Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Tomasz Kawa

Początek VII Międzynarodowych Zawodów Szybowcowych Euroregionu Beskidy na Żarze. Wcześnie pojawiły się kształtne cumulusy, więc zawodnicy rwali się w przestworza. Dyrektor sportowy, Jacek Marszałek, dla rozgrzewki wyznaczył im wyprawę nad górę Rhadost, u stóp której warzy się, ceniony przez znawców, chmielowy kompot. Znad tego szczytu mieli wracać w okolice Żaru, nad stolicę Państwa Ślemieńskiego, a później ponad Diablokiem, Orawą i Liptowem przemieścić się ku Wielkiej Fatrze i stąd, przez Czantorię, wrócić na Żar.

Potężna moc jasnego słońca wzbudzała wartkie prądy wznoszące, toteż lotnicze bractwo szybko uwinęło się z wypadu w krainę Jana Husa i, zatoczywszy łuk w pobliżu Żaru, przypuściło szturm na południe. Dopadłem ich w tym zawrocie, pilotując Jantara Acroi podążałem za nimi niczym szpieg z Krainy Deszczowców. Dostępu do Zamku Orawskiego i Fatry broniły jednak gęste, ciemne chmury, pod którymi należało wypatrywać raczej pól do lądowania niż prądów wznoszących. Nie musiałem sprawdzać gościnności Słowaków, toteż zboczyłem nad ośnieżone Tatry, by ucieszyć oko widokiem szczytów mieniących się w wiosennym słońcu brylantowym blaskiem. Nasyciwszy się pięknymi pejzażami, przeskoczyłem skrajem niegościnnego obszaru do Małej Fatry, by wypatrywać śmiałków wracających z burej pułapki.

Jest! POJAWIŁ SIĘ pierwszy!

Prześliznął się obok skalnej iglicy szczytu Rozsutec, królującej nad Wratną Doliną i wolno, acz zdecydowanie, przesuwał się na tle zacienionej jeszcze ziemi w kierunku pasma gór, za którymi błyskało już słońce, dające nadzieję na znalezienie zbawczego bąbla nagrzanego powietrza. Śmiało wleciał nad zalesiony grzbiet. Gdy znalazł się wreszcie w oświetlonej partii gór, jego cień skaczący w głębokie żleby, to znów zderzający się z sylwetką szybowca, dowodził jak niski był to już lot. Choć z dużej wysokości nie mogłem zobaczyć szczegółów i znaków szybowca, nie miałem jednak wątpliwości kto steruje tym kruchym, zwinnym stateczkiem powietrznym. To mój syn Sebastian, z którego jestem dumny. Wykorzystując przewagę wysokości przyglądałem się mu niczym jastrząb ptaszynie. Zdołał przemknąć nad grzbietami górzystej przeszkody, więc już bezpieczniejszy zaczął myszkować po żlebach, by wyczesać jakiś prąd wstępujący. Udało mu się... Biały krzyżyk szybowca zawirował w stromej spirali, a cień powoli zaczął się odklejać od jego sylwetki.

Jantar Standard 3,  pilotowany przez Zbigniewa Nieradkę /Zdjęcie: Przemysław Kucharski

Po uzyskaniu bezpiecznej wysokości, już w dobrych warunkach, majestatycznie niczym albatros, meandrując pod chmurami i ślizgając się wartko po tryskających ku niebu powietrznych gejzerach, szybko przemieścił się nad Czantorię do ostatniego punktu zwrotnego trasy. Stąd Brawoz numerem konkursowym BZ (Brawo Zulu), pilotowany przez miejscowego harnasia, Sebastiana Kawę, już po prostej pomknął do mety i śmignął dynamicznym łukiem w niebo, ku uciesze rzeszy kibiców zgromadzonych wokół Marka Użarowskiego, który na szczycie Żaru wypełniał swe obowiązki sędziego.

BYĆ LIDEREM

Wygrana w I konkurencji przynosi satysfakcję, ale stawia pilota w niewygodnej sytuacji i wystawia na bardzo trudną próbę odporności psychicznej. Awansować już nie można, a wszyscy starają się go zdołować i ścigają niczym lisa na polowaniu. Zdecydowaną większość konkurentów Sebastiana stanowili wierni uczestnicy tych zawodów, znający wszystkie tajniki latania w tym regionie, a każdy z nich pałał chęcią pokonania lidera światowej listy rankingowej pilotów w jego rodzinnym gnieździe. Jego sytuacja była nie do pozazdroszczenia, gdyż ofensywny, samodzielny styl latania to żywioł naszego lidera, ale nie było to możliwe przy niebie czystym, przejrzystym niczym w Arktyce, na którym każdy ruch jest kontrolowany przez asystę, a bezchmurne niebo, skąpe we wskaźniki noszeń, nie daje możliwości samotnej ucieczki, ani szans na skryty manewr, pozwalający na oszwabienie rywali - a takie były kolejne dni.

W komfortowej sytuacji był natomiast jego wieloletni partner i rywal, Zbyszek Nieradka, gdyż mając minimalną stratę punktową, widział wszystko jak na dłoni, mógł więc spokojnie czaić się, kontrolować sytuację i czyhać na błędy prowadzącego.

PRZYJEMNOŚĆ LATANIA

W naszym klimacie pogoda zmienia się w dwu-, trzydniowym cyklu. Majowy weekend przyniósł nam jednak prezent w postaci pięknego, stabilnego wyżu, który nad wygrzaną ziemię wciskał świeże masy suchego, arktycznego powietrza. Latanie w takich warunkach to prawdziwa przyjemność. Przejrzystość powietrza fundowała niesamowite widoki, a w chłodnych masach nagrzana ziemia wzbudzała tak silne kominy, że długo będą one przedmiotem naszych dobrych snów i marzeń.

Szybowcem Brawo do  kolejnej konkurencji startuje na holu zwycięzca zawodów, Sebastian Kawa   /Zdjęcie: Przemysław Kucharski

W radio co rusz słychać było słowa zachwytu. Marek Biały podczas jednej konkurencji, w której łamana trasa trzykrotnie wiodła w pobliżu Baraniej Góry, za każdym razem trafiał tu we wznoszenie 7 m/s, zaś Krzysztof Marugi z niedowierzaniem pukał nad Turbaczem w szybkę wariometru, gdy wskazówka tego przyrządu wskazującego wznoszenie lub opadanie szybowca, stanęła trwale na górnej granicy skali przy wartości 10 m/s. Kilku pilotów chwaliło się podobnymi trafieniami. Dla takich kominów co zasobniejsi piloci wydają duże pieniądze, wyprawiając się do Australii lub Afryki. Trzeba wyjaśnić, że w naszych warunkach klimatycznych zwykle bardzo mozolnie uzyskuje się wysokość niezbędną do kontynuowania lotu, krążąc szybowcem w prądach wznoszących z przeciętną prędkością wznoszenia 1-2 m/s.

PRZYPADKOWE LĄDOWANIA

Nieskalany błękit ułatwia nagrzewanie ziemi i tworzenie prądów konwekcyjnych, ale brak chmur będących zwieńczeniem prądu wstępującego, czyli komina, bardzo komplikuje szybownikom wyszukiwanie wznoszeń. Rośnie przez to ryzyko przypadkowego lądowania. Przekonało się o tym paru pilotów, a wybitnego pecha mieli Lig-wiński, Błaszczyk oraz Herczyński, którzy pewnego dnia zbyt śmiało przeskoczyli na zbocza Tatr i zamiast silnych prądów wznoszących, rwących ku niebu po nagrzanych skałach, trafili na sąsiadujące z nimi strugi powietrza, opadającego ku ziemi dla wypełnienia próżni. Stłamszeni taką niewidoczną kaskadą, błyskawicznie znaleźli się na ziemi, lądując przymusowo w połowie ponad 400-kilometrowej trasy.

Nie trzeba tłumaczyć co się wtedy przeżywa, gdy przyjdzie z ziemi obserwować konkurentów, pomykających w świetnych warunkach, hen na nieboskłonie.

JAK PTAKI

Przy pogodzie bezchmurnej, z braku zwykłych oznak wznoszenia, piloci bacznie obserwują powietrzny ocean, wypatrując najdrobniejszych wskaźników wznoszeń, zamgleń błękitu lub pyłów, papierków czy motyli porwanych przez kominy. Cieszy widok krążących bocianów lub ptaków drapieżnych - bo te nie lubią się wysilać i chętnie wykorzystują prądy wznoszące. Idealnym wskaźnikiem są też poprzedzające szybowce, gdyż krążąc we wznoszeniu, doskonale znakują jego obszar i siłę. W takich warunkach indywidualiści nie mają szans na samotny rajd. Sprawia to, że piloci, czając się w pobliżu linii startu, starają się tak wymanewrować swych konkurentów, aby odlecieć za nimi z pewnym opóźnieniem. Poprzedzający ułatwiają im zadanie, ponieważ krążąc w kominach dla nabrania wysokości, mimo woli pełnią funkcję przecierających szlaki. Mając przed sobą takie wskazówki, ścigający zwykle doganiają rywali. Rzecz w tym, by nie przeholować z tym ociąganiem się, gdyż wszystkim może braknąć dnia na powrót do domu. W konsekwencji prowadzi to zwykle do łączenia się grup na trasie.

Szybowce na  starcie  /Zdjęcie: Przemysław Kucharski

Zdarza się, że uczestnicy zawodów zbiją się w jeden wirujący rój i wędrują po niebie niczym stado bocianów. Malownicze to, ale niebezpieczne. Sytuacja taka wymaga niezwykłej koncentracji, uwagi, precyzyjnego pilotowania - oczu Światowida - gdyż najmniejszy błąd może przynieść skutki tragiczne. Na dodatek trwa przecież rywalizacja i każdy stara się ograć konkurentów. Bywa więc nerwowo...

OPASANIE ZIEMI

Mimo takich trudności, piloci dzień w dzień pokonywali z dużymi prędkościami długie trasy, wiodące po najpiękniejszych górach Polski, Słowacji i Czech. W ciągu 7 dni zawodów pokonali dystans, pozwalający na opasanie Ziemi. Zwieńczeniem tego pięknego okresu był ostatni dzień wyścigów, kiedy to znów pojawiły się na niebie piękne cumulusy, tworzące pole do działania indywidualistom i agresywnym, ambitnym lotnikom. Wiatr układał prądy wznoszące oraz powstające na nich chmury w regularne szlaki, toteż można było lecieć wzdłuż nich z dużymi prędkościami, bez potrzeby krążenia dla naboru wysokości, albo tak jak ja na akrobacyjnym Acro, fikać koziołki bez utraty wysokości, lub z lotu odwróconego przyglądać się spod chmur zawodnikom przemykającym obok Żaru.

DRAMATURGIA I RYZYKO

Korzystne warunki wykorzystał, prowadzący przez cały czas, Sebastian Kawa. Pełnym dramaturgii, ryzykownym lotem, który omal nie skończył się wodowaniem na jeziorze u stóp zameczku prezydenckiego w Wiśle, sięgnął po zwycięstwo w konkurencji, ukoronował zwycięstwo w zawodach i podkreślił znów swoją pozycję w lotniczym świecie.

OPRAWA I ATMOSFERA

Zawody na Żarze, jak żadne inne, mają swoją specyficzną, bogatą oprawę i szczególną atmosferę. Pierwsze zawody Euroregionu Beskidy stały się okazją do bardzo uroczystego zaakcentowania braterstwa mieszkańców gór oraz otwarcia nieba nad nimi. W drugich - patronat nad Aeroklubem Polskim przejął ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski.

Ceremoniału imprezy dopełniają zawsze prezentacje umiejętności zespołów, kultywujących dorobek kulturalny regionu oraz występy orkiestr, prezentujących muzykę współczesną.

W pogodne dni lotnisko i okalające je wzgórza zamieniają się w swoisty amfiteatr. Tysiące ludzi, przybywających w te atrakcyjne okolice, obserwuje wzloty i manewry przedstartowe szybowców. Zgromadzeni wokół radiostacji startowej lub wokół mety, mają możliwość słuchania rozmów i komunikatów zawodników, co ludziom z wyobraźnią pozwala na budowanie obrazu zmagań. Czasem zdarzy się kibicom widowiskowa gratka. Podczas V konkurencji na końcowym odcinku trasy zaczęły zanikać wznoszenia i wydawało się, że nikt nie zdoła dolecieć do lotniska. Zniżające się ku zachodowi słońce wzbudzało jednak jeszcze na oświetlonych stokach gór słabe wznoszenia, toteż piloci, skacząc ze zbocza na zbocze, zbliżali się powoli do mety.

DOLOTY

Jako pierwszy zza grzbietu wzniesień przed lotniskiem wyłonił się Wojciech Kos, dysponujący dobrym szybowcem Ventus. Nie miał jednak odpowiedniej wysokości, by osiągnąć metę na szczycie Żar. Próbował więc znaleźć jakieś wznoszenie, meandrując w żlebach Jaworzyny, ale nie udało mu się to i musiał spłynąć do lądowania.

Jantar Standard 2, pilotowany przez reprezentanta GSS Żar Pawła Drendę /Zdjęcie: Przemysław Kucharski

W chwilę później równie nisko pokonała górską przeszkodę czwórka szybowców. Wydawało się, że podzielą los poprzednika, ale lecący najniżej Sebastian Kawa wyszukał w głębokim żlebie słabe wznoszenie i cała gromadka zaczęła mozolnie walczyć o niezbędną wysokość. Udało się im. Po kolei wspinali się na odpowiednią wysokość i ostrożnie prostowali do mety, ale w międzyczasie górą przeskoczyła ich para szybowców, którym poszczęściło się i nabrali wysokości na poprzedniej górze. Choć wydawało się, że już nikt więcej nie osiągnie mety, niemal do zachodu słońca docierały na zbocze Jaworzyny następne szybowce, a dowcipny los uprawiał z nimi znaną przedszkolakom zabawę w mosty: otwierając jednym drogę nad szczyt Żaru a zmuszając innych do zawracania nad tonią jeziora przed osiągnięciem celu.

MAGIA ŻARU

Opisywane zawody stały się wiodącą imprezą Euroregionu a postać Sebastiana Kawy wykorzystywana jest do promocji bogatych w lotnicze tradycje Beskidów i Bielska-Białej. Magia miejsca oraz imprezy sprawia, że trzon uczestników stanowią jej stali uczestnicy: Bednarczuk, Błaszczyk, Dorożko, Drenda, Górecki, Kos, Krok, Ligwiński, Nieradka, a Marek Biały tradycyjnie melduje się tu z trzema pokoleniami rodzinnej asysty. Zaraził się też lataniem wieloletni opiekun zawodów Zbigniew Michniowski, wiceprezydent Bielska-Białej, i podjął naukę pilotowania szybowców.

Żar już od 7 lat na okres zawodów otwiera niebo nad granicami w jednym z najpiękniejszych miejsc świata. Nim będziemy korzystać z dobrodziejstw układu Maastrich - na Żarze znów wcześ-niej uchylamy furtkę do Europy. W każdy ostatni weekend letniego sezonu można stąd polecieć poza granicę, by ucieszyć się pięknem Tatr, Fatry oraz krainy naszych południowych braci (szczegóły na stronie http://www.glidezar.com/).

Zapraszamy napowietrznych żeglarzy, i tych, którzy wolą latać ze śmigłem. Tutejsza filia Petrolotu gwarantuje dostatek paliwa. W sierpniu planowany jest doroczny piknik a w dniach 14-16 września - I Polsko-Słowacki Rajd Samolotowy.

DZIĘKUJEMY

Wszystkim, którzy przyczyniają się do tego, aby to wiosenne spotkanie lotników w Euroregionie Beskidy miało tak wspaniały charakter oraz dbają o dobro tego świętego dla polskich lotników miejsca, składam w imieniu lotniczej braci serdeczne podziękowania.

VII MIĘDZYNARODOWE Zawody Szybowcowe Euroregionu Beskidy Górska Szkoła Szybowcowa Żar, 28.04- 6.05.2007

1. Sebastian Kawa (Aeroklub Bielsko-Bielski) - 6008 pkt.;

2. Zbigniew Nieradka (A. Świdnik) - 5841;

3. Piotr Jarysz (A. Poznański) - 5428;

4. Leszek Duda (A. Lubelski) - 5411;

5. Łukasz Wójcik (A. Włocławski) - 5388;

6. Tomasz Krok (A. Leszczyński) - 5320;

7. Łukasz Kornacki (A. Ziemi Mazowieckiej) - 5217;

8. Krzysztof Marugi (GSS Żar) - 5117;

9. Marek Biały (A. Radomski) - 5085;

10. Jakub Barszcz (A. Orląt) - 4884.

Startowało 23 zawodników


Skrzydlata Polska - 07/2007
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.