W Iraku pozostaje jeszcze 96 tys. amerykańskich żołnierzy, mniej niż wcześniej zakładano. Do 1 września powinno ich być - zgodnie z planem - już tylko 50 tys.
W grudniu 2008 władze USA i Iraku podpisały porozumienie o wycofaniu sił amerykańskich do końca 2011. Zakładało ono zmniejszenie liczebności z ponad 140 tys. żołnierzy do ok. 50 tys. w październiku 2010, przez wycofanie wszystkich jednostek bojowych.
Ze względu na uspokojenie się sytuacji wewnętrznej w Iraku, dyslokacja formacji bojowych przebiegała zgodnie z planem. Od połowy ubiegłego roku Amerykanie przestali patrolować miejscowości, pojawiły się również oficjalne wypowiedzi, sugerujące możliwość przyspieszenia procesu wycofywania wojsk (zobacz: Szybsze tempo opuszczania Iraku?).
Wczoraj głównodowodzący siłami USA w Iraku, gen. Ray Odierno, poinformował, że tak się stało - według pierwotnego planu nad Tygrysem i Eufratem powinno pozostać jeszcze 115 tys. Amerykanów, jest ich o 19 tys. mniej. Co więcej, w przypadku spokojnego przebiegu wyborów, które odbędą się 7 marca, wysokie tempo redukcji sił zostanie utrzymane.
Sekretarz obrony, Robert Gates przyznał, że stworzono również plany zatrzymania procesu, w przypadku drastycznego pogorszenia się sytuacji w Iraku, jednak - jak dodał - nie ma na razie żadnych symptomów takiego scenariusza. Ze względu na duże zakupy amerykańskiego uzbrojenia, możliwym jest jednak, by rząd w Bagdadzie wystąpił o pozostanie ograniczonej liczby amerykańskich instruktorów po grudniu 2011.
Dzięki przyspieszeniu wycofywania się z Iraku, zmniejszają się koszty operacji, podobnie jak stało się w przypadku wycofanego już kontyngentu brytyjskiego (zobacz: Mniej za Irak, więcej za Afganistan). Możliwym jest również wcześniejsze wykorzystanie pozostawionego sprzętu wojskowego, głównie na rzecz misji w Afganistanie (zobacz: Samochody MRAP dla sojuszników).