Jedyny z polskich premierów, który przeżył (dosłownie) prawdziwy wypadek lotniczy, Leszek Miller, mawia, że nowe samoloty do przewozu najważniejszych osób w państwie polscy politycy kupią dopiero wtedy, gdy spotkają się na pogrzebie po katastrofie, której ktoś nie przeżyje. Być może tak będzie, ale warto chyba coś zrobić, by uniknąć ostateczności. Cywilizowany kraj, za jaki chce uchodzić Polska, stać chyba na to, by w drodze przyzwoitych – formalnie i merytorycznie – procedur kupić kilka samolotów, którymi bez strachu i wstydu będą mogli latać nasi najważniejsi politycy?
© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2025 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.