Od poniedziałku trwają jedne z największych w br. połączonych amerykańsko-japońskich manewrów, o kryptonimie Keen Sword. Ćwiczenia zostały już skrytykowane przez władze w Pekinie i uznane za prowokację.
Rozpoczęte w poniedziałek manewry mają trwać 12 dni. Bierze w nich udział ponad 34 tys. (niektóre źródła podają 37 tys.) żołnierzy japońskich sił samoobrony, wraz z 10-tysięcznym kontyngentem wojsk amerykańskich. Większość zaplanowanych ćwiczeń realizowana będzie na wodach wokół należącej do Japonii wyspy Okinawa.
Pomimo zapewnień władz obu państw, co do czysto szkoleniowego charakteru prowadzonych manewrów, wielu ekspertów dostrzega w nich podtekst chiński. Warto zwrócić uwagę na fakt, że ćwiczenia realizowane niedaleko zespołu wysp Senkaku/Diaoiu. Japonia od lat spiera się z ChRL oraz Tajwanem o prawo do kontroli nad nimi. W ostatnich miesiącach doszło do zaostrzenia sytuacji, czego przejawem była fala antyjapońskich protestów, jakie przelały się po ulicach większych chińskich miast (Zaostrzenie sytuacji wokół Senkaku/Diaoiu, 2012-09-17).
Często powodem wzrostu napięć wokół Senkaku/ Diaoiu są prowokacje ze strony ChRL, która regularnie wysyła swoje okręty wojenne oraz jednostki patrolowe na wody formalnie kontrolowane przez Japonię (Chińskie okręty niedaleko Senkaku/Diaoiu, 2012-10-01, Kolejna prowokacja na Morzu Wschodniochińskim, 2012-10-19).
O chińskim podtekście realizowanych obecnie manewrów może też świadczyć fakt, że pierwotnie jedno z zaplanowanych do przeprowadzenia ćwiczeń zakładało symulację lądowania na plażach Okinawy oddziałów desantowych i próby odbicia przez nie wyspy, zajętej wcześniej przez żołnierzy państwa trzeciego. Według przekazów japońskich mediów, organizatorzy mieli ostatecznie zrezygnować z powyższych planów.