Uznanie przez Rosję niepodległości Osetii Południowej i Abchazji wywołało protesty krajów zachodnich, NATO, OBWE i UE. Mimo tego Rosjanie zapowiedzieli, że przyjdą z pomocą wojskową w razie ataku na enklawy. Z drugiej strony władze Osetii poinformowały o zwróceniu się do Moskwy o założenie bazy wojskowej na terenie enklawy.
Wczoraj prezydent Dymitr Miedwiedjew podpisał dekret, uznający niepodległość Abchazji i Osetii Południowej. Obie enklawy ogłosiły oderwanie od Tbilisi już na początku ubiegłej dekady, jednak żaden kraj - w tym Rosja - przez lata nie uznawały tych deklaracji, stojąc na gruncie nienaruszalności integracji terytorialnej Gruzji.
Deklaracja Kremla spotkała się ze sprzeciwem praktycznie większości zachodnich państw oraz NATO, UE i OBWE. Nie ma jednak szans na podobną decyzję Rady Bezpieczeństwa ONZ, której stałym członkiem, z prawem veta jest Rosja. Przedstawiciele władz w Tbilisi nazwali ten krok aneksją części swoich ziem. Za uznaniem niepodległości dwóch enklaw opowiedział się jedynie szef prorosyjskiej opozycji na Ukrainie, Wiktor Janukowycz.
Jednocześnie Moskwa ogłosiła się gwarantem istnienia Abchazji i Osetii Południowej, zapowiadając udzielenie pomocy zbrojnej, w razie gruzińskiego ataku. Wygląda również na to, że nie zamierzają wycofać wszystkich wojsk z terenu tej drugiej enklawy - Eduard Kokoity, szef władz Osetii, powiedział, że zwróci się do Rosji o założenie stałej bazy wojskowej.
Działania te wiążą się z poszerzaniem obszaru kontrolowanego przez Cchinwali. Wczoraj Rosjanie zajęli jedną ze wsi, będących do tej pory pod kontrolą gruzińskiej milicji.
Kreml od dłuższego czasu zapowiadał, że w razie uznania niepodległości Kosowa przez kraje zachodnie, podobne kroki podejmie w odniesieniu do zbuntowanych enklaw Gruzji.