W wydanym dzisiaj oświadczeniu Bureau d'Enquetes et d'Analyses, francuskiej komisji badania wypadków lotniczych, nie podano ewentualnych przyczyn katastrofy Airbusa A330, który 1 czerwca spadł do Atlantyku. Zapowiedziano jednak, że już w lutym wznowione zostaną poszukiwania pozostałości samolotu.
Śledczy stwierdzili, że nie mogą stwierdzić, co było przyczyną katastrofy. Dysponują zbyt małą liczbą danych. Do tej pory udało się jedynie uzyskać część informacji, dzięki wysłaniu z pokładu samolotu automatycznych przekazów, dokumentujących złe działanie lub wyłącznie się poszczególnych systemów, w tym autopilota, zdalnego sterowania ciągiem czy systemu zarządzania lotem (zobacz: Ostatnie minuty A330).
Wiadomo również o złych wskazaniach prędkościomierza, co stało się podstawą do zarekomendowania przez BEA stworzenia nowego modelu urządzenia, w którym wyeliminowałoby ryzyko zamarznięcia rurki Pitota.
W oświadczeniu przypomniano, że dotychczas prowadzona akcja poszukiwawcza, która odbyła się w dwóch turach, doprowadziła do odnalezienia 51 ciał oraz 600 elementów samolotu. Wśród nich ciągle jednak brakuje rejestratorów parametrów lotu i rozmów załogi. To z kolei w praktyce wyklucza możliwość dokładnego określenia przyczyn katastrofy.
W związku z tym na luty wyznaczono początek kolejnej tury poszukiwań szczątków maszyny. W pracach wezmą udział specjaliści i sprzęt z Francji, Brazylii, USA, Niemiec, Rosji i Wielkiej Brytanii. Pomoc w finansowaniu przedsięwzięcia zapowiedział Airbus.
Śledczy liczą, że w końcu uda się znaleźć urządzenia, podobnie, jak stało się w przypadku DC-9 linii Aerolinee Italia. Samolot spadł na dno Morza Śródziemnego w 1980. Czarne skrzynki wydobyto dopiero po 11 latach, jednak okazało się, że można wykorzystać przechowywane w nich dane. Jednocześnie specjaliści BEA ujawnili, że analizują możliwość przedłużenia emitowania sygnału lokalizacyjnego z 30 do 90 dni i zarekomendować takie rozwiązanie producentom lotniczym.