Rok od podania się do dymisji wiceministra obrony narodowej, gen. broni Waldemara Skrzypczaka czas podsumować szkody, które poczynił on w polskiej obronności. Rok to wystarczająca perspektywa, by ocenić skutki jego działań, jako urzędnika odpowiedzialnego za zakupy sprzętu wojskowego. A te, wbrew oficjalnej propagandzie i tworzonym przez środowisko związane z generałem mitom, były nader negatywne. I nie dotyczyły tylko patologii związanych z zakupami sprzętu pancernego, ale wielu innych obszarów. W kontekście bogatych planów resortu obrony dotyczących wydawania miliardów podatników na tak zwaną modernizację armii warto przyjrzeć się temu, co działo się w MON za czasów urzędowania tam gen. Skrzypczaka.
Gen. Waldemar Skrzypczak był w latach 2006-2009 dowódcą Wojsk Lądowych. Został nim za czasów rządów PiS i prezydentury Lecha Kaczyńskiego. We wrześniu 2009, po podaniu się do dymisji, został odwołany przez ministra Bogdana Klicha z Platformy Obywatelskiej. Bezpośrednim powodem była krytyka sposobu realizowania przez resort zakupów sprzętu dla wojsk uczestniczących w misjach zagranicznych. Jesienią 2011 Skrzypczak został doradcą nowego ministra, Tomasza Siemoniaka, a później, w połowie 2012, podsekretarzem stanu ds. uzbrojenia i modernizacji. W międzyczasie, poprzez spółkę L&J Techtrading, doradzał m.in. władzom holdingu Bumar (kopię fragmentów umowy opublikował rok temu Wprost).
Dowódca, doradca, wiceminister
Od połowy ubiegłego roku media publikowały doniesienia o niejasnych powiązaniach i zachowaniu wiceministra Skrzypczaka. Pod koniec lipca Rzeczpospolita ujawniła, że jeszcze w kwietniu Służba Kontrwywiadu Wojskowego złożyła doniesienie do prokuratury, podejrzewając Skrzypczaka o lobbing na rzecz niektórych koncernów zbrojeniowych. Skrzypczak zaprzeczył lobbingowi, ale przyznał, że zna niektórych szefów przedsiębiorstw zbrojeniowych i pracujących dla nich lobbystów. Według generała, zamieszanie wokół niego mogło być zemstą za przecięcie wielu patologicznych układów w MON.
Po doniesieniu SKW minister Siemoniak rozważał dymisję gen. Skrzypczaka. Premier Donald Tusk odłożył jednak sprawę do zapowiadanej nieoficjalnie na czerwiec rekonstrukcji rządu, która później kilka razy była odraczana. Choć oficjalnie wiceminister miał pełne poparcie Siemoniaka, szef SKW, kojarzony z Bogdanem Klichem gen. bryg. Janusz Nosek ponawiał informowanie ministra o zastrzeżeniach, a w końcu, we wrześniu wysłał pismo w sprawie generała do premiera.
W odpowiedzi Siemoniak złożył wniosek o odwołanie gen. Noska. Premier podjął decyzję o poparciu wniosku. Procedura była realizowana w sposób nie budzący wątpliwości co do intencji rządzącej koalicji PO – PSL. Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych poparła wniosek bez wysłuchania szefa SKW, który szybko został odwołany.
W międzyczasie media publikowały coraz więcej materiałów o gen. Skrzypczaku. Okazało się, że już podczas pełnienia funkcji wiceministra ON spotykał się on z izraelskim lobbystą, Mieczysławem Bullem. Do spotkań dochodziło, mimo że pod koniec 2011 SKW ostrzegła przed lobbystą. W czasie jednej z wizyt w domu generała, Bull miał go szantażować i zastraszać, żądając wyboru wieży bezzałogowej izraelskiego Rafaela do transporterów kołowych Rosomak. Generał o rzekomym szantażu poinformował w maju SKW i prokuraturę. Tymczasem, według Skrzypczaka, do rozmowy miało dojść w kwietniu.
Mieczysław (Menachem, Michael) Bull to emigrant z 1957, obywatel Izraela i W. Brytanii, na stałe mieszkający w Londynie. Od początku lat 1990. reprezentował w Polsce (m.in. poprzez spółkę Impart) interesy izraelskich przedsiębiorstw zbrojeniowych, przede wszystkim Rafaela. To on doprowadził do zawarcia przez MON w grudniu 2003 kontraktu na dostawy kierowanych pocisków przeciwpancernych Spike (wcześniej, w 1997 został zawarty kontrakt na pociski NT-D, ale szybko anulował go kolejny rząd). Według mediów, Bull miał pobierać wysoko oprocentowane pożyczki od znanych osób, w tym polityków i wojskowych, płacąc za nie bardzo wysokie odsetki (według Tygodnika Powszechnego, jednym z pożyczkodawców miał być Zenon Kosiniak-Kamysz, w latach 2008-2009 wiceminister ON). W kwietniu 2013 SKW miała zawiadomić prokuraturę wojskową o podejrzeniu działalności Bulla na rzecz obcego wywiadu.
23 listopada Gazeta Wyborcza opublikowała fragmenty listu, który 5 marca gen. Skrzypczak wysłał do dyrektora generalnego w MO Izraela (SIBAT), gen. Shmayi Avieli. Poza wieloma kurtuazyjnymi stwierdzeniami, list zawierał kuriozalne stwierdzenie: [...] proszę pamiętać, że wciąż czekamy na pełne polityczne zielone światło, ale zamiarem polskiego MON jest niemarnowanie czasu i rozpoczęcie formułowania zasad potencjalnej współpracy między Polską a Izraelem w odniesieniu do produkcji i dostaw do Polski systemów bezzałogowych, które są używane operacyjnie przez IDF (Israel Defense Forces), a których kontraktorem jest Elbit Systems. [...] (please keep in mind that even though we are still waiting for the full political green light, PMOND intention is not to waste time and start formulating principles of potential co-operation between Poland and Israel with respect to the production and deployment for Poland UAV systems which are already operational in the IDF and the contractor of which is Elbit Systems). Stwierdzenie było kuriozalne nie tylko dlatego, że w anonsowanym przez MON przetargu na różnej klasy bsl zapowiadały udział przedsiębiorstwa z różnych krajów, ale również izraelski konkurent Elbitu – IAI.
Gdy jego przedstawiciele dotarli do dokumentu gen. Skrzypczaka, Avi Pansky – Sales and Marketing Manager – skierował do szefa Inspektoratu Uzbrojenia MON, gen. Sławomira Szczepaniaka, pismo, datowane na 9 kwietnia, w którym pytał o to, [...] czy procedura przetargowa nr 2114.1 na pozyskanie systemów bsl jest nadal aktualna (Is tender procedurę No. 2114.1 for procurment of UAV systems is still ongoing), oraz [...] czy polskie MON wybrało już Elbit Systems jako dostawcę bsl dla Polski (Has PMOD already took the decision to select Elbit Systems UAV’s for production and deployment in Poland [...])? Co ciekawe, pismo trafiło do adresata w czasie, gdy Inspektorat Uzbrojenia MON prowadził z IAI tzw. dialog techniczny.
Gazeta ujawniła przy okazji, że problem gen. Skrzypczaka stanowi nie tylko treść pisma, ale także doniesienie do prokuratury, które złożyła specjalizująca się w Public Relations Monika Bal (poprzez spółkę Introvil pracująca m.in. dla Aeronautics), znajoma Mieczysława Bulla, która uczestniczyła w spotkaniu z gen. Skrzypczakiem.
Bal powiedziała kilka dni później Dziennikowi Gazecie Prawnej, że odbyło się ono w połowie marca, a nie 7 kwietnia, jak wynikało z wyjaśnień wiceministra. Rozmowa miała dotyczyć głównie sytuacji w polskim przemyśle zbrojeniowym. Dopiero pod koniec Bull miał poinformować Skrzypczaka, że widział podpisany przez niego dokument, z którego wynikało, że to Elbit będzie dostawcą systemów bezzałogowych dla MON, co spowodowało nerwową reakcję wiceministra. Bal stwierdziła, że wiceminister wprowadza w błąd organy ścigania.
Oficjalnie w obronie gen. Skrzypczaka znowu stanął szef MON. W wypowiedziach dla mediów Siemoniak przekonywał, że cała sprawa to uchybienie i niezręczność. – Nie należy z tego wyciągać jakichkolwiek wniosków, zwłaszcza, że sam przetarg jest przewidziany na 2015, jesteśmy w dialogu z 14. firmami i wydaje mi się, że przykładanie tutaj jakiejś nadmiernej wagi jest nieuprawnione – stwierdził. Resort obrony wydał już w tej sprawie oświadczenie (co ciekawe, w oświadczeniu jest mowa nie o przetargu, a dostawach bsl przewidywanych na 2015). Minister dodał, że premier ma czas na podjęcie decyzji w sprawie certyfikatu gen. Skrzypczaka do 20 grudnia.
27 listopada Monika Katarzyna Bal napisała bezpośrednio do premiera Tuska. Napisała, że 21 listopada wniosła do prokuratury Rejonowej w Legionowie zawiadomienie przeciwko gen. Skrzypczakowi. Opisała spotkanie w domu generała z pierwszej połowy marca 2013, które jej zdaniem trwało około godziny i przebiegało w przyjacielskiej atmosferze. Do pisma załączyła zrzuty ekranu smartfona z SMS-ami Mieczysława Bulla do Skrzypczaka, m.in. z 7 kwietnia (Waldek, cokolwiek się wydarzy, nie mam z tym nic wspólnego. Bezskutecznie próbowałem się z tobą skontaktować i przekazać pewne informacje. Pozdrawiam. M.). To tej daty użył wiceminister w napisanej dopiero w maju notatce do SKW, jako rzekomego dnia ostatniego spotkania z Bullem.
Bal stwierdziła, że dowodem na brak innych niż SMS-y kontaktów Bulla ze Skrzypczakiem po marcowym spotkaniu, są billingi posiadane przez służby. Podkreśliła przy tym, że do czasu napisania listu, ani jej, ani Bulla nikt nie wezwał na przesłuchanie, choćby na okoliczność domniemanego szantażu. Lobbystka zwróciła też uwagę na to, że wybór dotyczący bezzałogowej wieży do Rosomaka został dokonany na kilka miesięcy przed spotkaniem. Szantażowanie gen. Skrzypczaka przez Mieczysława Bulla byłoby więc nielogiczne, ale i szkodliwe biznesowo. Tym bardziej nie miał sensu donos Bulla na Skrzypczaka do SKW, o którym mówił publicznie wiceminister.
Pismo Bal zakończyło publiczne dywagacje o odejściu wiceministra Skrzypczaka z MON. Generał podał się do dymisji, która została przyjęta.
Wojna z innowacjami
3 lipca 2013 minister Siemoniak podpisał Decyzję Nr 213/MON w sprawie powołania Pełnomocnika Ministra Obrony Narodowej do Spraw Utworzenia Inspektoratu Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych oraz Zespołu do Spraw Utworzenia Inspektoratu Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych. Uważny obserwator mógł zauważyć, że już 24 lipca szef resortu podpisał decyzję o prawie identycznym tytule, bez słów Zespołu do Spraw.
Różnica niewielka, ale istotna, podobnie jak zmiany w dokumencie. Pierwszy mówił o przedstawieniu do 15 sierpnia uzgodnionej w resorcie koncepcji organizacyjnej planowanego Inspektoratu oraz składu Zespołu do spraw jego utworzenia. Zespół miał zacząć funkcjonowanie do 15 września, a o terminie ewentualnego powstania samego Inspektoratu nie było ani słowa. Druga, na pozór prawie identyczna Decyzja, była znacznie bardziej konkretna. Według niej Inspektorat miał zostać utworzony 1 września, tuż przed Międzynarodowym Salonem Przemysłu Obronnego w Kielcach, gdzie – według pierwotnych planów twórców koncepcji Inspektoratu – miała nastąpić inauguracja i promocja nowej struktury. Obie Decyzje zawierały to samo stwierdzenie, że Pełnomocnik podlega bezpośrednio ministrowi, ale nadzorowany jest przez wiceministra.
Skąd całe zamieszanie? Minister Siemoniak po trwających kilkanaście miesięcy uzgodnieniach, 28 czerwca zdecydował, że nowy Inspektorat, nazywany w skrócie I3TO, powstanie do końca sierpnia 2013. Ostateczną wersję odpowiedniej decyzji miał przygotować przewidziany na stanowisko pełnomocnika ministra i przyszłego szefa I3TO gen. pil. dr Leszek Cwojdziński. Uzgodniony tekst gen. Cwojdziński – wówczas szef Departamentu Polityki Zbrojeniowej – przekazał 1 lipca drogą służbową, a więc poprzez wiceministra Skrzypczaka. W ciągu kilku godzin w tekście pojawiły się wówczas zmiany, pod którymi minister Siemoniak – świadomie lub nie – podpisał się, zatwierdzając Decyzję datowaną na 3 lipca. Powrót do pierwotnych ustaleń potrwał 3 tygodnie, po których minister podpisał nową, dla niezorientowanych prawie identyczną, Decyzję.
Nowa struktura powstawała na podstawie projektu programu Wizja 2021, który bazował na idei budowania armii, która nie jest tworzona, by toczyć wojny, a już na pewno nie na własnym terytorium, ale by do nich nie dopuścić. Celem było uzyskanie przez Polskę potencjału odstraszania, opartego na różnych sposobach zniechęcania do agresji, w tym na uderzeniowych systemach bezzałogowych, wspartych niekonwencjonalnymi systemami rozpoznania dalekiego zasięgu. Było to rozwinięcie koncepcji przeskoku technologicznego, po raz pierwszy sformułowanej przez obecnego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gen. prof. Stanisława Kozieja. By program wdrożyć, miał powstać nie tylko nowy Inspektorat, ale też zintegrowany ośrodek doświadczalny i szkoleniowy oraz jednostki wdrażające do użycia bojowego powstałe systemy. Autorzy koncepcji wskazywali konkretne jednostki i bazy, w których miały powstawać nowe instalacje. Podstawowym założeniem programu było jednak działanie w rozproszeniu, co miało uniemożliwić zniszczenie budowanego potencjału w ewentualnym pierwszym ataku.
W pierwszym projekcie nowej struktury, z listopada 2011, mowa była o stworzeniu odpowiednika amerykańskiej agencji zaawansowanych technologii obronnych (DARPA). Biuro Nowych Technologii (BNT) miało powstać jeszcze w grudniu 2011, a jego pierwsza prezentacja miała nastąpić na MSPO we wrześniu 2012. Planowano, że pierwsze systemy opracowane w ramach realizacji programów BNT zostaną wdrożone do produkcji do końca 2016. Biuro nie powstało, ale w grudniu 2011 twórcy koncepcji przedstawili wstępną analizę techniczno-ekonomiczną jego podstawowego programu – Wizja 2020.
Kolejny projekt, ze stycznia 2012, przewidywał przekształcenie Departamentu Polityki Zbrojeniowej z wydzieleniem Departamentu Kluczowych Technologii Obronnych. W lutym projekt został rozszerzony i zakładał powstanie Urzędu ds. Uzbrojenia, Nauki i Rozwoju Technologii MON, który – wzorem struktur istniejących w większości państw NATO – miał pozwolić na efektywną realizację programów projektowania, produkcji i wdrażania nowego sprzętu wojskowego oraz zwiększenia możliwości rozwoju przemysłu poprzez realizację programów i wsparcie eksportu. Wszystkie kolejne projekty natrafiały na opór istniejących struktur MON.
Przez 2012 powstało jeszcze wiele projektów, a planowana struktura zyskiwała nowe nazwy i planowane zakresy kompetencji. Tylko w grudniu 2012 równolegle dwie koncepcje i nazwy – Departament Kluczowych Technologii Obronnych oraz Departament Polityki Zbrojeniowej i Technologii Obronnych. Dopiero w marcu 2013 pojawiła się ostateczna nazwa – Inspektorat Innowacyjnych Technologii Obronnych z Brygadą Bezzałogowych Systemów Pola Walki oraz Centrum Szkolenia Poligonowego i Ewaluacji Systemów. Docelowo miało w nich znaleźć się nawet 2-3 tysiące żołnierzy i specjalistów cywilnych.
Dzięki I3TO nasz kraj miał zyskać nowe, realne zdolności obronne poprzez zdobycie przewagi technologicznej nad konkurentami i potencjalnymi przeciwnikami w wybranych dziedzinach, ważnych dla bezpieczeństwa.
Już w kwietniu formalną inicjatywę w zakresie tworzenia nowego Inspektoratu przejął gen. Skrzypczak, który starał się zablokować powstanie nowej struktury, a przynajmniej pozbawić ją szerokich kompetencji na polu rozwoju polskich systemów bezzałogowych. W świetle ujawnionych w 2013 dokumentów było to więcej niż zrozumiałe. W oficjalnym piśmie wiceministra do ministra Siemoniaka z 16 kwietnia 2013 struktura I3TO skurczyła się do 60 etatów. Każda kolejna wersja projektu przechodziła procedurę uzgodnieniową. Niekiedy nawet dwukrotnie. Jeden z projektów decyzji ministra w sprawie I3TO rozesłał 14 maja 2013 dyrektor jego sekretariatu, a 27 maja ten sam projekt rozesłał do zaopiniowania wiceminister Skrzypczak. W efekcie zastosowanej obstrukcji wiceminister uzyskał prawie wszystko, co chciał. I3TO, mimo zmian w Decyzji Ministra, został pozbawiony większości funkcji, które umożliwiłyby zbudowanie nowej jakości i niezależności Polski w zakresie nowoczesnych systemów bojowych.
Nowy Inspektorat ostatecznie powstał 1 września 2013, ale jako kolejna struktura biurokratyczna w MON. Pierwszy szef I3TO, gen. Cwojdziński próbował mimo to pozyskiwać najlepszych specjalistów. Do 10 marca 2014 w Inspektoracie znalazło się... 10 żołnierzy zawodowych, w tym 4 wyznaczonych w dniu jego powstania. Wnioski dotyczące 20 dalszych nie zostały rozpatrzone. W tej sytuacji aktywność I3TO ograniczyła się do uczestnictwa w oficjalnych spotkaniach, konferencjach i seminariach. Nie został zatwierdzony zakres zadań I3TO, w planie nie ujęto środków na jego działanie, a umiejscowienie Inspektoratu poza strukturą Urzędu Ministra ON spowodowało, że płace dla poszukiwanych specjalistów określono na poziomie nie dającym żadnych szans na zatrudnienie w warunkach stołecznych odpowiednich fachowców (starszy specjalista z 15-letnim stażem – 2,4 tys. zł). Comiesięczne meldunki do ministra pozostawały bez odpowiedzi, a stare struktury MON blokowały wszelkie próby normalnego rozwoju nowego Inspektoratu. Minister nie zgodził się nawet na powołanie Rady Ekspertów, którzy mieli wesprzeć szefa I3TO. Nie znalazł też czasu na podziękowanie twórcom jego koncepcji, nazwy i projektu programu.
Gen. Cwojdziński pozostał na swym stanowisku przez kilka miesięcy po dymisji gen. Skrzypczaka. Dysfunkcjonalna struktura, blokowanie przez zasiedziałych w MON urzędników prób jakichkolwiek sensownych działań, brak zainteresowania i wsparcia ze strony ministra Siemoniaka, musiały doprowadzić do dymisji szefa I3TO. Dziś szefem nie jest generał, a pułkownik, co jest najlepszym świadectwem rangi Inspektoratu.
180 mln zł z MON w prywatnej kieszeni
Innymi polem niekorzystnych dla polskiej obronności działań gen. Skrzypczaka były dostawy silników do myśliwców MiG-29 – RD-33. Od lat remontuje je podległa MON spółka – WZL-4, ale podległy wiceministrowi odpowiedzialnemu za zakupy Inspektorat Uzbrojenia (IU) niedawno zaczął preferować ofertę reprezentującego rosyjską RSK MiG przedsiębiorstwa Polit Elektronik. Jego właściciel, Dariusz Kamiński ma wyjątkowe względy u urzędników MON, dysponując dostępem do niejawnych informacji i uzyskując niezwykle intratne kontrakty. Z ogromną szkodą dla polskich podatników i gospodarki.
Za zgodą ówczesnego wiceministra ON, na podstawie resortowych wymagań techniczno-organizacyjnych WZL-4 w 2004 – po dekadzie bezowocnych rozmów z ich producentem, zakładami (MZBM) im. Czernyszewa w Moskwie – rozpoczęły remonty silników RD-33 we współpracy z zakładami Motor-Łuck z Ukrainy (w kooperacji z nimi remontowano agregaty paliwowe). Dokumentacja technologiczna została zatwierdzona przez Głównego Inżyniera Sił Powietrznych. Chodziło o zapewnienie suwerenności w zabezpieczeniu potrzeb obronnych RP. Do 2012 WZL-4 wyremontowały blisko 140 silników RD-33 i usprawniły 80 kolejnych. Nikt nie miał zastrzeżeń do jakości i terminowości prac. Aż niespodziewanie IU znalazł nowego dostawcę napędów do MiG-29. Znacznie droższego, ale za to oferującego silniki zza granicy. Konkretnie – z Rosji.
We wrześniu 2011 IU kupił bez przetargu od Polit Elektronik 4 silniki RD-33. Transakcję przeprowadzono w tajemnicy. Dopiero z odpowiedzi na zapytanie posła Ludwika Dorna można się było dowiedzieć, że 2 nowe silniki kosztowały po 6,2 mln Euro (ok. 25 mln zł), a 2 używane po 4,6 mln Euro (ponad 18 mln zł). Umowę podpisał zastępca szefa IU, gen. Andrzeja Duksa, płk Jerzy Pikuła. WZL-4 chciały zaoferować silniki używane, ale ze znacznymi resursami, po ok. 10 mln zł. Inspektorat nie dopuścił nawet do złożenia oferty, pod dyktando strony rosyjskiej kwestionując uprawnienia remontowe WZL-4.
Jaka jest cena rynkowa silników do MiG-29? ChRL kupiła silniki RD-93 (wariant RD-33 z innym rozmieszczeniem agregatów) po 2,67 mln USD (w 2011 niecałe 7,8 mln zł, kontrakt realizowany od 2006). Za podobną cenę kupiły RD-33 w 2005 Indie – po 2,5 mln USD (7,5 mln zł). W 2007 Iran zamówił 50 RD-33 i RD-5000 (RD-93 bez dopalacza) za ok. 150 mln USD. Oficjalna cena jednego silnika dla Ministerstwa Obrony FR w 2008 była nieco niższa i wynosiła 68,3 mln rubli (ok. 6,5 mln zł). Oznacza to, że IU MON kupił napędy od Polit Elektronik o 50 mln zł drożej niż wynosiła ich cena rynkowa!
W latach 2003-2010 MON w ogóle nie kupowało silników do MiG-29. WZL-4 za remont główny RD-33 otrzymywały po 3,3-3,5 mln zł brutto. W 2011 zakłady wyremontowały 15 RD-33, na 2012 zaplanowano remont jedynie 9 silników tego typu. Wtedy też Inspektorat Wsparcia SZ uznał, że dla utrzymania floty MiG-29 do 2028-2030 – jak przewidują obecne plany – potrzebne są też nowe, bo używane wyczerpują swoje resursy – w większości wylatały po 1000-1100 h. Według orientacyjnych szacunków, w najbliższym czasie trzeba zakupić do 50 RD-33 (po 7-9 rocznie) z resursem po co najmniej 700 h (2 x 350 h).
Typowy resurs nowego RD-33 wynosi 1200 h (niektóre odmiany - 1600 h), a używanego, po remoncie – 700-800 h. Zgodnie z umową z Polit-Elektronik, wyłączność na serwisowanie i remonty nowo kupowanych silników RD-33 mogą uzyskać przedsiębiorstwa rosyjskie – przede wszystkim zakłady im. Czernyszewa w Moskwie. To zaś może oznaczać stopniowe eliminowanie z tej sfery WZL-4 i ich upadek.
Pierwszy kontrakt z Polit Elektronik został zawarty jeszcze przed objęciem funkcji wiceministra przez gen. Skrzypczaka. Ten przyszedł do resortu z hasłem ukrócenia patologii. Fakty okazały się jednak inne. 28 września 2012 zawarto nową, jeszcze bardziej skandaliczną transakcję. Za 7 silników, wartych rynkowo nie więcej niż 55 mln zł, zapłaciło prywatnemu dostawcy 175 611 204,79 mln zł. Procedura znowu została utajniona i IU informacje na jej temat podał dopiero po kolejnej interpelacji poselskiej. Wiceminister Skrzypczak, jako podstawę transakcji podał art.67 ust.1 pkt 1 lit. a Prawa zamówień publicznych. Chodzi w nim o przyczynę techniczną o obiektywnym charakterze. Generał nie wyjaśnił jednak, na czym polegała ta przyczyna.
Umowę z Dariuszem Kamińskim podpisał tym razem sam szef IU, gen. Andrzej Duks, w ostatnim dniu swego urzędowania. Cena jednostkowa RD-33 od konsorcjum Polit Elektronik i OSA RKS MiG wyniosła ok. 25,1 mln zł. MON przepłaciło więc tym razem ok. 120 mln zł. IU nie przeszkadzało, że silniki były oprzyrządowane niewymienionymi w polskich instrukcjach eksploatacyjnych agregatami, co sprawiło, że przeleżały one w magazynach dużo czasu, zanim je z certyfikowano zgodnie z polskimi normami. Do końca 2012 dostarczono tylko 5 z zamówionych silników. W dwóch z nich od razu stwierdzono niesprawności.
By uspokoić pracowników WZL-4, na 2 dni przed zawarciem transakcji z Kamińskim, MON (IWsp) kupiło od własnej spółki 5 wyremontowanych silników RD-33 za 40,65 mln zł. W przypadku tej transakcji średnia cena jednostkowa napędów do MiG-29, z resursem określonym na 800 h (resurs nowych wynosi 1200-1600 h), wyniosła 8,1 mln zł, czyli była zbliżona do ceny rynkowej silników nowych. WZL-4 dostarczyły zamówione silniki do 10 grudnia 2012.
Warto zauważyć, że w krajach, które używają lub do niedawna używały myśliwców MiG-29, można kupić dziesiątki silników RD-33. W grę wchodzą m.in. Węgry, Rumunia i Mołdawia. Dysponują one zarówno silnikami fabrycznie nowymi, jak i używanymi, nadającymi się do remontu w WZL-4. Możliwe do uzyskania ceny tych silników są niższe niż ceny oferowane na rynku pierwotnym. Ale urzędników MON nie interesują niskie ceny. Więc Inspektorat Uzbrojenia nie tylko wspiera prywatnego pośrednika, ale i stara się przeszkadzać państwowym zakładom remontowym. Pisma z pytaniami, a to o kraj pochodzenia oferowanych silników, a to o certyfikacje remontów, a to o termin uruchomienia produkcji RD-33 (!?) śle regularnie, pozostający w IU płk Jerzy Pikuła. Od udzielenia na nie szczegółowych odpowiedzi próbując uzależnić ewentualne zawarcie umowy z WZL-4.
Pod koniec 2012 warszawskie zakłady niespodziewanie poparł Sztab Generalny. W odpowiedzi na propozycję gen. Skrzypczaka zawarcia wieloletniej umowy z konsorcjum reprezentowanym przez Polit Elektronik, gen. Mieczysław Cieniuch zauważył, że doświadczenia z realizacją remontów przez WZL-4 są pozytywne, cena remontowanych RD-33 dwu i półkrotnie niższa niż pozyskiwanych od Polit-Elektronik, a koszty ich eksploatacji ponad dwukrotnie niższe. Zwrócił też uwagę na niekorzystne ograniczenia wynikające z kontraktu z Polit-Elektronik, nakładającego na MON obowiązek prowadzenia wszystkich napraw i serwisu w zakładach producenta (IU wcześniej zaprzeczał istnieniu takiego zapisu), co musi prowadzić do zmonopolizowania tej sfery przez Rosjan. Co więcej okazało się, że okres gwarancyjny dostarczanych z Rosji silników liczy się od daty dostawy, a nie od czasu ich zamontowania na płatowcu (może więc skończyć się wcześniej niż silniki zostaną wykorzystane).
Gen. Cieniuch zauważył, że kluczowym problemem pozostaje brak międzyrządowego polsko-rosyjskiego porozumienia w sprawie wzajemnej ochrony praw własności intelektualnej (negocjacje w tej sprawie trwają, z licznymi przerwami, od 2004). Uniemożliwia to MON zawieranie korzystniejszych kontraktów z dostawcami z FR, zaś zakładom remontowym zachowanie ciągłości dostaw części zamiennych. Ponieważ wynegocjowanie umowy to zakres odpowiedzialności i kompetencji właśnie gen. Skrzypczaka, szef SG WP zwrócił się do niego o zintensyfikowanie działań nad jej sfinalizowaniem. By nie pozostawić wątpliwości, poinformował, że w planach modernizacji technicznej zamierza zabezpieczyć środki na silniki remontowane, kupowane przez IWsp SZ, kosztem zakupu przez IU MON nowych RD-33 pochodzących z Rosji. W kolejnym piśmie, ze stycznia 2013 gen. Cieniuch dodał, że gen. Skrzypczak powinien objąć nadzór nad negocjacjami WZL-4 z RSK MiG w sprawie uzyskania certyfikatu na remont rosyjskich silników.
Do spotkania polsko-rosyjskiego doszło pod koniec maja 2013. Przedstawiciele RSK MiG zaoferowali dalsze dostawy silników RD-33 serii 2, oskarżając WZL-4 o kupowanie części zamiennych ze źródeł nieautoryzowanych oraz nierealizowanie uzgodnień z Polit Elektronik. Gen. Skrzypczak poinformował, że rząd RP zabronił MON dalszego kupowania bardzo drogich silników z FR, a poprzednie kontrakty są badane przez służby antykorupcyjne. Stwierdził, że MON wesprze proces certyfikacji WZL-4 do remontów RD-33, ale polecił szukanie innych źródeł finansowania, na przykład Agencji Rozwoju Przemysłu. Prezes zakładów, Jan Piotrowski ocenił dotychczasowe wydatki na uruchomienie zgodnych z polskimi przepisami remontów silników RD-33 ponad 15 mln zł. Według niego, na uzyskanie certyfikatu na warunkach rosyjskich zakładów nie stać. Dyrektor DPZ, gen. dyw. Leszek Cwojdziński poinformował z kolei o rozmowach z zastępcą szefa Federalnej Służby ds. Współpracy Wojskowo-Technicznej, który miał uznać udział Polit Elektronik w transakcjach rosyjsko-polskich za zbędny. Jego zdaniem, WZL-4 i IU powinny bezpośrednio współpracować z rosyjskimi podmiotami gospodarczymi.
RSK MIG proponowała certyfikację WZL-4 na 5 lat bez podania warunków jej przedłużenia. Oferta obejmowała jedynie 70% komponentów silnika, bez jego agregatów. Co więcej, certyfikacja miała nie obejmować remontów dla krajów trzecich. Koszty certyfikacji na takich warunkach szacowano na 8 mln euro. Według WZL-4 oznaczało to wzrost ceny remontu z dotychczasowych 3,5 do 7 mln zł.
Rozmowy kontynuowano w Moskwie na początku czerwca 2013. Poza wyjaśnieniem niektórych wątpliwości, narada nie przyniosła wiele nowego. Można było jednak zauważyć narastanie ataków MON na WZL-4. Opór prezesa Piotrowskiego przed preferowanymi przez resort ofert rosyjskich budził coraz większe zirytowanie gen. Skrzypczaka. Wiceminister dał jej wyraz w czasie kolejnych rozmów podczas salonu lotniczego w podparyskim Le Bourget w drugiej połowie czerwca.
Pod koniec sierpnia 2013 gen. Skrzypczak poleciał do Moskwy. Tam okazało się, że strona rosyjska podtrzymuje konieczność zachowania w rozmowach z MON Polit Elektronik, która była oficjalnym przedstawicielem RSK MiG. Z kolei RSK MiG zaproponował obniżenie ceny certyfikacji do 3,2 mln Euro. Niespodzianką okazało się stanowisko MZBM. Przedstawiciel zakładów im. Czernyszewa stwierdził, że to one – jako jedyny producent RD-33 – odpowiadają za certyfikację zakładów remontowych, co może spowodować podważenie dokumentów certyfikacji przeprowadzonej przez RSK MiG...
Sprawy formalne stanęły w miejscu, ale gen. Skrzypczak, choć dni jego wiceministrowania były już policzone, nadal próbował doprowadzić do odwołania Piotrowskiego z funkcji prezesa WZL-4. Wywierał w tym celu naciski na członków rady nadzorczej WZL-4. Jej członkowie byli wzywani przez wiceministra, który informował o swej negatywnej ocenie zarządu z powodu zbyt twardego sposobu prowadzenia negocjacji z Rosjanami. Przewodniczący Rady dostał tydzień na podjęcie odpowiednich działań. Tylko odwołanie gen. Skrzypczaka ze stanowiska uratowało głowę, walczącego o interesy spółki, MON i państwa, prezesa Piotrowskiego.
Stare, ale za to drogie
Tuż przed dymisją gen. Skrzypczak doprowadził do zakupu przez MON bez przetargu za 780 mln zł (187 mln Euro) kolejnej partii używanych czołgów Bundeswehry: 105 Leopardów 2A5 i 14 2A4. Według wiceministra ostateczna decyzję podjął sam minister, Tomasz Siemoniak. I to on podpisał w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu umowę ze swym niemieckim odpowiednikiem, Thomasem de Maizière (niecały miesiąc później zdymisjonowanym po aferze z zakupem bezzałogowych Global Hawków, a na które Niemcy zmarnowały bez żadnych korzyści 800 mln euro). Na tydzień przed zdymisjonowaniem Skrzypczaka...
Podobnie jak w przypadku poprzedniego zakupu (124 Leopardów 2A4 w 2003), resort nie przedstawił żadnych konkretów dotyczących udziału w przedsięwzięciu polskich przedsiębiorstw, poza deklaratywnym (jednym z wielu w czasie pełnienia funkcji) zapewnieniem gen. Skrzypczaka, że nie wyobraża sobie, aby dalsza modernizacja, remonty, serwis, zakupy amunicji były prowadzone bez ich udziału. Trudno o większą hipokryzję. W rzeczywistości pojazdy są bowiem wprzęgnięte w łańcuchy logistyczne niemieckiej formacji zmechanizowanych. Tylko część przeglądów jest – od niedawna – realizowana w Polsce, przede wszystkim w WZM w Poznaniu.
Nabycie kolejnej partii używanych niemieckich czołgów – przy minimalnych (lub żadnych, bo stare niemieckie technologie trudno uznać za element rozwoju) potencjalnych korzyściach dla polskiego przemysłu – pochłonie kwoty, które starczyłyby na opracowanie nowych, rodzimych konstrukcji. Jest wręcz krokiem wstecz w zapewnieniu Polsce bezpieczeństwa. A realna modernizacja Sił Zbrojnych kolejny rok pozostaje w sferze deklaracji i działań propagandowych.
Kilka tygodni po kontrakcie firmowanym przez gen. Skrzypczaka Finlandia odkupiła od Holandii sto używanych Leopardów 2A6 za 199,9 mln euro. Niewiele drożej niż polskie MON kupiła czołgi, które wiele lat nie będą musiały być modernizowane, by spełnić wymagania współczesnego pola walki. Leopard 2A4 to konstrukcja sprzed blisko 30, a 2A5 sprzed 20 lat. KMW od kilku lat oferuje wersję 2A7+.
Koszt modernizacji Leoparda 2A4 do wersji 2A6 szacuje się na 5 mln euro. W 2007 Kanada za modernizację 100 Leopardów 2A4 do wersji 2A6 zapłaciła 574 mln USD. W 2003 za 170 nowych 2A6 Grecja zapłaciła równowartość 1,7 mld euro. Według greckiej prokuratury cena zawierała jednak łapówki. Zarzuty postawiono już konkretnym osobom.
A co mówi na temat zakupu Leopardów gen. Skrzypczak, gdy już nie jest wiceministrem? - Model 2A5 posłuży nam 10, 15 lat zanim trzeba będzie go unowocześnić. W tej chwili nikt w Europie nie ma lepszego czołgu – to cytat z majowego wywiadu dla portalu polska-zbrojna, cytowanego później przez większość internetowych tabloidów. Ciekawe co na to Hiszpanie, Portugalczycy, Grecy czy Niemcy, którzy dysponują Leopardami 2A6? Czyżby KMW sprzedała im gorsze czołgi niż polskie 2A4 i 2A5? Z co z Francuzami z ich Leclercami Série XXI czy Brytyjczykami z Challengerami 2? Były polski wiceminister najwyraźniej o nich nie słyszał. Podobnie jak o wielu innych powszechnie znanych produktach od niewłaściwych producentów.