznych instruktorów (z USA i Izraela) oraz import uzbrojenia. Tbilisi było przy tym zdecydowanie popierane w tych dążeniach przez niesprecyzowane z nazwy kraje. Można się jednak domyślać, że chodziło przede wszystkim o Stany Zjednoczone AP. Raportował o tym m.in. ówczesny ambasador RFN, Uwe Schramm, obecnie zastępca Heidi Tagliavini w unijnej komisji.

Na niekorzyść strony gruzińskiej przemawia wreszcie odmowa udostępnienie komisji kopii rozkazu nr 2, o którym wspominał w wystąpieniu telewizyjnym z 7 sierpnia gen. Mamuka Kuraszwili, mówiąc o przywróceniu porządku konstytucyjnego w całym regionie. Rozkaz ten precyzował zadania wojsk gruzińskich w operacji południowoosetynskiej.

Uznano przy tym, że obie strony konfliktu złamały prawo międzynarodowe, narażając nadmiernie ludność cywilną, chociażby przez wykorzystanie broni kasetowej, przy czym Gruzini przyznali się do jej użycia, a Rosjanie temu oficjalnie zaprzeczają.

O wiele bardziej poważne oskarżenie dotyczy zbrodni wojennych. Udokumentowano, że członkowie osetyńskiej milicji dokonywali grabieży i pobić w miejscowościach, zamieszkałych przez Gruzinów. Doszło również do licznych podpaleń. Kilkanaście osób zostało zamordowanych. Tymczasem Rosjanie nie zrobili nic, by temu przeszkodzić. A mieli taki obowiązek, biorąc pod uwagę przepisy prawa międzynarodowego, które nakładają na okupanta obowiązek ochrony ludności cywilnej. Nie potwierdzono natomiast ogromnych strat ludności cywilnej w Cchinwali, od ognia gruzińskiej artylerii. Według innych opracowań, zginęło nie ponad 1000 - jak twierdzili Rosjanie - a kilkudziesięciu mieszkańców miasta.

Końcowy raport z prac komisji powinien zostać przekazany władzom UE pod koniec lipca. Nie należy się jednak spodziewać zdecydowanych wniosków. Sama Heidi Tagliavini znana jest z niechęci do formułowania jednoznacznych opinii. Po drugie, napiętnowanie prezydenta Saakaszwilego mogłoby doprowadzić do znacznego ochłodzenia stosunków Gruzji z UE i NATO, co nie leży w interesie Zachodu. Podobnie, jak pogorszenie relacji z Rosją.

Raport nie będzie również odpowiadał na pytanie o rolę w konflikcie państw trzecich. Der Spiegel skoncentrował się przy tym na USA, wspominając o fakcie nieodebrania przez pracowników departamentu stanu telefonu z rosyjskiego MSZ, kilka godzin po rozpoczęciu działań wojennych. Dziennikarze uzyskali również informacje, że członkowie komisji nie znaleźli w sobie tyle odwagi, by przesłuchać urzędników amerykańskich, w tym np. Daniela Frieda, w tym czasie asystenta szefa resortu spraw zagranicznych ds. Gruzji, który w nieoficjalnych wypowiedziach twierdził, że w sierpniu 2008 Saakaszwili wymknął się spod kontroli. Tygodnik nie wspomniał jednak o innych krajach, mocno zaangażowanych w tamtym regionie, jak chociażby o Izraelu, który nie tylko dostarczał - za pieniądze USA - broń i wysłał instruktorów, ale również korzystał z faktu, że Davit Kerezaszwili, minister obrony Gruzji, miał jednocześnie obywatelstwo izraelskie.

Wszystkie te fakty wskazują, jak bardzo skomplikowanym zadaniem jest próba bezstronnej oceny tej wojny. A biorąc po uwagę fakt słabość polityczną UE, tym bardziej nie należy spodziewać się rewelacji, po raporcie komisji pani Heidi Tagliavini.


Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.