W katastrofie śmigłowca Sikorsky S-92 u wybrzeży Kanady zginęli prawie wszyscy znajdujący się na pokładzie. Uratowano tylko jedną osobę. Służby ratownicze przerwały już poszukiwania pozostałych rozbitków.
Śmigłowiec S-92, należący do Cougar Helicopters, przewoził z St. Jones zmianę pracowników dwóch platform wiertniczych. Na jego pokładzie znajdowało się 2 pilotów i 16 pasażerów. Ok. 9:40 pilot poinformował o spadku ciśnienia oleju w przekładni głównej i zawrócił do St. John's. Śmigłowiec spadł do morza o 9:48 ok. 90 km od lotniska. Po kilkunastu minutach zatonął w wodzie o głębokości 120 m. W czasie wydarzeń pogoda była dość dobra, temperatura powietrza wynosiła ok. 0oC, fale miały wysokość 2-3 m, a wiatr wiał z prędkością poniżej 40 km/h.
Na miejsce wysłano kilkanaście samolotów i śmigłowców straży przybrzeżnej, wojsk lotniczych, a także maszyn cywilnych, w tym należących do Cougar Helicopters. Sikorsky S-61 z tego przedsiębiorstwa znalazł dwa pontony ratunkowe. W jednym z nich był Robert Deckert, którego w stanie krytycznym przewieziono natychmiast do miejskiego szpitala. Ratownicy znaleźli również ciało drugiego z pasażerów.
Piloci i pracownicy kompanii naftowej mieli na sobie kombinezony, zapewniające - teoretycznie - możliwość przeżycia w zimnej wodzie przez 24-30 h. Niestety, po upływie tego okresu, nie znaleziono żadnej z ofiar katastrofy. Wczoraj wieczorem ogłoszono, że w związku z tym przerwano akcję ratunkową. Obecnie trwają już tylko poszukiwania ciał.