Współpraca: Chiman NIPUN SINGH, Aleksander WILCZYŃSKI
Gdy 10 lat temu powstawała Grupa Bumar zakładano, że jej przychody będą docelowo w równym stopniu pochodzić z dostaw krajowych, co z eksportu. Pierwszy zarząd zdołał zrealizować to zadanie już w 2006. Wtedy jednak, z przyczyn politycznych, zaczęto wprowadzać kolejne zmiany personalne, a sytuacja Bumaru zaczęła pogarszać się z roku na rok. Coraz bardziej fatalne stawały się stosunki z głównym partnerem Grupy – MON, a eksport własnych wyrobów szybko malał. W ciągu kilku lat zmarnowano szanse na zawarcie kontraktów wartych wiele miliardów dolarów. Dziś większość doświadczonych handlowców została zwolniona z centrali Grupy, a o akwizycję muszą dbać spółki zależne. Po co w takim razie utrzymywana jest skomplikowana struktura Bumaru – holdingu, który w ostatnich latach zmarnował szanse na zarobienie kilku miliardów dolarów na eksporcie polskiego uzbrojenia? Czy tylko po to, by koteria byłych i obecnych urzędników kilku ministerstw dzięki patologicznym powiązaniom mogła drenować spółkę nazywaną narodową?
Przypomnijmy, że w połowie poprzedniej dekady Bumar dysponował rozbudowaną siecią zagranicznych doradców i pośredników. Dzięki nim udało się uzyskać kontrakty w wielu krajach, m.in. Indiach, Iraku, Malezji i Indonezji. Później, wbrew wewnętrznym przeciwnościom, handlowcy spółki z niezłym skutkiem szukali szans w Arabii Saudyjskiej i Kuwejcie, ale także w Ameryce Południowej, Wietnamie i centralnej Afryce. Kolejne zarządy korzystały z dorobku zarządu kierowanego przez Romana Baczyńskiego. Jednocześnie jednak konsekwentnie likwidowały zdolności pozyskiwania nowych kontraktów. Dziś potencjał handlowy centrali Bumaru spadł praktycznie do zera.
W latach 2003-2005 wartość nowo zawieranych umów eksportowych Bumaru wynosiła 200-500 mln USD rocznie. Już w 2006 i 2007, po politycznie motywowanych zmianach we władzach spółki, spadła do 35-80 mln USD. Udało się uzyskać jedynie niewielkie kontrakty z Gruzją i Egiptem. W latach 2003-2004 eksport Bumaru wynosił ok. 330 mln zł, w 2005 wzrósł do 1150 mln zł, a w 2006 do 1250 mln zł. W 2007 nastąpiło załamanie, do zaledwie 350 mln zł. Potem było jeszcze gorzej. Bumar utracił nawet swoje tradycyjne rynki. Dziś – relatywnie niewielkie – przychody ze sprzedaży zagranicznej holding realizuje głównie dzięki pośrednictwu.
Indie – miliardy utraconych dolarów
Bumar wszedł na rynek indyjski u zarania powstania Grupy, sprzedając wozy zabezpieczenia technicznego WZT-3. Zdecydował się wówczas na ścisłą współpracę z koncernem BEML (Bharat Earth Movers Limited), kontrolowanym przez Ministerstwo Obrony Indii. By ułatwić współpracę powołał też spółkę Bumar India, której wspólnikiem został dobrze zorientowany w lokalnej sytuacji Chetan Seth. Dzięki wsparciu spółki wkrótce udało się uzyskać kolejne kontrakty na WZT-3 (w marcu 2004 na 228 wozów za 210 mln USD). Do 2007 Bumar dostarczył armii indyjskiej 352 wozów tego typu.
Gdy w 2006 do Bumaru i Agencji Rozwoju Przemysłu – mniejszościowego udziałowca spółki, weszli ludzie związani z rządem PiS, rozpoczęło się systematyczne zrywanie kontaktów międzynarodowych. Ujawniano nawet tajemnice spółki poprzez publikacje w mediach. Najbardziej zdeterminowani likwidatorzy polskiego przemysłu zbrojeniowego jeździli po świecie, wypowiadając już zawarte kontrakty. Tak stało się m.in. w Indonezji, która chciała kupować nie tylko wyroby Bumaru, ale także samoloty M28 z PZL w Mielcu wyposażone w elektronikę CPNEP Radwar i Przemysłowego Instytutu Telekomunikacji.
Po zmianie rządu i odejściu z władz Bumaru grupy najbardziej szkodliwych osób, na krótko udało się wrócić do wcześniejszych planów i współpracy z Bumar India. Podczas DefExpo w New Delhi spółka podpisała memorandum o rozwoju współpracy z BEML. Indyjskie przedsiębiorstwo zadeklarowało chęć utworzenia z Bumarem spółki produkcyjnej wykorzystującej polskie technologie. Zaproponowało też wejście kapitałowe do przeżywającego coraz większe kłopoty producenta silników – PZL-Wola. Przede wszystkim jednak określono zakres zainteresowania armii indyjskiej wyrobami Bumaru i innych polskich producentów. Według dokumentu, w grę wchodził zakup 200-270 WZT-3 o wartości do 360 mln USD, tysiąca zmodernizowanych silników o mocy 1000 KM wartych ok. 450 mln USD, 70 systemów minowania Kroton zarówno na podwoziach gąsienicowych, jak i kołowych, wycenionych na 180 mln USD, co najmniej 100 (maksymalnie nawet 800) haubic samobieżnych Krab za ok. miliard USD oraz 104 samobieżnych kompleksów przeciwlotniczych Loara i 97 wozów wsparcia systemu. W tym przypadku rozważano zmodernizowanie i indianizację polskich systemów we współpracy z indyjską BDL i francuskim MBDA. Kontrakt miał być wart ponad miliard dolarów.
Bydgoska Belma miała eksportować miny nie tylko systemy Kroton, ale i wielu innych typów. Dodatkowe korzyści miał przynieść transfer technologii produkcji części z nich. BEML potwierdził także zainteresowanie stworzeniem bazy remontowo-modernizacyjnej dla czołgów T-72. W grę wchodziło serwisowanie i modyfikowanie blisko 2 tysięcy maszyn tego typu.
Ponieważ w nowym rządzie oczekiwano potwierdzenia zamiarów BEML przez oficjalne czynniki, na początku marca 2008 do Polski przybył dowódca armii indyjskiej, gen. Deepak Kapoor. Na zorganizowanej dla niego w CNPEP Radwar wystawie generał potwierdził zainteresowanie wyrobami oferowanymi przez Bumar i BEML. Zwrócił też uwagę na inne polskie wyroby, m.in. systemy optoelektroniczne z PCO, w tym celowniki Bazalt, i okularowe wzmacniacze obrazu, w tym lotnicze PNL-3 oraz monokulary MU-3. Delegacji Indii pokazano również najnowszą kontenerową odmianę systemu Blenda (głowica optoelektroniczna, używana w systemie kierowania ogniem baterii przeciwlotniczych dział S-60 i ZUR-23-2 przez MW RP i armię indonezyjską) i kontenerowy radar średniego zasięgu N-26 (N-22N-3D). W sumie potencjalne kontrakty na dostawy polskiego uzbrojenia do Indii oszacowano w perspektywie dekady na 4-5 mld USD.
Niestety, kolejne zmiany w zarządzie Bumaru niewiele zmieniły w skuteczności handlu z Indiami. Spółka nie kontynuowała rozmów na temat realizacji porozumienia z BEML, a w listopadzie 2008 zaprzestała współpracy z Bumar India. W 2010 zlikwidowano PZL Wola, przez co Polska utraciła zdolność produkowania silników czołgowych dużej mocy. To zaś utrudnia lub wręcz uniemożliwia wytwarzanie pojazdów wielu typów, w tym WZT-3 i haubic Krab. Importowanie napędów do nich jest znacznie mniej ekonomiczne niż rodzima produkcja i uzależnia od dostawców zagranicznych, co znacząco podnosi ceny i zmniejsza szanse eksportowe.
Wirtualny świat kontraktu indyjskiego
Mimo wielu problemów udało się jednak kontynuować rozmowy na temat dostaw kolejnych WZT-3. Brak wsparcia Bumar India spowodował, że ciągnęły się one latami bez efektów. Zatrudniono wówczas jako doradcę Davindera (Davida) Dogrę – biznesmana z Londynu związanego z szefem BEML, V.R.S. Natarajanem. Dogra za swe, często kuriozalne usługi otrzymywał kolejne wypłaty, łącznie blisko pół miliona dolarów, co i tak było ułamkiem kwoty należnej po sfinalizowaniu kontraktu. Ostatecznie dopiero 17 stycznia 2012 prezes Edward Nowak podpisał umowę na dostawę 204 WZT-3 (w tym 8 zmontowanych, a pozostałe do ostatecznego montażu w Indiach) wartych 255 mln USD (po 1,252 mln USD), za która strona polska miała otrzymać 190,5 mln USD. Obejmuje ona pakiet wsparcia technicznego, zapisy o finalnym montażu, procedurach odbiorów, testów gotowych wozów, a także świadczeniu pomocy technicznej, która miała przyczynić się do uzyskania w zakładach BEML zdolności do produkcji wybranych podzespołów. Przewidziana średnia indianizacja ma wynosić 35,44%, w tym dla 10 ostatnich wozów – 50%.
Tuż przed podpisaniem umowy prezes Nowak zawiesił w obowiązkach prezesa Bumaru Łabędy, wytwórcy WZT-3, Czesława Swobodę, który nie akceptował jej warunków. Posady stracili także inni sceptyczni pracownicy spółki. Głównym problemem były nierealne terminy dostaw WZT-3 do Indii oraz brak możliwości wytwórczych w Bumarze Łabędy, spowodowany kolejnymi restrukturyzacjami i zwolnieniami fachowców. Dopiero po podpisaniu umowy próbowano w nadzwyczajnym trybie odbudowywać więzi kooperacyjne z kilkudziesięcioma poddostawcami i przygotowywać produkcję silników W-46-6. Próbowano nawet pozyskać używane WZT-3 z MON, by po wyremontowaniu wykorzystać je w realizacji kontraktu.
Wkrótce Ministerstwo Skarbu Państwa zaczęło sprawdzać opłacalność kontraktu i jego wykonalność. Okazało się, że aby zrealizować kontrakt, nie narażając się na kary umowne, Bumar już w 2012 powinien wyprodukować 46 WZT-3 (poza ośmioma, które miały być dostarczone do 15 lutego 2012), co było zupełnie nierealne, podobnie jak kolejne dostawy (po 50 wozów do 15 maja i 31 października 2013 oraz 15 lipca 2014). Na jaw wyszło również, że prezes Nowak złamał prawo korporacyjne i podpisał umowę z BEML bez akceptacji rady nadzorczej spółki (mógł podpisywać bez zatwierdzenia umowy o wartości maks. 50 mln zł).
Ostatecznie 20 marca 2012 rada nadzorcza Bumaru zatwierdziła kontrakt, ale jednocześnie odwołała prezesa Nowaka. Rozpoczęło się też przebąkiwanie o potrzebie renegocjacji niekorzystnie zawartego kontraktu. Trwa ono do tej pory.
Kiedy w Indiach ruszało śledztwo przeciwko BEML związane z oskarżeniami o korupcję w innych sprawach, w Bumarze-Łabędy łudzono się, że kontrakt na WZT-3 będzie realizowany i czekano na akredytywę indyjskiego przedsiębiorstwa, aby uruchomić finansowanie wynegocjowanych już kontraktów na dostawy podzespołów i materiałów. Nic z tego nie wyszło, a 12 kwietnia 2012 rada nadzorcza Bumaru zwolniła wiceprezes zarządu, dyrektora ds. finansowych, Aldonę Wojtczak oraz członka zarządu, wiceprezesa zarządu dyrektora ds. jednostek przemysłowych Macieja Kruka – najbliższych współpracowników byłego prezesa. Wkrótce pojawiło się nowe kierownictwo na czele z prezesem Krzysztofem Krystowskim i Marcinem Idzikiem, wiceprezesem zarządu ds. sprzedaży i zakupów. Krystowski szybko uznał, że kontrakt indyjski jest niekorzystny dla holdingu i nieopłacalny (mówił o tym m.in. związkowcom z Łabęd), ale oficjalnie podtrzymywał chęć renegocjacji umowy z BEML, pogłębiając chaos informacyjny.
Bałagan w Grupie pogłębia się z miesiąca na miesiąc. W centrali rozbito zespół handlowy ds. Indii, zwalniając znaczną część specjalistów, a Bumarowi-Łabędy nakazano zerwanie wszelkich umów zaopatrzeniowych do produkcji WZT-3. Odwołano też przedstawiciela Bumaru w Delhi. W tym czasie kontrakt WZT-3 znalazł się na celowniku indyjskiego CBI (odpowiednik polskiej CBA). Trudno było w tej sytuacji oczekiwać poważniejszego zaangażowania BEML w jego realizację.
Bumar India formalnie istnieje, ale spółka finansowana jest wyłącznie przez partnerów indyjskich i dogorywa. Zarząd Bumaru, mimo monitów z Indii nie chce się zgodzić na jej formalne rozwiązanie. Coraz bardziej widoczne są ekonomiczne i polityczne reperkusje powstałej sytuacji. To chociażby przełożona wizyta w New Delhi prezydenta Bronisława Komorowskiego, wcześniej planowana na marzec 2013. I pogorszenie atmosfery dla innych polskich przedsiębiorstw, do niedawna bliskich uzyskania intratnych kontraktów w Indiach.
Irak – biznes i polityka
Największym w historii zleceniem eksportowym Bumaru był kontrakt z Irakiem – krajem, w którym polska armia wspierała wojska USA i ich sojuszników. Gdy polscy politycy decydowali o udziale w inwazji, obiecywali ogromne korzyści gospodarcze, w tym dostęp do irackiej ropy naftowej i kontrakty zbrojeniowe. Wkrótce okazało się jednak, że Bumar nie ma wsparcia ani polskich polityków, ani tym bardziej administracji amerykańskiej. Mimo tych przeszkód udało się uzyskać duże jak na polską skalę zamówienia.
Na mocy kontraktu z 2004 Bumar miał dostarczyć Irakowi warte 410 mln USD śmigłowce, broń strzelecką, sprzęt logistyczny i pojazdy, w tym 600 samochodów patrolowych Dzik-3 z AMZ Kutno. Około 25% zamówionego sprzętu miało pochodzić od dostawców zagranicznych. Jednak realizacja kontraktu natrafiła na kłopoty. Do tej pory nie rozliczono wielu zobowiązań, w tym np. 2 śmigłowców PZL W-3 Sokół w wersji VIP, za które Bagdad zapłacił ponad 12 mln USD, ale nie odebrał (mimo odbioru technicznego). To jeden z wielu problemów, które są przeszkodą w zawieraniu kolejnych umów.
Irak utrzymuje pod bronią prawie 600 tys. żołnierzy i policjantów, a na samą obronność przeznacza ponad 5 mld USD rocznie, będąc jednym z większych importerów uzbrojenia na świecie. Bumar miał szanse na podpisanie kolejnych kontraktów na czołgi, transportery opancerzone, samoloty patrolowe, broń strzelecką, amunicję oraz symulatory różnych typów i przeznaczenia. Polskie przedsiębiorstwa mogły też uczestniczyć w szkoleniu irackich żołnierzy i specjalistów wojskowych. Nic z tego nie wyszło mimo, że w międzyczasie rynek iracki otworzył się nawet na kraje nieuczestniczące w amerykańskiej inwazji, w tym Rosję i Serbię.
Wraz ze zmianami dokonanymi w zarządzie Bumar przez rząd PiS nastąpił długotrwały impas w relacjach z irackim resortem obrony. Zrezygnowano z realizacji zawartego wcześniej kontraktu i zaprzestano starań o kolejne. W efekcie spółka trafiła na nieoficjalną listę nierzetelnych dostawców. Dopiero ekipa Edwarda Nowaka podjęła próbę normalizacji. Wznowiono dostawy z Ukrainy transporterów opancerzonych, części zamiennych i symulatorów. Stronie irackiej uznano reklamację elementów systemu samoobrony zamontowanego na śmigłowcach Mi-17, znaleziono też kompromisowe rozwiązanie dotyczące dostaw polskich i rosyjskich śmigłowców. Wsparcia Bumarowi udzieliły resorty skarbu państwa i obrony narodowej oraz spraw zagranicznych, w tym były polski ambasador w Bagdadzie Stanisław Smoleń. Ze strony irackiej włączyła się ambasada i attache wojskowy, brygadier pilot Saadun Fuad Abdullah. Działania handlowców Bumaru dawały szanse na nowe kontrakty.
Gry z generałami
Wszystko skończyło się wraz z powołaniem kolejnego zarządu, z Krzysztofem Krystowskim i Marcinem Idzikiem. Z ich poparciem nowo mianowany dyrektor ds. handlu Zbigniew Wawrzeń sukcesywnie odsuwał od rozmów specjalistów. We wrześniu 2012 w czasie MSPO w Kielcach doszło do ostatecznego zdeprecjonowania ich wysiłków. Przybył tam wiceminister obrony Iraku, gen. Mohan Hafdh Fahad. Po rozmowach z nim spisano 6-punktową notatkę, zawierającą bardzo niekorzystne dla Bumaru ustalenia. Nie podpisali go jednak odpowiednio umocowani członkowie zarządu, a jeden z dyrektorów, nie posiadający stosownych pełnomocnictw.
Tak podpisany, nieważny dokument przekazano gen. Mohanowi Hafdh Fahadowi. O zawarciu korzystnego jakoby kompromisu poinformowano jednocześnie wiceministra obrony narodowej, gen. Waldemara Skrzypczaka. Tymczasem można oszacować, że gdyby był on realizowany, obciążyłby Bumar kwotą 120 mln zł. Wkrótce zarząd spółki postanowił więc odrzucić niekorzystne punkty porozumienia. Informując o tym iracki resort obrony Bumar zamknął sobie drogę do zawarcia nowych kontraktów na dostawy uzbrojenia. Spółka trafiła ponownie w Iraku na listę nierzetelnych dostawców.
Nieodpowiedzialne działania zarządu Bumaru szkodzą nie tylko tej spółce. I nie tylko w Iraku. Choć tam szczególnie. Warto zauważyć, że polski resort finansów, stara się odzyskać iracki dług na niebagatelną sumę prawie 1 mld USD...
Malezja
W 2003, dzięki stworzeniu skutecznej sieci handlowej, Bumarowi udało się zawrzeć kontrakt na dostawę uzbrojenia dla regimentu pancernego – 48 czołgów podstawowych PT-91M i 15 wozów pomocniczych o łącznej wartości 380 mln USD. Umowa zawierała opcję zakupu sprzętu dla kolejnych dwóch regimentów (ok. 100 czołgów) i pojazdów towarzyszących za kolejnych 800 mln USD.
Ostatnie czołgi, przewidziane podstawowym kontraktem, zostały dostarczone dopiero w 2010, z ponad rocznym opóźnieniem. Kontrakt nie został jednak zakończony i rozliczony do dzisiaj. W takiej sytuacji trudno liczyć na kolejne zamówienia. Według zapewnień prezesa Krzysztofa Krystowskiego, uda się jedynie ograniczyć sumę kar umownych, prawdopodobnie do kilkunastu mln USD. W najbardziej niesprzyjającym wariancie mogą one jednak przekroczyć nawet 50 mln USD. Tym bardziej, że większość dostarczonych czołgów jest niesprawna, bo nie udało się zbudować systemu dostaw części zamiennych i serwisu.
W latach 2004-2005 Bumar przeprowadził w Malezji serię prób kołowych transporterów opancerzonych Rosomak. Okazały się one lepsze od konkurencyjnych pojazdów i niewiele brakowało do uzyskania kontraktu. Malezja zamierzała nabyć 320 transporterów wraz z pakietem serwisowym i szkoleniowym za ok. 900 mln USD. Kolejne zarządy Bumaru zmarnowały tę szansę. Wykorzystała ją Turcja, sprzedając Malezji 257 mniej nowoczesnych transporterów rodziny Pars za pół miliarda dolarów.
Podobnie stało się z możliwością sprzedaży Malezji zestawów przeciwlotniczych Poprad, dostarczanych wcześniej Indonezji. W czasie testów w 2006 udowodniono, że mogą one strzelać zarówno polskimi Gromami, jak i rosyjskimi Igłami, co zwiększało ich uniwersalność. Także tę szansę zmarnowano.
W latach 2007-2008 Bumar zerwał współpracę z dotychczasową siecią handlową i doradcami. Dziś nie prowadzi żadnych realnych rozmów kontraktowych, nawet o realizacji opcji na czołgi PT-91M. Tymczasem rząd Malezji potwierdził wolę zakupu uzbrojenia dla dwóch regimentów. Kontraktem interesują się dostawcy z Rosji i Ukrainy oraz innych krajów produkujących czołgi porównywalne z PT-91M.
Peru
Bumar miał szanse kontraktowe także na rynkach Ameryki Południowej. Najwięcej wiadomo o negocjacjach dotyczących czołgów PT-91M, pocisków przeciwlotniczych Grom i karabinków Beryl w Peru.
W ramach programu modernizacji sił zbrojnych Peru planowało zakupy 80-120 następców T-54/55 i AMX-13, pojazdów zdolnych skutecznie zwalczać wozy bojowe potencjalnego przeciwnika, czyli chilijskie Leopardy 2A4. Decyzja o wyborze pojazdu miała nastąpić na początku 2010, a w rywalizacji brali udział Chińczycy, Serbowie, Rosjanie, Ukraińcy, a nawet Białorusini. W grę wchodził kontrakt o wartości 500-700 mln USD. Polski PT-91P jako jedyny wziął udział w wystawie SITDEF 2009 w Limie. Mimo że do Peru wysłano z Łabęd egzemplarz fabryczny, mocno zużyty, wyposażony w najsłabszy, 780-konny silnik W-46-6, wysiłek został doceniony.
Wkrótce członkowie peruwiańskiej komisji technicznej zrealizowali cykl testów oferowanych czołgów. Byli m.in. na Ukrainie, Białorusi, ale najwyżej ocenili PT-91P. Polski czołg wytrzymał nawet trafienie pociskiem podkalibrowym wystrzelonym z Leoparda. To zdecydowało o uzyskaniu najwyższej punktacji. Ze względów politycznych w przetargu wygrali jednak Chińczycy, którzy złożyli Peru bogatą ofertę współpracy gospodarczej. Wygrali, mimo że ich czołg MBT-2000 w badaniach technicznych został zdyskwalifikowany. Niestety, polska oferta nie miała wsparcia politycznego, a nawet jednoznacznego poparcia w centrali Bumaru...
W tym samym czasie Metalexport-S (spółka kierowana wówczas przez byłego prezesa Bumaru – Romana Baczyńskiego) zaoferował Peru 10 tys. karabinków Beryl produkcji FB Łucznik. Na etapie uzgodnień wywozowych w Ministerstwie Gospodarki prezes Bumaru zabronił radomskiej spółce współpracy z pośrednikiem, obiecując samodzielne sprzedanie broni. Oczywiście nic z tego nie wyszło, a kontrakt negocjowany przez Metalexport-S został anulowany.
Na początku 2012 prezes E. Nowak ogłosił o bliskim finalizacji kontrakcie na dostawę do Peru 150 przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych Grom i 6 samobieżnych zestawów Poprad z 96 pociskami. Bumar występował w przetargu z amerykańskim Northrop Grummanem (3 radary wczesnego ostrzegania AN/TPS-78) i izraelskim Rafaelem (zestawy przeciwlotnicze krótkiego i średniego zasięgu Spyder SR i Python 5 Derby). Cały kontrakt miał mieć wartość ponad 140 mln USD, a polski udział sięgał 40 mln USD. Niestety, szybko okazało się, że przedwczesnym wystąpieniem prezes Nowak zaszkodził delikatnym negocjacjom. W kwietniu 2012 przetarg anulowano.
Dziś nowych perspektyw dla kontraktów Bumaru w Peru i innych krajach Ameryki Południowej (dla przykładu – Peru było zainteresowane Agawą, by chronić długą granicę z Chile, a Brazylia chciała zakupić licencję na produkcję zestawów Grom) nie ma. Jednym z pierwszych posunięć obecnego zarządu, z prezesem Krystowskim na czele, było wycofanie się z tych rynków i zwolnienie kluczowych handlowców. W ten sposób zniweczono nie tylko ich wieloletnią pracę, ale też wysiłki MSZ i MON. Utraconej, sprawnej sieci agencyjnej szybko się nie odbuduje.
Arabia Saudyjska – bez kultury i języka
Efektywna współpraca z Arabią Saudyjską rozpoczęła się 3 lata temu. Poprzez ambasadora Adama Kułacha Bumar nawiązał kontakt z Military Industries Co. (MIC). Zaowocowało to dwoma kontraktami. Pierwszy dotyczył dostaw sondażowej partii karabinów snajperskich WKW kal. 0,5 cala z ZM Tarnów w komplecie z celownikami dzienno-nocnymi Bazalt z CWKW z PCO. Drugim było zamówienie na amunicję treningową kal. 7,62 mm z ZM Mesko. Ponieważ oba kontrakty zrealizowano bez problemów, Saudyjczycy zdecydowali się zamówić 31 mln sztuk amunicji w czterech standardowych kalibrach za 11,86 mln USD. Rozpoczęły się też rozmowy na temat wytwarzania w dystrykcie Khardz granatów kal. 40 mm do granatników samodzielnych i podwieszanych, a także uruchomienia linii produkcji masek przeciwgazowych MP6 zdolnej do wytwarzania 50 tys. sztuk rocznie. W planach znalazła się także koncepcja opracowania systemu obrony przeciwlotniczej opartego na Popradzie z CNPEP Radwar z pociskami samonaprowadzającymi kal. 72 mm.
W 2012, nawet po zmianie zarządu Bumaru, rozmowy były kontynuowane. Problemy zaczęły się, gdy nowy zarząd nie potrafił podjąć decyzji w sprawie dostaw amunicji małokalibrowej. Opóźnienie spowodowało, że w pierwszym kwartale br. dostarczono nie więcej niż 20% zamówionej amunicji. Ze źródeł zbliżonych do MSZ wiadomo, że MIC uzależnia dalszą współpracę od dostarczenia pozostałych 80% najpóźniej na przełomie września i października. Może się uda...
Co z resztą tematów? Większość specjalistów znających języki i kulturę arabską, którzy zajmowali się rynkiem Arabii Saudyjskiej, już zwolniono z Bumaru. Tematem zajął się osobiście wiceprezes Marcin Idzik. W efekcie do kontrahentów trafiają niewłaściwe dokumenty (np. w listopadzie 2012 wysłano ofertę techniczną na linię produkcji masek przeciwgazowych zamiast oferty handlowej). Zdarzyło się, że wybierając się do Rijadu via ZEA Idzik zapomniał o wizie... Coraz bardziej wątpliwe jest w tej sytuacji zrealizowanie umowy na linię produkcyjną granatów i współpraca w zakresie systemów przeciwlotniczych.
Kłopoty w Arabii Saudyjskiej muszą osłabić pozycję Bumaru na pobliskich rynkach. Na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej tracone są kolejne szanse. Fatalne wpadki zdarzyły się w Algierii, a rynek libijski wydaje się zamknięty na całe lata.
W Wietnamie już tylko żaglowiec
Duże nadzieje na poważne zyski dla Bumaru i współpracujących z nim przedsiębiorstw budził do niedawna rynek wietnamski. Grupa zyskała wsparcie rządu w postaci linii kredytowej wartej 250 mln USD. Z MON zawarto porozumienie obejmujące blisko dziesięć programów interesujących dla Wietnamu. Współpraca rozwijała się na tyle dobrze, że strona wietnamska zamierzała wystąpić o zwiększenie kredytu. Zaawansowane rozmowy z Wietnamem dotyczyły dostaw okrętów patrolowych strefy przybrzeżnej, systemów Kryl z CTM, czy wyposażenia elektronicznego z PCO. Negocjowano potencjalnie bardzo zyskowne uruchomienie modernizacji czołgów T-55. Możliwe okazało się nawet sprzedanie wycofywanych z uzbrojenia Marynarki Wojennej pocisków przeciwokrętowych. Niestety, tylko do czasu nastania obecnego zarządu spółki.
Dziś kontynuowane są jedynie negocjacje dotyczące żaglowca szkolnego. Wszystko wskazuje na to, że jeśli nawet uda się go sprzedać, okręt dla Wietnamu powstanie w stoczni niemieckiej. Z setek milionów dolarów, które mogła zyskać polska gospodarka, w najlepszym wypadku zostanie symboliczna prowizja centrali Bumaru...
Sabotaż pod kontrolą państwa
W latach 2003-2004 Bumar podpisał kontrakty eksportowe warte ok. 330 mln zł. W 2005 wartość ta wzrosła do 1150 mln zł, a w 2006 do 1250 mln zł. Stało się tak za sprawą zawarcia dużych kontraktów na dostawę sprzętu i uzbrojenia do Iraku, Indii, Indonezji i Malezji. W 2007, już po odwołaniu prezesa Romana Baczyńskiego, nastąpiło załamanie eksportu do zaledwie 350 mln zł. Kolejne lata były jeszcze gorsze.
Według danych przedstawionych 17 lutego 2010 sejmowej Komisji Obrony Narodowej, w 2008 spółka zawarła 55 kontraktów eksportowych o wartości ok. 20 mln USD. W 2009 liczba kontraktów zmalała do 43, choć ich wartość sięgnęła 56,2 mln USD. W 2010 Bumar zawarł nowe umowy na kwotę 32 mln USD. Łącznie w latach 2008-2010 dało to jedynie 108,2 mln USD. Tradycyjnie największym odbiorcą były Indie, które kupiły sprzęt i usługi o wartości 23,6 mln USD. W ujęciu geograficznym najwięcej polskiego wyposażenia wojskowego trafiło do krajów Europy i Ameryki Południowej (46,6 mln USD), Azji Dalekowschodniej (30,8 mln) oraz Bliskiego Wschodu i Afryki (zaledwie 7,2 mln USD).
W odróżnieniu od lat 2004-2006, w późniejszym okresie udawało się zawierać niewielkie kontrakty, głównie na dostawy części zamiennych i podzespołów lub remonty wcześniej zakupionego sprzętu. Ilustracją tej sytuacji mogą być dane Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które w 2010 udzieliło minimalnej ilości zgód na wywóz klasycznego uzbrojenia. Oprócz finalizowania opóźnionych dostaw pojazdów pancernych dla Malezji oraz relatywnie niewielkich ilości broni strzeleckiej, była to 1 (słownie jedna) naramienna wyrzutnia Grom wraz z 5 pociskami przeciwlotniczymi, które miały trafić do Japonii na testy...
Gdzie Bumar nie chce i nie potrafi
Trudno porównywać Polskę z największymi eksporterami broni na świecie: USA, Rosją, Francją, Wielką Brytanią czy Niemcami. Porównanie z Ukrainą, Bułgarią czy Serbię, które dysponują znacznie mniejszymi potencjałami wojskowymi niż Polska (każdy z nich przeznacza na własne siły zbrojne równowartość zaledwie ok. 1 mld USD), jest jednak w pełni uprawnione. Dla Bumaru to porównanie jest po prostu kompromitujące.
Liderem wśród tej trójki jest Ukraina. W ub.r. Ukrspecexport podpisał umowy na łączną kwotę 1,024 mld USD, a portfel jego zamówień przekracza 5 mld USD. Według SIPRI, wartość wywiezionego w 2012 sprzętu była nawet wyższa i osiągnęła 1,34 mld USD, dając Ukrainie 4. miejsce na świecie. Według sztokholmskiego instytutu, w latach 2008-2012 Kijów wyeksportował uzbrojenie i usługi na łącznie 3 mld USD.
Niemal połowa ukraińskich wyrobów specjalnych – 47% – trafia do krajów azjatyckich, 23% do Afryki, 21% krajów WNP, 6% państw europejskich, zaś 3% do obu Ameryk. Obecnie Ukrspecexport ma podpisane umowy z 78 państwami świata. Jeden z największych kontraktów ostatnich lat Ukraińcy podpisali w 2009 z Irakiem. Dotyczył on dostawy 420 transporterów opancerzonych BTR-4 za 457,5 mln USD, samolotów transportowych, a także remontu śmigłowców Mi-8T. Kijów sprzedał też Tajlandii 49 czołgów podstawowych T-84U Opłot za 240 mln USD oraz 121 transporterów BRT-3E1 za kolejne 140 mln USD. Jest także tradycyjnym już dostawcą silników czołgowych dla Pakistanu oraz czołgowych i lotniczych dla Chin.
Bułgarię jeszcze trudniej porównywać z Polską, szczególnie pod względem potencjału i międzynarodowej pozycji politycznej. A jednak kraj ten sprzedawał za granicę już w drugiej połowie lat 1990. wyposażenie wojskowe o wartości 80-220 mln USD rocznie. Później nastąpił wzrost dostaw, głównie dla sił bezpieczeństwa Iraku. W latach 2007-2009 bułgarskie MSZ odnotowało wywóz wyposażenia specjalnego o wartości, odpowiednio, prawie 148, 150 i ponad 142 mln Euro, czyli średnio ok. 500 mln zł. Dotyczyło to przede wszystkim broni strzeleckiej i amunicji. Ta ostatnia trafiała – via USA – m.in. do Afganistanu. W ubiegłym roku premier Bojko Borisow wynegocjował z Irakiem kontrakt na dostawy aż 500 lekkich transporterów MT-LB, które wykona zakład remontowo-produkcyjny Terem. Uzyska z tego tytułu 150 mln lewa czyli 155 tys. Euro za egz. Tylko ta umowa stanowi równowartość ponad 300 mln zł. Przy okazji zawarcia tego porozumienia, bułgarski premier ujawnił, że państwowa spółka Kintex finalizuje dostawy wyposażenia wojskowego dla Algierii o wartości 36 mln Euro, czyli ponad 150 mln zł...
Najbardziej załamujący z polskiego punktu widzenia jest jednak przykład serbskiego Yugoimportu-SDPR. Przemysł zbrojeniowy byłej Jugosławii został poważnie osłabiony rozpadem tego państwa i odcięciem powiązań kooperacyjnych. Ostateczny cios zadały mu bombardowania z 1999 i embargo ONZ na handel specjalny. Wystarczyło jednak zaledwie kilka lat, by został on odbudowany i wznowił eksport uzbrojenia na dużą skalę.
Pierwsze dane z Belgradu dotyczą 2007, kiedy podpisano umowy o wartości prawie 100 mln USD. W latach 2008-2012 Serbowie zawarli kontrakty o łącznej wartości ponad 1,3 mld USD (czyli niemal 1 mld zł rocznie), realizując do tej pory dostawy za ok. 900 mln USD. Jednym z przebojów eksportowych Yugoimportu-SDPR są samobieżne haubice Nora B-52 na podwoziu kołowym, które zostały sprzedane w ostatnich latach do Mjanmy (d. Birmy), Kenii i Bangladeszu oraz samoloty szkolenia wstępnego Lasta-95, dostarczone w liczbie 20 do Iraku.
Przykłady wymienionych krajów są tym bardziej interesujące, że oferują one sprzęt podobnej klasy co polski przemysł obronny i wykorzystują kanały dystrybucji odziedziczone w dużej mierze po okresie Układu Warszawskiego. Od Polski różnią się tym, że na najważniejszych stanowiskach plasują fachowców, którym zależy na interesie państwa.