Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Andrzej Ziober

Polskie środowisko modelarskie bardzo nie lubi, gdy działalność hobbystyczną próbuje się mieszać z polityką. Modelarstwo, jako narzędzie wychowania, w kontekście politycznym dziś brzmi co najmniej dwuznacznie i niektórym może kojarzyć się z manipulacją. Jeśli ktoś uzna, iż jest to w istocie próba manipulacji, to radzę wnikliwie przestudiować historię polskiego modelarstwa, bo polityka zawsze do niego wkraczała - czy modelarze tego chcieli, czy też nie. I nie tylko do modelarstwa redukcyjnego! Z historii modelarstwa jawi się obraz, który z pewnością zaskoczy niejednego młodego czytelnika. Starsi, a zwłaszcza ci, którzy zdobywali medale w latach PRL doskonale wiedzą, iż było ono uznawane za dyscyplinę sportów obronnych, a na dowód tego na rewersie medali przyznawanych w zawodach i konkursach często pojawiała się inskrypcja W służbie Ludowej Ojczyzny! Dość powiedzieć, że już w 1955 decyzją Głównego Komitetu Kultury Fizycznej wprzęgnięto modelarstwo w propagandową machinę wychowania młodzieży wedle jedynie słusznych wówczas założeń internacjonalizmu proletariackiego.

Od kilku lat obserwujemy wzrost zainteresowania modelami samolotów okresu I w. św. Powstało wiele zestawów modelarskich i akcesoria do waloryzacji, a także ciekawe kalkomanie umożliwiające wykonanie ich w polskich brawach. Zbudowano już nawet pełnowymiarową replikę jednego z takich samolotów / Zdjęcie: Andrzej Ziober

Modelarstwo socjalistyczne

Nie tylko mroczne czasy stalinizmu cechowało mieszanie modelarstwa do polityki. Łagodniejszą formę zastosowano w latach 1970. W 1975 GKKFiS przyznał modelarstwu status dyscypliny sportowej i, jak czytamy w Rozdziale wstępnym Przepisów, regulaminów, organizacji zawodów modeli lotniczych i kosmicznych, wydanych nakładem WKŁ (W-wa 1980) zrobiono to m.in., (...) doceniając masowość i znaczenie wychowawcze modelarstwa (...) W tym miejscu należy wyjaśnić, że sam fakt przyznania modelarstwu rangi oficjalnej dyscypliny sportowej nie był jakąkolwiek polityczną próbą podporządkowania tej dziedziny zainteresowań hobbystycznych wówczas obowiązującym koncepcjom wychowawczym. Modelarstwo, jako dyscyplina sportu istniało już od 1936, kiedy to FAI włączyła je do listy sportów lotniczych. Jednak specyfika ustroju socjalistycznego (jak każdego ustroju totalitarnego) w sporcie jako takim odnajdywała narzędzie propagandy. Wszelakie Mistrzostwa Państw Socjalistycznych, w tym dwukrotnie zorganizowane Mistrzostwa Modeli Redukcyjnych (w Pardubicach w 1987 i w Książu 1988) na pozór również nie miały nic wspólnego z krzewieniem aksjomatów tego ustroju. Tylko ten dodatek dwu słów (państw socjalistycznych) w nazwie imprezy stanowi dziś jedyny ślad, że wówczas znaczenie wychowawcze modelarstwa musiało spełniać ściśle określone kryteria polityczne!

U nas z egzekwowaniem tych kryteriów - przynajmniej od 1970 - nie było aż tak źle. Nikt nie wymagał, żeby modelarz wykonywał np. wyłącznie modele samolotów w barwach państw Układu Warszawskiego, gdy w tym samym czasie w Czechosłowacji oficjalnie zabraniano zawodnikom z innych krajów - też tylko socjalistycznych - startu modelami z oznakowaniem państw NATO, a w NRD - modelami samolotów RFN i USA (i oczywiście modelami samolotów III Rzeszy). Za to w całym obozie socjalistycznym szczególnie dobrze widziane były przez tzw. czynniki oficjalne modele z czerwoną gwiazdą. Wszyscy w tym czasie propagowali także modele lotnicze w barwach własnego kraju. Problem polegał jedynie na tym, że np. czescy i polscy modelarze mieli spore kłopoty ze zrobieniem modelu samolotu pilota, który podczas II w. św. latał w RAF, gdyż takich modeli w tych krajach z zasady i dla zasady nie produkowano.

W wyniku Gierkowskiej odwilży miał u nas miejsce pierwszy, incydentalny import zachodnich modeli i w socjalistycznej barierze pojawiła spora dziura, przez którą nawet dalej na wschód mogły przenikać nieprawomyślne zabawki. W ZSRR z absolutną powagą, dziś wywołującą jedynie salwy śmiechu, te przeoczenie uznano jako... poważne zagrożenie dla zasad wychowania młodzieży radzieckiej, wprowadzając barierę celną dla wyrobów Matchboxa i Airfixa napływających z PRL, nadając im specjalny priorytet militarnoj igruszki, mającej oczywiście pejoratywny wydźwięk! Była w tym jakaś dziwaczna, trudna do zrozumienia niekonsekwencja, ponieważ w tym samym czasie Rosjanie rozprowadzali u siebie wyroby Froga z modelami samolotów... zachodnich! Tak oto w skrótowy sposób można przedstawić, jak sterowano wychowawczym znaczeniem modelarstwa w czasach PRL. Obraz ten ma w sobie znamiona jakiejś niesamowitej groteski, zważywszy, że modelarze z tamtych lat na różne sposoby (często z dzisiejszego punktu widzenia zabawne) usiłowali omijać ideologiczne bariery. I tak np. w Częstochowie robiło się model jakiegoś Jaka lub Iła, żeby wystartować w jednej z pierwszych wystaw modeli redukcyjnych o znamiennej nazwie Oręż armii radzieckiej, ale model ów - zamiast czerwonych gwiazd - miał obowiązkowo biało-czerwone barwy. Innym, zabawnym przykładem unikania modeli samolotów z oznakowaniem ZSRR było wykonanie ich np. w barwach fińskich. Był to taki mały modelarski bunt przeciw nachalnej ideologii i choć z pewnością nie odegrał żadnej roli w obaleniu ustroju, warto o nim wspomnieć, gdyż taka postawa wielu modelarzy była czymś całkowicie odwrotnym w stosunku do założeń ówczesnego wychowawczego oddziaływania modelarstwa!

Choć socjalistyczne próby instrumentalnego wykorzystywania modelarstwa w kształtowaniu światopoglądu młodych ludzi skończyły się fiaskiem, to bynajmniej nie znaczy, iż generalnie rola modelarstwa, jako efektywnego środka - jednego z wielu, rzecz jasna - do wychowania młodzieży w szacunku do historii swego kraju jest czymś bez znaczenia.

Brytyjska tradycja

W tym samym czasie, kiedy u nas trwał kontredans unikania symboli komunizmu, młodzież Wielkiej Brytanii i innych krajów wolnego świata, mając do pomocy zestawy do samodzielnego montażu (produkowane i masowo rozprowadzane przez wspomnianego Matchboxa i inne wytwórnie modelarskie) budowała maleńkie plastikowe pomniki swoim narodowym bohaterom. Zabawa w odtwarzanie kształtów Spitfire'ów i Hurricanów nie była bowiem wyłącznie typową zabawą politechniczną, mająca jedynie na celu rozwijanie zdolności manualnych. Była także nauką własnej historii. Nauką, która w wielu przypadkach uzupełniła, a nawet zastąpiła wiedzę podręcznikową. Dlatego użyłem określenia plastikowe pomniki, gdyż w anglosaskim tradycyjnym wychowaniu nawet zabawa bywa narzędziem w edukacji postaw patriotycznych, właśnie poprzez pogłębianie wiedzy historycznej. Żeby się przekonać o tym, wystarczy zapoznać się z programami tzw. szkół kadetów, gdzie modelarstwo redukcyjne nadal jest uznawane za formę wizualizacji wydarzeń historycznych.

Oczywiście żadne władze angielskie nigdy nie sterowały produkcją modelarskich zabawek i niczego nie zakazywały, jednak tam zupełnie naturalne poczucie przynależności do własnego kraju, a bezpośrednio po wojnie duma ze zwycięstwa, okazały się być wystarczającym czynnikiem, żeby na pierwszym miejscu stawiać to, co tę dumę potwierdzało i umacniało. W efekcie, nawet dzisiaj, w dobie ogromnego zalewu produkcji modelarskiej wszystkiego, co związane jest z hitlerowską Luftwaffe, podczas angielskich konkursów i wystaw modelarskich nadal przeważają modele z oznakowaniem RAF. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ów emocjonalny stosunek do własnej historii wyniesiony z wczesnych lat rozwoju modelarstwa redukcyjnego (czyli z tego okresu, gdy u nas panowała ideologiczna indoktrynacja) udało się zaszczepić następnym pokoleniom brytyjskich modelarzy. Z całą pewnością była w tym także jakaś postać działalności propagandowej! Ale była to propaganda mająca służyć krajowi, a nie jedynie elitom władzy.

Wróćmy jednak na nasze rodzime podwórko

Po 1989 w miejsce internacjonalizmu proletariackiego wprowadziliśmy sobie do obiegu jakąś dziwaczną postać liberalizmu, która w konsekwencji doprowadziła do tego, iż zamiast odszukiwać i przywracać na należne im miejsce historie losów ludzi godnych prawdziwych pomników chwały naszego lotnictwa, zastąpiliśmy ich quasi bohaterami walczącymi pod sztandarami państw Osi. Niektórzy historycy i wydawcy, kierując się wyłącznie względami merkantylnymi, doszli widać do wniosku, że okres literatury wspomnieniowej można zamknąć listą kilkunastu książek Wacława Króla i Bohdana Arcta, dwoma książkami Urbanowicza, jedną Skalskiego oraz paroma innymi pozycjami, wydanymi w mniejszych nakładach jeszcze w czasach socjalizmu. Świadomie zaniżam ten wykaz autorów, bo w tym miejscu nie chodzi o opracowania naukowe, lecz o beletrystykę, gdyż to właśnie ona najbardziej pobudza wyobraźnie czytelnika. Szczególnie młodego czytelnika! Tymczasem w ramach liberalizacji nauki historii i języka polskiego nawet sławna wojenna proza Arkadego Fiedlera - Dywizjon 303 z dotychczasowej obowiązkowej lektury szkolnej (będąca w istocie jedyną książką lotniczą polskiego autora w wykazie lektur szkolnych) stała się pozycją ewentualnie zalecaną.

Gdy z różnych powodów, w tym - trzeba uczciwie przyznać - niekiedy obiektywnych, bo związanych z kłopotami uzyskania praw do przedruków, nie mogło dojść po 1989 do wznowień naszej lotniczej literatury wspomnieniowej, na rynku pojawiła się moda na pozycje opisujące wojnę oczami Niemców. Nie można było tego uniknąć, i nie należało unikać. Pokazanie wojny z pozycji ówczesnego wroga jest dopełnieniem nauki historii. Ale trzeba ten rodzaj literatury wprowadzać umiejętnie. I bynajmniej nie w miejsce literatury własnej! A już na pewno nie w sposób momentami przypominający propagandowe przedruki z Der Adler! Zagadnieniu temu poświęciłem swego czasu artykuł opublikowany na łamach Skrzydlatej Polski pt. Czy my kochamy faszystów?, który wywołał emocjonalne dyskusje internetowe i liczną korespondencję. Przypominam ten fakt jedynie po to, żeby unaocznić, jak silny związek ma kształtowanie zainteresowań modelarskich z dostępną na rynku literaturą. Nie sugeruję, że w ten sposób można wyprzeć ze świadomości młodego człowieka zainteresowanie historią własnego kraju. Tego nie da się zrobić, ale można umniejszyć rolę własnej historii, a przynajmniej sprowadzić jej postrzeganie do poziomu niebezpiecznego relatywizmu w ocenie, że to, o co naprawdę chodzi w nauce tego przedmiotu staje się jakimś synonimem zaściankowości, oszołomstwa lub intelektualnego infantylizmu. Bo przecież dziś te wielkie słowa o godności narodowej w zbyt wielu środowiskach - nawet tych uzurpujących sobie prawo do roli autorytetów moralnych - z tymi epitetami właśnie się kojarzą.

Czerwony Baron

Tym niedowiarkom, którzy uważają, że relatywizacja historii poprzez modelarstwo nie ma u nas miejsca, polecam uczestnictwo w Krajowym Konkursie Modeli Redukcyjnych w Książu. Przyznawana jest tam m. in. nagroda (puchar) pod nazwą Czerwony Baron, będąca uhonorowaniem postaci Manfreda von Richthofena, nadawana za najlepiej wykonany model samolotu z okresu I w. św. Być może pretekstem do upamiętnienia osoby niemieckiego asa jest fakt, iż okolice Książa to jego rodzinne strony (Świdnicę uważał za swą małą ojczyznę).

Gdyby to był jakiś prywatny konkurs, z pewnością całej sprawie nie warto byłoby poświęcać uwagi, wszak Manfred von Richthofen był pilotem wybitnym, odznaczonym m.in. orderem Pour la Mertie, przez wielu uznanym za najwybitniejszego pilota bojowego I w. św., cieszący się szacunkiem nawet swych ówczesnych przeciwników. Ale konkurs ten nie jest jakąś tam imprezą lokalną, jedną z wielu. Firmuje ją poważna instytucja - Aeroklub Ziemi Wałbrzyskiej. Najbardziej oryginalne jest jednak to, że jest jedynym w Polsce oficjalnym konkursem modeli redukcyjnych, który na liście Aeroklubu Polskiego figuruje jako jeden z przejawów działalności... Komisji Wychowania Lotniczego AP i rozgrywany jest przy wsparciu Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz Ministerstwa Obrony Narodowej pod oficjalnym hasłem Promocja lotnictwa i obronności, a na dodatek, jak głosi ulotka informacyjna rozpowszechniona na modelarskich stronach internetowych, impreza ta, to jedyne w Polsce - także oficjalne - zawody rekreacyjne [?! nazwa zaiste oryginalna] przeprowadzane pod egidą Ministra Sportu w ramach programu Sport powszechny.

Czyżby organizatorowi konkursu mającego wysoki patronat aż trzech ministerstw polskiego rządu i aeroklubu narodowego ciężko było znaleźć w galerii polskich lotników latających na Nieuportach, Balillach, Fokkerach i Albatrosach godnego POLSKIEGO patrona tej nagrody modelarskiej!? Czy, biorąc pod uwagę promotorów tego konkursu, wspomniane wyróżnienie nie mogłoby być np. przypomnieniem postaci por. Stanisława Steca, który nie tylko latał na samolotach tego okresu historycznego, ale jako pierwszy wprowadził biało-czerwoną szachownicę do symboliki naszego lotnictwa. A może upamiętnienie barona von Richthofena to już kolejny przejaw modnej poprawności politycznej? Czyżby w ten jakże oryginalny sposób niektórzy pragnęli udowodnić światu, że jesteśmy Europejczykami bez kompleksów, wyzwolonymi z zaściankowego nacjonalizmu? W tym miejscu nie potrafię wyzbyć się złośliwości i proponuję, by w następnej edycji wspomnianego konkursu, dla modeli samolotów z okresu II w. św. wprowadzić puchar im. Hansa Ulricha Rudla (także nietuzinkowego pilota mającego swe rodzinne korzenie w regionie świdnicko-wałbrzyskim), znanego polskim czytelnikom z książki-pamiętnika Mein Leben in Krieg und Frieden (polskie wydanie pt.: Czas wojny, ukazało się nakładem Kagero, gdzie ów słynny pilot swe wyczyny na froncie wschodnim prezentuje jako, cyt. obronę wartości cywilizacji europejskiej przed naporem wschodniej dziczy). To będzie dopiero hit! Wreszcie modelarze startujący miniaturami samolotów ze swastyką będą także mieli swój Best aircraft. Pardon, lepiej brzmi Bester Flugzeug...

Andrzej Ziober


Skrzydlata Polska - 02/2007
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.