Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Tomasz Hypki

W czasach szybkich, globalnych zmian gospodarczych, niestabilności kursów walutowych i pojawiania się nowych ognisk zapalnych, trudno porównywać sytuację przedsiębiorstw lotniczo-zbrojeniowych w różnych regionach, a jeszcze trudniej przewidywać ich przyszłość. Niektóre trendy są jednak dobrze widoczne. Warto im się przyjrzeć, by wyciągnąć kilka ważnych wniosków.


Pod koniec maja 2011 dowództwo US Army przedstawiło rezultaty prac rozwojowych prowadzonych od 1995 do 2010. W tym czasie na programy niezakończone wdrożeniem do produkcji seryjnej armia amerykańska straciła 32 mld USD. Bez rezultatu zamknięto 22 duże programy. Tylko na 2 z nich - śmigłowiec RAH-66 Comanche i FCS - wydano 25 mld USD (na zdjęciu prototyp haubicy XM1203 Non-Line-of-Sight Cannon - NLOS-C, wcześniej wydano miliardy dolarów na inny podobny projekt - haubicy Crusader). Według Army Times, na niedokończone programy US Army traciła w tym okresie rocznie 35-42% środków przeznaczanych na badania i rozwój. Był to jeden z nielegalnych sposobów dotowania ważnych dla obronności przedsiębiorstw, m.in. coraz gorzej radzącego sobie w rywalizacji z Airbusem Boeinga

Trwająca już kilkanaście lat konsolidacja przemysłu lotniczo-zbrojeniowego doprowadziła do powstania koncernów o bardzo zróżnicowanym zakresie produkcji - od najprostszej broni strzeleckiej do najbardziej wyrafinowanych bojowych pojazdów bezzałogowych i obiektów kosmicznych. Koncerny te, przede wszystkim z USA, gdzie związanie branży zbrojeniowej z demokratycznie wybieraną władzą polityczną jest najsilniejsze, wykorzystały do szybkiego rozwoju kolejne konflikty zbrojne, kosztujące podatników po kilka miliardów dolarów dziennie. Niezwykle intratna jest też walka z terrorem. W ostatniej dekadzie doszło do rozszerzenia możliwości wykorzystania technologii posiadanych przez Lockheed Martina, BAE Systems, czy Raytheona, z zastosowań typowo militarnych na obszar szeroko pojętego bezpieczeństwa państwa (Homeland Security).

Mimo tych niezwykle sprzyjających okoliczności, dominacja USA i Europy może nie potrwać już długo. Istotniejsze okazują się bowiem globalne przemiany polityczne i gospodarcze. Do pierwszej ligi producentów sprzętu wojskowego dołączają kolejne kraje, z ChRL i Turcją na czele. Dalsze, w tym Korea Płd czy Brazylia, ujawniają podobne ambicje. Na tej liście nie ma niestety Polski, choć zarówno wielkość państwa, ambicje polityczne, jak też tradycje i potencjalne możliwości w pełni nasz kraj do tego predestynują.

Top 100 Defense News

Doroczna klasyfikacja Top 100 tygodnika Defense News dobrze pokazuje tendencje w światowym przemyśle lotniczo-zbrojeniowym, mimo absencji niektórych ważnych graczy lub nieporównywalności części danych przy znacznych wahaniach kursów walut. Wyraźnie widać wyhamowanie sprzedaży największych koncernów amerykańskich. Wojny w Iraku i Afganistanie umożliwiły im prawie niekontrolowany wzrost, ale odbyło się to kosztem zadłużenia budżetu federalnego na bezprecedensową skalę. Teraz wojny się kończą, a do kolejnej - ataku na Libię Stany Zjednoczone nie włączyły się na poważniejszą skalę. Coraz wyraźniej deklarowane oszczędności już powodują ograniczanie wydatków obronnych USA, a to dopiero początek.


Minister obrony FR stwierdził po niedawnej udanej próbie, że rakieta balistyczna bazowania morskiego Buława jest gotowa do produkcji seryjnej. - W tym wariancie można uruchamiać produkcję seryjną - powiedział. Wcześniej podawano, że do tego potrzebne są jeszcze 4 próby do końca 2011. Oznacza to, że Rosjanom udało się przezwyciężyć problemy technologiczne, które powodowały niepowodzeniu wielu poprzednich prób. Uzbrojenie strategiczne jest absolutnym priorytetem dla władz FR. W innych dziedzinach, może poza częścia lotnictwa, jest jeszcze gorzej...

Nowa sytuacja spowodowała poszukiwanie przez amerykańskie przedsiębiorstwa lotniczo-zbrojeniowe odbiorców za granicą. Mają przy tym poparcie administracji, zgadzającej się na eksport na warunkach do niedawna zupełnie nie do przyjęcia. Efektem jest zawieranie większych niż dotąd transakcji z tradycyjnymi partnerami USA, na przykład Arabią Saudyjską, czy Koreą Południową, ale też wchodzenie na nowe rynki, czego najbardziej spektakularnym przykładem są Indie.

Wschodzące mocarstwo znad Gangesu, do tej pory jeden z głównych klientów Rosji, zaopatrujące się też w broń w Europie, zmuszone do konkurowania z ChRL, dywersyfikuje dostawców i szuka najnowocześniejszych technologii również w USA. A Amerykanie w tym wypadku czynią wyjątek, oferując - przynajmniej teoretycznie - niedostępną dotąd obcym wiedzę techniczną. Czy wkraczają tym samym na drogę, którą od lat podąża FR? Transfer technologii musi przecież prowadzić do utraty przewagi na rzecz tańszych producentów, a w konsekwencji konieczności rywalizacji z nimi nawet na dotychczas w pełni kontrolowanych rynkach...


Chiński lotniskowiec Shi Lang (na ilustracji - wizja artystyczna), budowany przez ChRL w oparciu o kadłub ex-sowieckiego Wariaga, wypłynął po raz pierwszy ze stoczni w Dalian 16 sierpnia. W kolejnych miesiącach mają odbywać się dalsze próby, w tym startów i lądowań śmigłowców i samolotów na pokładzie lotniskowca. Wejście okrętu do służby jest planowane na sierpień przyszłego roku. Nadanie oficjalnej nazwy (być może Liu Huaqing) zaplanowano na październik.
Załogę lotniskowca ma stanowić około 2 tys. marynarzy. Na jego pokładzie i w hangarach zmieści się 30 samolotów (J-15) i śmigłowców, a także bezpilotowce. Według oświadczeń chińskich dowódców i polityków, okręt będzie służył raczej do szkolenia i zdobywania doświadczeń z nowymi rodzajami uzbrojenia, niż do operacji bojowych. Dopiero na bazie zebranej wiedzy powstaną chińskie lotniskowce nowej generacji, które mają rzucić wyzwanie USA

Największym przegranym czołówki tegorocznej listy Defense News okazał się Boeing. Nie tylko spadł z podium na czwarte miejsce, ale też zanotował spadek sprzedaży wojskowej. Boeing coraz wyraźniej przegrywa z Airbusem (grupa EADS) w rywalizacji na rynku samolotów pasażerskich, zostając w tyle technologicznie i nie radząc sobie z nowymi programami (blisko 4-letnie opóźnienie dostaw Dreamlinera, to tylko jeden z wielu przykładów).

Na tle Boeinga znakomicie wypadł jego europejski konkurent - EADS. Nie dość, że należący do niego Airbus trwale wyprzedził amerykański koncern na rynku samolotów pasażerskich, to rośnie jego sprzedaż wojskowa. W 2010 o blisko 10%. EADS przedarł się nawet na rynek amerykański z dużymi dostawami śmigłowców dla US Army. Nie udało się co prawda z latającymi tankowcami, ale cóż - na politykę nie ma rady. Przetarg wygrany przez EADS North America został unieważniony, a kontrakt otrzymał ostatecznie Boeing, któremu rząd federalny stara się w ten sposób po raz kolejny pomóc. Wkrótce po ostatecznej decyzji okazało się, że tankowce Boeinga będą znacznie droższe niż przewidywała oferta...


Symbolem patologii okresu rządów PiS był pełnomocnik ministra obrony narodowej ds. procedur antykorupcyjnych Maciej Wnuk. Pod pozorem walki z korupcją faworyzował konkretnych oferentów, a zwalczał innych, w tym przede wszystkim polski przemysł zbrojeniowy. Działał tak, by inni odpowiadali za decyzje, które wymuszał. Jak choćby w wypadku zniszczenia kompletnie wyposażonego transportera Rosomak. Testy zaproponowane przez dyrektora Wnuka formalnie zarządził bowiem minister Radosław Sikorski - również przeciwnik transportera z WZM w Siemianowicach. Program budowy Rosomaka udało się uratować, na szczęście dla polskich żołnierzy walczących w Afganistanie. A miejsce Wnuka zajął Marcin Idzik - odpowiedzialny za nieprawidłowości w zakupach w czasach obecnej koalicji. Procedury antykorupcyjne w polskiej administracji to kuriozum na skalę światową... W MON ich funkcjonowanie weryfikuje obecnie CBA, m.in. w zakresie realizacji zakupów dla GROM

Ciekawie rozwija się sytuacja w FR. Rosyjskie władze przeznaczyły znaczne środki na kluczowe programy rozwojowe sektora obronnego, koncentrując się na uzbrojeniu strategicznym. Jednak starzenie się kadry (podobny problem mają przedsiębiorstwa w USA), brak rodzimej bazy komponentowej (przy ograniczeniach handlowych), konieczność uruchomienia produkcji wielu podzespołów, których wytwórcy po rozpadzie ZSRS pozostali poza granicami Rosji (elektronika, kluczowe elementy rakiet strategicznych, a nawet zespoły napędowe śmigłowców), a także powszechna korupcja, powodują że ta polityka nie daje spodziewanych efektów. Doszło do tego że - by ożywić sektor i pobudzić konkurencję - FR, wzorem USA, zaczęła kupować uzbrojenie za granicą (bsl w Izraelu, okręty wsparcia we Francji). Następnym krokiem będzie zapewne zgoda na tworzenie transgranicznych powiązań kapitałowych. Początkowo na warunkach rosyjskich, ale nie można wykluczyć, że z czasem inicjatywę przejmą przedsiębiorstwa z Europy, a nawet - mimo historycznie uwarunkowanego oporu w sferach rządzących - z ChRL.

Na Top 100 przedsiębiorstw chińskich zabrakło. Z innych źródeł wiadomo jednak, że rozwijają się one w bardzo szybkim tempie. Trudno ich wyniki porównywać z innymi producentami ze względu na kontrolowany kurs juana i niższe od rynkowych ceny uzbrojenia, ale można być pewnym, że już niedługo chińskie koncerny znajdą się w czołówce listy. Widać to już w innych klasyfikacjach.

ChRL w górę, USA i Europa w dół

Wśród 500 największych w 2010 przedsiębiorstw świata, sklasyfikowanych przez tygodnik Fortune, 12 reprezentuje branżę lotniczo-zbrojeniową. Z nich tylko chińskie zanotowały kilkudziesięcioprocentowy wzrost. Przychody amerykańskich i europejskich wzrosły zaledwie o kilka procent, praktycznie w granicach inflacji. Dwa koncerny, w tym wspomniany Boeing, przyniosły nawet straty. Co więcej, tylko chińskie przedsiębiorstwa awansowały w klasyfikacji, wszystkie pozostałe spadły o kilkanaście lub kilkadziesiąt miejsc.


MON bez przetargu wybrało do przewozu VIP samoloty Embraer 175. To jedna z wielu takich transakcji w czasach, gdy ministrem pozostawał Bogdan Klich. Łącznie koszt 3,5-letniego czarteru przekroczy 150 mln zł. To prawie tyle ile należałoby wydać na zakup dwóch nowych samolotów o parametrach odpowiadających wymogom stawianym maszynom do przewozu VIP. Embraer 175 ma zasięg 3-krotnie mniejszy niż powinien mieć samolot przewożący VIP, co utrudnia lub uniemożliwia loty dalekodystansowe, a także zmniejsza bezpieczeństwo operacji. Embraery nie mogą latać na tereny objęte konfliktami i wykonywać innych zadań niż przewozy pasażerskie, co wymusza poszukiwanie kosztownych rozwiązań zastępczych.
Bogdan Klich nie rozpisał przygotowanego do ogłoszenia w lutym 2008 przetargu na średnie samoloty dalekiego zasięgu. MON straciło w ten sposób ponad 2 lata, w czasie których mogły zostać wybrane, zakupione i dostarczone docelowe samoloty do przewozu VIP. W połowie 2009 załogi 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego przechodziły szkolenie na symulatorach lotu Embraerów w Szwajcarii. Nie wiadomo na jakiej podstawie prawnej i na jakich warunkach finansowych. Po od dawna przygotowywanej przez resort likwidacji 36. splt, przewozy VIP uzależniono całkowicie od usług zewnętrznych, głównie PLL LOT. Warto przypomnieć, że linie są w fatalnym stanie finansowym i trwa przygotowywanie ich do prywatyzacji, co już w najbliższej przyszłości utrudni kontrolę nad przewozami VIP

Amerykańskich przedsiębiorstw z branży lotniczo-zbrojeniowej nadal jest na liście Fortune Global 500 najwięcej, bo aż 7. Europę reprezentują 3 koncerny, a ChRL - 2. Z listy wypadł kanadyjski Bombardier (w 2009 - 448) i europejska Thales Group (475).

Trzeba pamiętać, że europejskie przedsiębiorstwa zbrojeniowe mają nieco inne problemy niż amerykańskie, w tym przede wszystkim rozproszony rynek zakupów uzbrojenia (tylko z przedsiębiorstwami czysto lotniczymi jest inaczej, bo ich rynek jest w pełni globalny i konkurencyjny, choć w wielu krajach dotowany). Rywalizację na rynkach międzynarodowych utrudnia im dodatkowo mocne Euro, które utrzymuje swą pozycję wobec dolara nawet mimo kryzysu w niektórych krajach strefy wspólnej waluty. W klasyfikacji Fortune najgorzej wypadła włoska Finmeccanica - spadła jej sprzedaż, a rok zakończył się stratą.

Na liście Fortune nie ma żadnego przedsiębiorstwa lotniczo-zbrojeniowego z Polski. Za wysokie progi. Ale próżno szukać też Bumaru w klasyfikacji Defense News. A przecież ze sprzedażą wojskową na poziomie 800 mln USD Bumar powinien zajmować miejsce w drugiej połowie stawki.

W uścisku MON

Blisko 4 lata kierowania MON przez Bogdana Klicha okazały się najgorszym dla obronności okresem w historii III RP. Resort, wzorem czasów Radosława Sikorskiego (ktoś jeszcze pamięta sukcesy ministra w egzaminowaniu urzędników i żołnierzy z języka angielskiego i biegów na średnich dystansach?), koncentrował się na propagandzie, zamiast na planowaniu rozwoju i wprowadzaniu w życie nowych, sensownych idei, choćby nawet kopiowanych z innych krajów. Bałagan, omijanie przepisów, przypadkowe zakupy, marnowanie ogromnych kwot na niepotrzebny sprzęt - to wszystko musiało przełożyć się na kondycję polskiego przemysłu lotniczego-zbrojeniowego. Największa zapaść zdarzyła się w 2009, ale jej konsekwencje widać do dziś.


W odpowiedzi na interpelację posła Ludwika Dorna na początku 2009 MON poinformowało, że na ORP Pułaski słaba jest jakość zobrazowania systemu dowodzenia Mk-92 i systemu radarowego. W obu wypadkach nie ma możliwości wymiany podzespołów, by przywrócić sprawność systemów. Wyrzutnie rakietowe są sprawne, lecz całkowicie wyeksploatowane (27-28 lat na 30 lat resursu). Niska jest też jakość zobrazowania na konsolach operatorskich systemu kierowania ogniem. Nie ma przy tym możliwości wymiany podzespołów wizyjnych. Nie działa radarowy system detekcji celów z powodu niesprawności układu automatycznej detekcji. Wyeksploatowane są konsole zobrazowania sytuacji w BCI. Obsługa systemów bojowych okrętu wymaga od operatorów częstego usuwania niesprawności. Zdaniem Bogdana Klicha wszystko to nie dyskwalifikowało zintegrowanego systemu walki. Według ministra usterki tylko nieznacznie obniżały możliwości bojowe okrętu. Warto pamiętać, że pozyskaliśmy od USA okręty przeznaczone do złomowania lub użycia np. do testowania uzbrojenia przeciwokrętowego. ówczesne dowództwo MW było zdeterminowane, bo bez nich trzeba by zerwać ciągłość szkolenia, a innych możliwości - m.in. ze względów politycznych - nie było.
Gdy Klich pozostawał jeszcze ministrem, do Kongresu USA trafiły dokumenty, niezbędne do sfinalizowania rozmów o modernizacji (realnie - odtworzenia gotowości bojowej na minimalnym poziomie) polskich fregat typu
Oliver Hazard Perry: OORP Pułaski i Kościuszko. W oficjalnej informacji ujawniono chęć wymiany przez Marynarkę Wojenną RP zestawów obrony bezpośredniej Mk 15 Phalanx Block 0 na model Block 1B, w konfiguracji Baseline 2, na obu okrętach. Prace miałyby być wykonywane w USA. Podano jednocześnie, że wraz z pakietem części zamiennych (do 2025), serwisu i szkolenia, program może osiągnąć wartość 200 mln USD (projekt LOA wpłynął do MON 22 sierpnia 2011). MON te dane ukrywało, bo oficjalnie nie potrafiło znaleźć pieniędzy na budowę nowoczesnej polskiej korwety.
W oficjalnym oświadczeniu amerykańskiej Defense Security Cooperation Agency znalazł się nawet sprzeczny z polskim prawem zapis o tym, że
nie są znane żadne porozumienia offsetowe, proponowane w związku potencjalną sprzedażą...

Analizując wyniki finansowe za ostatnie lata widać, że od dna odbiły się przede wszystkim zakłady nadzorowane przez MON. Problem w tym, że tylko niektóre z nich wnoszą do gospodarki wartość dodaną. Inne nie potrafią znaleźć się w nowej sytuacji, lub pełnią głównie rolę dealerów producentów zagranicznych, albo pomagają zagranicznym partnerom w rozliczeniu offsetu, budując kolejne lakiernie. Przede wszystkim jednak dezintegrują branżę, sprzeciwiając się jej konsolidacji i usiłując pozostać w wygodnej pod pewnymi względami podległości wobec resortu obrony. Zapominają przy tym o przykładzie Stoczni Marynarki Wojennej, która budowała niezwykle potrzebną polskiej Marynarce Wojennej nowoczesną korwetę. I już jej nie ma.


Brak w konsolidującym się Bumarze lotnictwa to jedna z poważniejszych wad narodowego koncernu. Wszak na kilogramie konstrukcji lotniczych zarabia się najwięcej. Airbus i Boeing od kilku lat (z wyjątkiem krótkiego okresu największego kryzysu) uzyskują zamówienia na 2-3 razy więcej samolotów niż są w stanie wyprodukować. Polska, dysponująca fachową kadrą, mogłaby na dostawach dla tych gigantów nieźle zarabiać. Na razie pozostajemy jednak jedynie dostawcą taniej siły roboczej. Ludzie o umysłach wasali każą się z tego cieszyć, a tę fatalną sytuację można i trzeba szybko zmienić.
Trwa przetarg na dostawę Zintegrowanego Systemu Szkolenia Personelu Lotniczego Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej - poziom LIFT. Od początku w tym postępowaniu faworyzowany jest mini-F-16 - koreański T-50. To przykład braku wyobraźni decydentów z MON. O ile bowiem samolot szkolenia zaawansowanego powinien mieć możliwość wykonywania zadań bojowych w ograniczonym zakresie, to używanie lekkiego samolotu bojowego do roli samolotu szkolenia zaawansowanego jest zaprzeczeniem idei LIFT (przynajmniej w europejskim rozumieniu tej koncepcji) i generuje ogromne koszty w zakupie i eksploatacji. Trzeba pamiętać, iż zasadniczym zadaniem samolotu szkolenia zaawansowanego LIFT (używanego na 3. i 4. poziomie szkolenia w terminologii stosowanej w większości państw NATO) jest jak najtańsze nauczenie pilota samolotu bojowego nie tyle latania (to odbywa się na samym dole piramidy szkoleniowej, lub uznaje się, że nie jest najbardziej potrzebne, bo współczesne samoloty wybaczają nawet bardzo poważne błędy pilotażowe dzięki stosowanej automatyce), ile maksymalnie sprawnego wykorzystania systemów bojowych (umiejętność czytania symboli, kojarzenie faktów, umiejętność nawigacji po systemie, dobieranie trybów pracy - słowem wyciśnięcie z systemu maksymalnego wsparcia dla efektywnego wykonania zadania bojowego). Tego wszystkiego nie ćwiczy się na samolocie docelowym, z definicji dużo droższym w eksploatacji. Co więcej, ewentualna utrata w wyniku katastrofy spowodowanej błędem podczas szkolenia jest wielokrotnie kosztowniejsza, niż utrata bogatego w wirtualne środki - czyli nie posiadającego raczej radaru i innej kosztownej elektroniki - samolotu klasy LIFT.
Trzeba też pamiętać, że już niedługo nawet w Polsce wzrośnie rola bojowych bezpilotowców, znacznie tańszych w zakupie i eksploatacji niż samoloty załogowe. Przejmą one rolę samolotu wymyślonego w MON jako szkolno-bojowy. Mało tego, takie bsl może zaprojektować polski sektor lotniczo-obronny (a właściwie, to co z niego zostało), co przyniosłoby ogromne korzyści gospodarcze

Bogdan Klich zniszczył program konstruowania korwety, proponując nawet, by ta była budowana bezinwestycyjnie... Wkrótce po objęciu stanowiska, do spółki z Agencją Rozwoju Przemysłu, doprowadził do wyrzucenia zarządu SMW, który próbował zmienić sposób funkcjonowania stoczni, wyplenić korupcję, nawiązać kooperację międzynarodową i pozyskać nowoczesne technologie. W efekcie kolejnych działań i zaniechań MON i ARP stocznia jest bankrutem, a MON usiłuje zmarnować co najmniej 135 mln USD (z budżetu, nie z pomocy amerykańskiej, jak wydaje się niektórym) na remont post-amerykańskich fregat, które od początku pobytu w Polsce miały status niezwykle drogiego w utrzymaniu złomu. Na tym biznesie mają zarobić oczywiście koncerny z USA. Na pewno nie przez przypadek.

Czy upowszechnienie takiej sytuacji jest celem wojskowych zakładów remontowo-produkcyjnych i ich - niezwykle aktywnych w walce z konsolidacją - związkowców? Krytyczny stosunek do przemian zachodzących w narodowym koncernie - Bumarze, lepiej chyba byłoby wykorzystać do zmian wewnątrz tej struktury niż na walkę z integracją? Do tego trzeba jednak wyobraźni i zrezygnowania z doraźnych, personalnych korzyści.

Grupa Bumar, po zniszczeniu jej potencjału eksportowego za czasów rządów PiS (o słabości państwa polskiego świadczy to, że nikt nie poniósł dotąd odpowiedzialności karnej za transferowanie tajnych informacji i świadome zrywanie powiązań biznesowych), już kolejny rok nie potrafi go odbudować. Skoncentrowanie się na restrukturyzacji wewnętrznej skutkuje z kolei brakiem nowych, atrakcyjnych produktów. Polskie państwo zaś nie tylko nie wspiera eksportu uzbrojenia, ale też nie finansuje na skalę podobną, jak choćby w Turcji czy Hiszpanii, programów rozwojowych. Polscy politycy wyjazdy zagraniczne zwykle traktują jedynie, jako atrakcyjne wycieczki... Lista podróży nie tylko Bogdana Klicha (w tym Ameryka Płd i Azja Płd-Wsch) to lista straconych szans polskiego przemysłu lotniczo-zbrojeniowego.

Dekada szans

Dla polskiej obronności procesy zachodzące na świecie stanowią zagrożenie, ale mogą też być szansą na przeprowadzenie wreszcie koniecznych zmian. Przede wszystkim po stronie państwa. Bez odpowiednio wysoko umocowanego w strukturach rządowych ośrodka kierującego sferą gospodarczą tej branży nie da się ich zrealizować. Powstanie Urzędu ds. Uzbrojenia rządzący obiecywali już wiele razy. Miały też zniknąć różne patologiczne (Agencja Mienia Wojskowego) i niepotrzebne, rozproszone (Departamenty Spraw Obronnych w kilku resortach, Departament Programów Offsetowych w MSP) struktury. Nic z tego nie wyszło, a biurokracja triumfuje. Co musi się stać, żeby to zmienić?

Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, MON będzie w kolejnych latach dysponowało rekordowymi środkami na zakupy uzbrojenia. Może oczywiście marnować je tak jak dotychczas, może jednak wykorzystać po kilka miliardów złotych rocznie na nowe, perspektywiczne programy. Wojskowa Akademia Techniczna, niektóre instytuty (byle nie Instytut Lotnictwa, który na różne niedokończone programy zmarnował już dostatecznie dużo środków), politechniki, kilka dynamicznie rozwijających się przedsiębiorstw prywatnych, silny ośrodek badawczo-rozwojowy, który wreszcie powinien powstać w Grupie Bumar, mogą stworzyć innowacyjne produkty, które pozwolą zaoszczędzić na zbędnych zakupach zagranicznych, a w perspektywie dadzą także nieźle zarobić na eksporcie.

Kancelaria Prezydenta RP i Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zauważyły, że bezpieczeństwo państwa związane jest nie tylko z przeciwstawianiem sie zagrożeniom militarnym. To także bezpieczeństwo energetyczne czy informatyczne. Uznanie tej oczywistej prawdy powinno wymusić konieczność zmiany myślenia o roli wspierających bezpieczeństwo przedsiębiorstw. Tyle, że nie do końca.

Również w kwestii obrony granic warto zastanowić się nad radykalnymi zmianami. Być może zamiast kupować kolejne systemy konwencjonalnie wpisujące się w modernizację armii, pomyśleć o wykorzystaniu nowych technologii nie tylko wyposażając żołnierzy udających się na dalekie misje, ale i do odstraszania potencjalnych agresorów. Bo wojna na własnym terytorium to przecież najtragiczniejsza z możliwości. Okręty podwodne i bezpilotowce uzbrojone w pociski dalekiego zasięgu - zniechęcające do snucia wrogich planów - są tańsze dla państwa niż prowadzenie wojny, mimo że ich rozwój i zakup sporo kosztują.

Przywrócenie należnej roli państwu, zbudowanie niezbędnych po temu struktur, sensowna koncentracja wysiłków rozwojowych w przemyśle, myślenie w możliwie odległej perspektywie, szukanie mających podobne aspiracje partnerów zagranicznych (oczywiście głównie z Unii Europejskiej) - to tylko niektóre z koniecznych kierunków działań. Jeśli się powiodą, Polska może zyskać status państwa poważnego, z którym trzeba się liczyć. Warto, by politycy zrozumieli, że również dla nich będzie to lepsze niż wiszenie u klamki Waszyngtonu czy nawet Brukseli.

Tomasz HYPKI


RAPORT-wto - 09/2011
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.