Czy światowy kryzys ekonomiczny wpłynie na sytuację przemysłu zbrojeniowego? Czy rekordowe wyniki sprzedaży będą się powtarzać w nieskończoność? A może 2009 będzie przełomem i zakończy się spadkiem sprzedaży uzbrojenia?
Nic na to nie wskazuje. Wyniki z połowy obecnego roku największych przedsiębiorstw USA to głównie wzrosty sprzedaży przy niewiele malejących zyskach. Podobnie jest w Europie. Z jednym wyjątkiem. W Europie środkowo-wschodniej jest kraj, w którym doszło do zawału. To niestety Polska. U nas rodzimy przemysł jest z jakichś powodów niszczony, a sferą obronności, jak wieloma innymi, rządzi wyłącznie propaganda.
Sytuacja w polskiej obronności, a szczególnie jej zapleczu gospodarczym to temat na oddzielną analizę. Na razie przyjrzyjmy się przede wszystkim temu, co dzieje się w dwóch największych mocarstwach, z których jedno żyje głównie wspomnieniami.
Na liście największych przedsiębiorstw lotniczo-zbrojeniowych amerykańskiego tygodnika Defense News zaszły minimalne zmiany. W klasyfikacji uwzględniającej wyniki 2008 po raz 14. z rzędu liderem jest Lockheed Martin. Tylko Boeing zmniejszył sprzedaż i spadł na 3 miejsce. Jego miejsce zajął BAE Systems, zwiększając sprzedaż uzbrojenia o 10%. Głównie dzięki zamówieniom na pojazdy klasy MRAP, elektronikę i amunicję. Jednak największy awans odnotował Navistar - dostawca pojazdów MRAP, lekkich ciężarówek oraz zbiorników na paliwo i wodę. Z miejsca 89 trafił na 19, zwiększając wartość sprzedaży wojskowej prawie dziesięciokrotnie - do ok. 4 mld USD.
Lockheed Martin zanotował sprzedaż uzbrojenia na poziomie 39,55 mld USD, o miliard więcej niż w 2007. BAE Systems zwiększył sprzedaż z 29,8 do 32,7 mld USD. Boeing zanotował niewielkie zmniejszenie produkcji wojskowej - z 31,2 do 31,1 mld USD.
Cięcia bez cięć
Stany Zjednoczone, prowadzące dwie operacje wojenne na dużą skalę - w Iraku i w Afganistanie, nadal zwiększają budżet obronny. O ile jednak George W. Bush był całkowicie podporządkowany lobby zbrojeniowemu (szczególnie poprzez swego zastępcę - Dicka Cheney'a), nowy prezydent, Barack Obama stara się prowadzić bardziej racjonalną politykę. Choć budżet obronny rośnie, zmiana na stanowisku prezydenta pociągnęła za sobą rezygnację z niektórych programów rozwojowych i zakupowych. Szczególnie tych, których budżety zwiększały się w sposób niekontrolowany. Najbardziej spektakularne cięcia administracji Baracka Obamy dotyczą myśliwców stealth Lockheed Martin F-22, prezydenckich śmigłowców VH-71 tegoż producenta, samolotów transportowych Boeing C-17 oraz niszczycieli DDG 1000 i satelitów TSAT (Transformational Satellite) Boeinga, a także sztandarowego programu zmiany wyposażenia armii - FCS (Future Combat Systems) Boeinga i SAIC.
Inaczej niż dekadę wcześniej, alternatywą dla sprzedaży uzbrojenia nie jest rynek cywilny. Gdy w drugiej połowie lat 1990. spadała sprzedaż wojskowa, rosły zamówienia cywilne. Linie pasażerskie rozwijały się w warunkach globalizacji w bardzo szybkim tempie, kupując rekordowe ilości samolotów. Towarzyszyły temu zakupy systemów pomocniczych - symulatorów, radiolokatorów, czy.systemów szkoleniowych. 11 września 2001 spowodował załamanie tej tendencji. Tzw. walka z terroryzmem, ogłoszona przez administrację Busha, doprowadziła jednak wówczas do rekordowego wzrostu zamówień militarnych. Do prawie nieograniczonego wzrostu doszło po ataku na Irak w 2003. Teraz spowodowany przez USA światowy kryzys gospodarczy nie oszczędza ani sektora wojskowego, ani cywilnego. Boeing w pierwszych miesiącach 2009 zanotował spadek zamówień na samoloty pasażerskie netto - nowe zamówienia były mniejsze niż rezygnacje z wcześniej podpisanych umów.
Jedyną poważną możliwością zrekompensowania mniejszych zamówień uzbrojenia jest podpisywanie wieloletnich kontraktów serwisowych. Miejsce żołnierzy zajmują pracownicy wyspecjalizowanych oddziałów (lub spółek) dużych koncernów, takich jak Lockheed Martin czy ITT. Oferty obejmują też modernizację istniejących systemów, by potrzebowały one mniej energii lub godzin obsługi.
Przykładem może być silnik F100 Pratt & Whitney'a, napędzający myśliwce F-15 i F-16. W dotychczasowej wersji jego żywotność wynosi 4200 cyklów lub 8 lat eksploatacji. Po wprowadzeniu nowych technologii, wywodzących się z programu JSF, żywotność F100 wzrasta o 40% - do 6000 cyklów lub 12 lat użytkowania.
W wypadku tak rozbudowanych sił zbrojnych jak amerykańskie, w których liczbę samolotów liczy się w tysiącach, każda oszczędność eksploatacyjna oznacza wiele milionów dolarów pozostawionych w budżecie. USAF poszukują więc nie tylko nowych technologii w sprzęcie, ale też tańszych i bardziej wydajnych źródeł energii.
Cywilne lepsze i tańsze?
Ciągnący się od 6 lat, a opóźniony już o 4 lata program TSAT (Transformational Satellite) miał kosztować 26 mld USD. Powstałe w jego wyniku satelity miały zapewniać szybkość transmisji na poziomie 10 GBit na sekundę. Przy planowanym zakupie 5 satelitów, każdy z nich kosztowałby ponad 5 mld USD! Miałyby one być umieszczane na orbitach od 2019 (pierwotnie miał to być 2015).
Na program TSAT wydano dotąd 2,5 mld USD. Teraz Pentagon, rezygnując z usług Boeinga, zwrócił się do mniejszych dostawców. Jednym z nich jest kalifornijska ViaSat. Oferuje ona za 400 mln USD satelitę ViaSat-1 transmitującego dane z szybkością 100 GBit na sekundę. 10 razy szybciej za ponad 10 razy taniej! Przy czym 400 mln USD to cena całego systemu, łącznie z umieszczeniem satelity na orbicie, wyposażeniem naziemnym i ubezpieczeniem. Sam ViaSat-1 kosztuje 250 mln USD.
Krytycy ViaSat podkreślają jednak, że jego rozwiązanie nie ma samych zalet. ViaSat-1 jest obiektem cywilnym, nieprzystosowanym do funkcjonowania w warunkach ewentualnej wojny nuklearnej. TSAT miał być zabezpieczony przed oddziaływaniem elektromagnetycznym przeciwnika, a nawet przed skutkami wybuchu nuklearnego. Jego transmisja miała być trudna do przechwycenia i rozszyfrowania. Tego - przynajmniej na obecnym etapie - nie gwarantuje ViaSat-1. Zdaniem przedstawicieli US Air Force, nadaje się on raczej do mniej wymagających zadań, realizowanych na przykład w ramach Homeland Security.
ViaSat broni się twierdząc, że jego satelita jest budowany z uwzględnieniem wymagań programu FCS. US Army chciałaby wykorzystywać ViaSat-1 do transmisji danych, w tym obrazów video w czasie rzeczywistym, pomiędzy pojazdami lądowymi, a nawet śmigłowcami. Nawet jeśli sam FCS w obecnej formie upadnie, planowane funkcje związane z dystrybucją danych, będą potrzebne w innych mutacjach systemu. Zainteresowanie armii ViaSat-1 pozostanie więc na niezmniejszonym poziomie. Wystrzelenie pierwszego z satelitów z serii jest planowane na początek 2011.
USAF tymczasem rozważa zastąpienie TSAT innymi satelitami wojskowymi - AEHF (Advanced Extremely High Frequency). Powstają one w ramach innego opóźnionego i znacznie przekraczającego pierwotny budżet programu. Pierwszy satelita programu AEHF miał znaleźć się na orbicie w 2008. Teraz mówi się o 2010. USAF chciałyby, żeby 2 satelity AEHF zastąpiły 5 TSAT. Pozwoliłoby to na częściowe wypełnienie ich zadań.
Pentagon, poszukując oszczędności, łatwo nie ustąpi. Zdaniem wielu specjalistów, łatwiej przystosować satelity cywilne do wypełniania zadań wojskowych, przez ich odpowiednie zabezpieczenia, niż budować od zera wyspecjalizowane, niezwykle kosztowne obiekty, które nie są w stanie nadążyć za szybkimi zmianami technologii informatycznych. I to jest szansa dla ViaSat oraz wielu podobnych rozwiązań.
Prawo okupanta
To, że Amerykanie podporządkowali sobie całkowicie rynek uzbrojenia w Iraku boleśnie odczuli Polacy. Status najlepszego sojusznika pozwolił uzyskać - i to po ostrej walce - zaledwie jeden poważny kontrakt. Tamte rozgrywki były jedynie początkiem złotych, wojennych interesów, a iracka armia otrzymywała głównie sprzęt używany. Od niedawna sytuacja uległa zasadniczej zmianie - USA oferują Irakowi nowy sprzęt w dużych ilościach.
Wzmocnienie irackich sił zbrojnych ma z jednej strony utworzyć przeciwwagę dla mocarstwowej pozycji Iranu - obecnie pełniącego rolę największego wroga USA w regionie, z drugiej jednak ma przynieść wymierne korzyści amerykańskiemu przemysłowi zbrojeniowemu. Okupowany przez USA Irak ma być w najbliższych latach największym amerykańskiego importerem. Tylko w grudniu 2008 zawarto kontrakty warte 6 mld USD.
Irak ma kupować od USA czołgi Abrams, transportery opancerzone Stryker, wozy bojowe M1126 z km M2 kal. .50, pojazdy zabezpieczone przed wybuchami min (MRAP), lekkie Humvee (aż 8500 używanych pojazdów za 200 mln USD, z których eksploatacji, jako niebezpiecznych, rezygnują Amerykanie). Kongres zaakceptował też sprzedaż śmigłowców bazujących na komercyjnych rozwiązaniach Bell 407 z pociskami Hellfire za łącznie 366 mln USD.
Sprawa nie jest jednak tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Odkąd wojska amerykańskie wycofały się irackich miast (patrz RAPORT-wto 07/2009), rośnie opór Bagdadu przeciw całkowitemu uzależnieniu od dostaw z USA. Nawet wyznaczeni przez Waszyngton politycy iraccy zmieniają front, a dzień wycofania ustanowiono świętem narodowym.
Bagdad rozgląda się za alternatywnymi dostawcami uzbrojenia. W grę wchodzi zmodernizowany sprzęt rodem z ZSRS (np. czołgi T-72), ale także dostawy nowych produktów z krajów mniej zaangażowanych w wojnę i okupację Iraku - Francji czy Korei Płd. Dla przykładu - 25 marca 2009 armia iracka zamówiła 24 śmigłowce Eurocopter EC635 za 488 mln USD.
Oficjalnie przyczyną niechętnego stosunku do amerykańskiego uzbrojenia jest jego wysoka cena. Zniszczony wojną Irak ma kłopoty z płynnością finansową. Waszyngton oferuje co prawda kredyty w ramach zmodyfikowanego programu FMS (Foreign Military Sales), ale są one uznawane za mało korzystne.
Wzrost eksportu
FAS (Federation of American Scientists) udało się dotrzeć na podstawie Freedom of Information Act do raportu Departamentu Stanu o realizacji Programu FMS (Foreign Military Sales) za rok budżetowy 2008. Nie został on opublikowany na stronie internetowej Departamentu Stanu wraz z innymi informacjami o handlu zagranicznym USA, które znalazły się tam 14 lipca.
Zgodnie z raportem, sprzedaż amerykańskiego uzbrojenia w ramach FMS wyniosła w FY (Fiscal Year) 2008 ok. 11 mld USD - blisko miliard mniej niż w FY2007. Bardzo natomiast wzrosła wartość nowych umów zawieranych w ramach FMS. W 2005 było to 9,5 mld USD, w 2006 ponad 18 mld USD, a w 2008 dwukrotnie więcej - aż 36 mld USD.
W FY2007 na pierwszym miejscu importerów amerykańskiego uzbrojenia znalazła się Polska(!). W FY08 nasz kraj był piąty. Polskę wyprzedził Izrael (realizujący praktycznie całe zakupy ze środków pomocy finansowej USA - FMF), Arabia Saudyjska, Korea Południowa i Egipt (także korzystający z pomocy finansowej USA). Bardzo wysokie miejsce naszego kraju związane jest z realizacją dostaw 48 samolotów F-16 zakupionych w 2003. W FY07 ich wartość (27 samolotów) stanowiła 78% całej FMS dla Polski, a w 2008 (14 F-16) aż 82%.
W 2008 wartość F-16C dla Polski wyniosła 510,93 mln USD, a F-16D 89,10 mln USD. Wraz z częściami zamiennymi itp. amerykańskie myśliwce były warte 618,48 mln USD. Inne znaczące pozycje to uzbrojenie rakietowe (28,3 mln USD), wsparcie techniczne (13,32 mln USD), wsparcie logistyczne (25,67 mln USD) i szkolenie (27,40 mln USD).
Największy przyrost importu amerykańskiego uzbrojenia zanotowały Korea Płd. (o 0,21 mld USD), Kanada (0,19 mld USD), Irak (o 0,15 mld USD), Turcja (o 0,14 mld USD) i Pakistan (104 mln USD).
Rosja w kłopotach
Rosyjski przemysł zbrojeniowy zaczyna odczuwać skutki polityki, która polegała na sprzedaży największym odbiorcom - ChRL i Indiom - nie tylko sprzętu, ale i technologii. W efekcie kraje te coraz bardziej uniezależniają się od dostaw z FR. Chińczycy uruchamiają własną produkcję, często kopiując rosyjskie wyroby, a Indie, które zgłaszają coraz więcej zastrzeżeń do jakości importowanego sprzętu, szukają nowych dostawców (tę sytuację starają się wykorzystywać Stany Zjednoczone; według badań agencji Reuters, Indie są jednym z dwóch - poza Polską - krajów, w których USA są pozytywnie postrzegane przez społeczeństwo). Rosyjski eksport uzbrojenia co prawda nadal rośnie (w 2009 ma osiągnąć równowartość 8 mld USD), ale w coraz wolniejszym tempie, a Rosoboronoexport musi szukać nowych rynków, m.in. w Ameryce Południowej.
Lata dobrej koniunktury na surowce energetyczne i determinacja prezydenta Władimira Putina, spowodowały znaczący wzrost zamówień rosyjskich sił zbrojnych. W 2009 mają one sięgnąć 19 mld USD. W znacznym stopniu rekompensuje to osłabienie dynamiki eksportu. Sytuację komplikuje jednak światowy kryzys gospodarczy i znaczna obniżka cen ropy naftowej i gazu. Prezydent Dmitrij Miedwiediew stara się utrzymać wartość zamówień, ale dzieje się to kosztem dużych wyrzeczeń w innych dziedzinach.
Niedawno wicepremier FR Siergiej Iwanow ujawnił wielkość zakupów uzbrojenia w 2008. Jego zdaniem, plan został wykonany. W 2008 rosyjskie wojska otrzymały 17 strategicznych rakiet balistycznych, 4 wyrzutnie rakiet Iskander, 52 czołgi T-90, 210 wozów BTR i 41 BMP-3, 34 pociski rakietowe kompleksu przeciwlotniczego i przeciwrakietowego S-400, 152 armaty i moździerze oraz 4,5 tysiąca samochodów różnych typów. Wyremontowano też 6 bombowców strategicznych Tu-95, 82 inne samoloty oraz 31 śmigłowców. Iwanow dodał, że w 100% zostały zrealizowane dostawy dla FSB, FSO i SWR, co bardzo wzmocniło jednostki MSW.
Rosyjskie przedsiębiorstwa lotniczo-zbrojeniowe dokonały w ostatnich latach dużego wysiłku, by uniezależnić się od dostaw z państw, które usamodzielniły się po rozpadzie ZSRS, głównie Ukrainy. Dotyczy to w szczególności wyrobów strategicznych (rakiety balistyczne) i lżejszych napędów lotniczych (np. do śmigłowców i samolotów szkolnych). Odtwarzanie produktów tylko w niewielkim stopniu wiąże się jednak z ich modernizacją, a jakościowo nowe wyroby w praktyce nie powstają (jedynym dużym programem rozwojowym jest budowa myśliwca nowej generacji PAK FA, ale jego parametry i stopień nowoczesności pozostają niewiadomą). Autarkia oznacza też brak dostępu do najnowocześniejszych komponentów powstających na świecie.
W tej sytuacji konieczne stało się otwarcie na dostawców zagranicznych, już nie tylko w zakresie podzespołów, ale i całych wyrobów. Dotąd, na ograniczoną skalę, Rosjanie współpracowali z Francją i Izraelem (francuski Thales dostarczał m.in. komponenty czołgowych systemów kierowania ogniem). Te same kraje będą pierwszymi dostawcami kompletnych wyrobów.
Rosjanie oficjalnie długo zaprzeczali informacjom o zakupie izraelskich bezpilotowców. Ostatecznie w kwietniu przyznali, że podpisali kontrakt wart ok. 50 mln USD na dostawę 3 różnych systemów bliskiego i średniego zasięgu produkcji IAI - Bird Eye 400, I-View Mk150 i Searcher Mk II. Połowa jego wartości została wówczas już zapłacona. Przy okazji poinformowano, że docelowe potrzeby armii rosyjskiej w tym zakresie to 50-100 bsl i ok. 10 naziemnych stacji sterowania.
Rosyjscy analitycy kwestionują decyzję ministerstwa obrony, przypominając że rodzimi producenci dostarczają MSW i służbom specjalnym oraz odbiorcom cywilnym (Gazprom, Transnieft) bezpilotowe klasy podobnej do zakupionych w Izraelu. Nie produkują natomiast większych bsl, które należałoby importować.
Nieoficjalnie wiadomo, że Rosja chciała kupić takie bezpilotowce (Heron o masie równej ponad tonę i zasięgu na poziomie tysiąca km), ale transakcja została zablokowana przez USA. Ostatecznie kupiła więc mniej potrzebne, mniejsze bsl, aby mimo amerykańskiego sprzeciwu zapoczątkować współpracę z Izraelem w tym zakresie.
Najnowsze doniesienia mówią o tym, że Rosja prowadzi negocjacje na temat zakupu francuskich okrętów desantowych klasy Mistral. Jeden z nich miałby zostać kupiony gotowy, a 3 kolejne zbudowane w stoczniach rosyjskich. I to jest główny punkt sporny w negocjacjach. Francuzi nie chcą się bowiem zgodzić na ewentualny transfer nowoczesnych technologii do Rosji.
Pierwsze podsumowanie negocjacji jest oczekiwane we wrześniu. Miesiąc później do Moskwy wybiera się francuski prezydent Nicolas Sarkozy. Byłaby to dobra okazja na podpisanie stosownego porozumienia.
Na drodze do wyprzedaży
Większość polskich przedsiębiorstw lotniczo-zbrojeniowych osiągnęła w 2008 niezłe wyniki. Znaczne straty przyniosły jedynie wytwórnie sprzedane inwestorom zagranicznym. W czasie światowego kryzysu ekonomicznego korzystne jest generowanie strat poza granicami państwa właściciela... Szczególnie poważny kryzys przechodzi WSK PZL Rzeszów, która już w 2008 rozpoczęła zwolnienia pracowników na znaczną skalę.
Największy przyrost sprzedaży i zysk netto osiągnęło Przemysłowe Centrum Optyki. Spółka, produkująca nowoczesne systemy optoelektroniczne, wykorzystała koniunkturę związaną z realizacją misji zagranicznych przez polską armię. Dobre wyniki osiągnęły też inne przedsiębiorstwa technologiczne, w tym warszawskie CNPEP Radwar i gdyński Radmor oraz ożarowska WB Electronics. Dobrze radziły sobie wojskowe przedsiębiorstwa remontowo-produkcyjne (ich wyniki nie zostały ujęte w tabeli, jako objęte przez MON tajemnicą...). Nieco gorzej wypadły w 2008 przedsiębiorstwa produkujące wyposażenie pomocnicze, w tym PSO Maskpol, czy AZPB Andropol i Lubawa. Widoczny kryzys przeżywała branża amunicyjna i materiałów wybuchowych, znacznie spadła sprzedaż ZM Mesko, czy ZCh Nitro-Chem. Fatalny był rok 2008 dla PZL Wola i PIT, które przyniosły po kilkanaście milionów złotych strat. Pierwsza z tych spółek znalazła się na krawędzi bankructwa.
Po bezprecedensowym załamaniu finansów MON pod koniec 2008 i przeznaczeniu części pozostałych w resorcie środków na zakupy zagraniczne rok 2009 może być dla branży lotniczo-obronnej najgorszym od kilkunastu lat. Kilka lat braku poważniejszych kontraktów eksportowych pogarsza sytuację. Do listy sprzedanych przedsiębiorstw ma w 2009 dołączyć WSK PZL Świdnik, co spowoduje likwidację całej polskiej branży produkcji lotniczej. Po zakończeniu realizacji kontraktu malezyjskiego i braku nowych poważnych zamówień poważne kłopoty w drugiej połowie roku mogą mieć ZM Bumar Łabędy. Na brak zamówień cierpią nawet przedsiębiorstwa remontowe podległe resortowi. Urzędnicy MON, a i sam minister, wolą wydawać pieniądze za granicę. Nie ma takiego drugiego kraju na świecie...
Pod wpływem zagranicznych lobbystów (niektórzy z nich zajmują ważne stanowiska w administracji rządowej) blokowana jest konsolidacja przedsiębiorstw branży. Do Grupy Bumar nie są dołączane kolejne spółki, a rządowa strategia dla sektora ma zostać zweryfikowana. Może dojść nawet do wyprzedaży najatrakcyjniejszych przedsiębiorstw zbrojeniowych. A nie zostało ich wiele.
Samolot może lecieć zaledwie 1,7 h zanim uszkodzenia powłoki osiągną stan krytyczny - poinformował anonimowy urzędnik Pentagonu. Pokrycie F-22 może uszkodzić nawet zwykły deszcz, a naprawa jest bardzo skomplikowana. Konstruktorzy samolotu i specjaliści USAF nie potrafią poradzić sobie z tym problemem od połowy lat 1990. Darrol Olsen, inżynier zwolniony przez Lockheed Martina w 1999, twierdzi, że koncern oszukał odbiorców, czyli USAF, oferując niedopracowane technologie. Aby zamaskować problem, F-22 jest pokrywany dodatkowymi warstwami powłok o masie 272 kg. Nieplanowane wcześniej prace rozwojowe spowodowały wzrost ceny jednostkowej F-22 o ok. 50 mln USD!
Podatność pokrycia na uszkodzenia wpływa na niską gotowość operacyjną F-22. W okresie od października 2008 do maja 2009 wynosiła ona zaledwie 55%. Przy czym samoloty te nigdy nie były używane w warunkach bojowych, na przykład w Iraku, czy Afganistanie.
Kłopoty z F-22 oznaczają, że Amerykanie nie poczynili postępu w uproszczeniu eksploatacji samolotów klasy stealth w porównaniu do bombowców strategicznych B-2. Co prawda nowe myśliwce nie potrzebują specjalnych, klimatyzowanych hangarów do obsługi pokrycia, ale nadal wymaga ono naprawy po każdym locie.
W tej sytuacji Pentagon zdecydował o zaprzestaniu zakupów F-22. Na kontynuowaniu produkcji zależy jednak potencjalnym importerom, w tym Japonii i Izraelowi, którzy są zainteresowani zakupem F-22 mimo ich niezwykle wysokiej ceny. Na eksport miałaby powstać specjalna, zubożona wersja samolotu, nie zawierająca najbardziej zaawansowanych rozwiązań technologicznych. Koszt jej opracowania miałby wynieść 2,3 mld USD.
40-50 F-22 miałoby zastąpić obecnie eksploatowane, przestarzałe F-4. Nie wchodzi jednak w grę produkcja licencyjna nowych samolotów, o co zabiega Tokio. Amerykańscy politycy nadal obawiają się bowiem wycieku tajnych technologii. Brak udziału rodzimego przemysłu w zakupie F-22 jest krytykowany przez japońskie koła przemysłowe, w tym przedstawicieli Mitsubishi Heavy Industries i Society of Japanese Aerospace Companies.
Kontrakt na prace rozwojowe (a właściwie zubożeniowe) i dostawę 40 F-22 dla Japonii może zostać podpisany najwcześniej na początku 2010, po ustaleniu warunków technicznych. Jego podstawowa wartość wynosiłaby co najmniej 11,6 mld USD. Jednostkowa cena eksportowej wersji F-22 bez pakietu logistycznego, szkolenia, uzbrojenia itp. zbliżyłaby się więc do 300 mln USD!
W tej sytuacji swe oferty przedstawiają producenci innych samolotów. BAE Systems oferuje zmodernizowane Eurofightery Typhoon, a Boeing kolejną wersję F-15E - F-15SE o własnościach stealth. Obie propozycje zawierają przeniesienie produkcji i montażu do zakładów japońskich. Przeciwko europejskiej ofercie przemawia fakt, że japońskie ASDF (Air Self-Defense Forces) nigdy nie używały sprzętu ze Starego Kontynentu. Może to być jednak także szansa na pewne uniezależnienie od USA w sferze przemysłowo-obronnej.
W 2011 Mitsubishi ma zakończyć produkcję samolotów F-2, budowanych przy wsparciu Lockheed Martina. Jeśli nie znajdzie nowych zamówień, Japonia stanie przed groźbą likwidacji większości sektora lotniczo-wojskowego. W programie F-2 uczestniczy 1200 przedsiębiorstw z całego kraju.
Obecnie w USAF trwa typowanie samolotów, które mogłyby zostać przekazane Bułgarom. Amerykanie oferują odstąpienie myśliwców nieodpłatnie pod warunkiem sfinansowania przez Sofię ich modernizacji do nowocześniejszego standardu - Block 40 lub 50. Według ekspertów, miałoby to kosztować ok. 400 mln USD.
W połowie 2008 Bułgaria wystąpiła do producentów nowoczesnych myśliwców wielozadaniowych o informacje o możliwościach ich sprzedaży. Zapytania otrzymali: Saab International (JAS-39 Gripen), Dassault Aviation (Rafale), Eurofighter (EF-2000 Typhoon), Boeing (F/A-18E/F Super Hornet) I Lockheed Martin (F-16). Obecnie analizowane są otrzymane odpowiedzi.
Nowa oferta amerykańska zmierza do ominięcia przetargu przy zakupie samolotów myśliwskich przez Bułgarię.
Demonstrator ma być napędzany silnikiem Rolls Royce / Turbomeca Adour 941 (w wersji produkcyjnej zastąpi go prawdopodobnie zmodyfikowany Snecma M88, napędzający obecnie myśliwce Rafale). Wlot powietrza do niego opracowała Dassault Aviation, a dysze wylotowe Hellenic Aerospace Industries. Kadłub będzie budować Saab Aerostructures.
Do niedawna podawano, że Neuron zostanie oblatany w czwartym kwartale 2011. Nowa data - marzec 2012 oznacza kilkumiesięczne opóźnienie programu, którego głównym kontraktorem (50%) jest Dassault Aviation. Budżet programu wynosi 410 mln Euro
Pierwszy U-214 ma wejść do uzbrojenia tureckiej marynarki wojennej w 2015. Uruchamiając przetarg w marcu 2006 Ankara przewidywała, że nastąpi to 2 lata wcześniej (w grudniu tego roku liczbę okrętów zwiększono do 6). W ramach programu powstanie też pływająca baza ratownictwa podwodnego z dwoma ratowniczymi pojazdami głębinowymi.
Zakup okrętów podwodnych to drugi pod względem wartości program modernizacji tureckich sił zbrojnych. Najdroższym, wartym ok. 11 mld USD, ma być zakup 100 samolotów wielozadaniowych F-35. Dotąd okręty proj. U-214 zakupiła dotąd Grecja (4) i Korea Południowa (3). Trwają negocjacje z Pakistanem (3 szt.)
R-77 stanowią uzbrojenie indyjskich myśliwców MiG-21, MiG-29 i Su-30MKI. Ich zakupy rozpoczęły się w 1996. Po zakończeniu konfliktu z Pakistanem w 1999 Indie zakupiły jeszcze 2 tysiące kpr R-77 po ok. 20 mln rupii (400 tys. USD). Około połowa z nich została dostarczona.
Według indyjskich wojskowych, problemy z jakością rosyjskich kpr są znane od dawna, często brakuje też do nich części zamiennych. Indie nie zadbały o odpowiednie wyposażenie do ich testowania i serwisowania. Te prace były wykonywane w Rosji. Pociski były przyjmowane do uzbrojenia na podstawie rosyjskich certyfikatów.
Według przedstawicieli producenta, Korporacji Takticzeskoje Rakietnoje Woorużenije (KTRW) za krytyką pocisków R-77 stoją lobbyści amerykańscy, którzy chcą przekonać indyjskie ministerstwo obrony do zakupu dużej partii konkurencyjnych kpr AIM-120. Rosjanie przyznają, że były problemy z pierwszymi partiami R77, do 2003, ale specjaliści z Wympieła wprowadzili niezbędne poprawki i jakość pocisków się polepszyła. Udowodniły to próby prowadzone w ostatnim czasie na indyjskich poligonach.
W efekcie reform, w porównaniu z 2005 liczba czołgów zmniejszy się prawie dziesięciokrotnie - do około 2 tysięcy. Obecnie uzbrojenie jednostek pancernych stanowią czołgi Т-62, Т-64, Т-72, Т-80, Т-90. Tylko ten ostatni, wywodzący się z T-72B i T-80, jest w miarę nowoczesny. Od początku produkcji w 1992 dostarczono około 500 T-90. W 2009 armia ma otrzymać 63 kolejne czołgi tego typu. Jednocześnie modernizowana będzie część T-72 i T-80.
Dla porównania - Indie do 2020 będą miały 1600 czołgów T-90 (na zdjęciu). W 2001 Indie kupiły 310 czołgów T-90. 186 z nich zostało zmontowanych w HVF z zestawów dostarczonych z Rosji. Pierwotna umowa zakładała licencyjną produkcje w Indiach tysiąca T-90. Jednak kłopoty z transferem technologii i problemy z rodzimym czołgiem Arjun spowodowały, że Delhi kupiło w ubiegłym roku kolejnych 300 czołgów tego typu wyprodukowanych w Rosji.
HVF ma produkować 100 T-90 rocznie przez 10 najbliższych lat. W br. ma ich być w sumie 50. Z blisko rocznym opóźnieniem Heavy Vehicles Factory (HVF) w Avadi przekazała 24 sieprnia wojskom lądowym partię 10 licencyjnych czołgów T-90, nazywanych Bhishma. Czołgi są produkowane z wykorzystaniem podzespołów dostarczanych z Rosji, ale Indiom udało się po wielu latach negocjacji uzyskać dostęp do wszystkich technologii niezbędnych do uruchomienia własnej produkcji. Budowany przez HVF kosztuje 140-150 mln rupii (ok. 3 mln USD)
Ministerstwo obrony przeznaczyło na rozwój rodzimych samolotów bezpilotowych miliard rubli, ale według gen. Popowkina uzyskane rezultaty nie są satysfakcjonujące. W czasie konfliktu w Południowej Osetii armia rosyjska usiłowała użyć posiadane bsl, a także konstrukcje doświadczalne, do rozpoznania sytuacji na polu walki, ale bez powodzenia. Tymczasem wojska gruzińskie dysponowały bsl produkcji izraelskiego Elbitu, co dawało im przewagę informacyjną. Rosjanie do rozpoznania musieli używać samolotów załogowych, których kilka utracili.
Według dowódcy WWS (Wojenno-wozdusznych sił) gen. płk. Aleksandra Zielina, rosyjski bezpilotowiec o zasięgu ok. 400 km i długotrwałości lotu równej 12 h powstanie do 2011
Będzie to czwarty taki system - po amerykańskim NAVSTAR, rosyjskim GLONASS i europejskim Galileo. Według Hu Ganga, wiceprezesa pekińskiego BD Star Navigation Co Ltd., przedstawiciele operatorów tych systemów prowadzą obecnie rozmowy na temat ich cywilnych zastosowań. Być może dzięki uzgodnieniom systemy będą kompatybilne, co ułatwi ich wykorzystanie komercyjne
Zatrudniający 2800 pracowników KAI jest twórcą i producentem samolotów szkolno-treningowych - odrzutowego T-50 Golden Eagle i turbośmigłowego KT-1 Woong-Bee. Obecnie opracowuje na bazie technologii Eurocoptera śmigłowiec wielozadaniowy KUH (Korean Utility Helicopter). Zajmuje się też budową urządzeń satelitarnych.
DSME (zatrudniająca 25 tys. pracowników) jest uważana za strategicznie ważniejszą dla sytuacji Korei Południowej niż KAI. Stocznia należąca do koncernu ma budować na licencji niemieckiej HDW kolejne trzy okręty typu U-214AIP (Son Won-il, pierwsze trzy budowała Hyundai Heavy Industries) zamówione przez marynarkę koreańską. Powstają tam także niszczyciele klasy Aegis KDX III
Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła 12 czerwca rezolucję zaostrzającą restrykcje wobec Korei Północnej po przeprowadzeniu przez nią kolejnej próby jądrowej. Za rezolucją głosowali wszyscy członkowie Rady. Phenian zapowiedział wówczas podjęcie kroków wojskowych przeciwko USA i zintensyfikowanie prac nad pozyskiwaniem plutonu dla celów militarnych.
Amerykańscy eksperci podejrzewają, że Phenian używa w swych rakietach balistycznych części kupowane w Rosji. Na podstawie zdjęć z próby, która odbyła się 4 kwietnia, naukowcy z MIT twierdzą, że drugi stopień północnokoreańskiej rakiety dalekiego zasięgu to kopia starej sowieckiej rakiety R-27 wystrzeliwanej z okrętów podwodnych
MON zrezygnowało z zakupu 4 samolotów - 2 w konfiguracji bez nowej awioniki i kabiny glass cockpit od Rockwell Collinsa (do dostawy w 2009) oraz 2 w bogatej konfiguracji dyspozycyjno-pasażerskiej (w tym jeden VIP dla 6 osób), do dostawy w 2010. Największym przegranym jest w tej sytuacji spółka Ibcol i jej duński partner, Terma, która miała dostarczyć kompletne systemy samoobrony dla 12 Bryz, warte łącznie ok. 57,6 mln zł. Nie pozostawiono nawet opcji założenia kabli niezbędnych dla ewentualnego późniejszego zainstalowania systemu samoobrony.
Nowa awionika i glass cockpit mają powstać w oparciu o pakiet dostarczony - na podstawie wyboru dokonanego w należących do Amerykanów PZL w Mielcu - przez Rockwell Collinsa, w znacznym stopniu zgodny ze stosowanym na śmigłowcach Sikorsky S-70/UH-60 Black Hawk, a nie mający nic wspólnego z wyposażeniem innych samolotów transportowych SP.
Bez systemów samoobrony, wyposażenia VIP i symulatora jeden M28 ma kosztować ok. 40 mln zł (ok. 12-13 mln USD). Tymczasem jeszcze przed sprzedażą PZLw Mielcu amerykańskiemu UTC, polskie MON kupowało samoloty M28 za mniej niż 30 mln zł. Co warto dodać, porównywalny pod względem parametrów, najdroższy wariant konkurencyjnego samolotu CASA C212-400 kosztuje 6-8 mln USD (z radarem i systemem monitoringu sytuacji na morzu!). Łatwo obliczyć, że MON zamierza zapłacić za samoloty z PZL w Mielcu około dwa razy więcej niż są one warte. Za samoloty, które nie są dziś polskim SZ w ogóle potrzebne. Bo przecież nie ma nawet paliwa, by na nich latać...
Jakby tego było mało, prace okresowe na samolotach rodziny PZL M28, prowadzone do niedawna w należących do MON Wojskowych Zakładach Lotniczych Nr 3 w Dęblinie, są od marca realizowane w PZL w Mielcu... MON konsekwentnie prowadzi politykę, która w krótkim czasie może doprowadzić do bankructwa wielu przedsiębiorstw polskiego potencjału obronnego. Wspiera natomiast producentów zagranicznych