Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło

DZIEŃ HAŃBY

Komentarze, 09 listopada 2016

2 września 2016 to dzień, który przejdzie do historii Polski, jako dzień hańby. Tego dnia prezydent Andrzej Duda nominował pośmiertnie pułkownika Ryszarda Kuklińskiego na stopień generała brygady. Uczynił to na wniosek ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza z początku lutego br. Obaj panowie najwyraźniej sami uznali, że nie ma się czym chwalić, bo o decyzji poinformowano oficjalnie dopiero 24 października.

 Ryszard Kukliński był zdrajcą, który w czasach PRL przez wiele lat przekazywał USA najtajniejsze dokumenty polskiego MON. Dzięki niemu Amerykanie zyskiwali wiedzę na temat dyslokacji jednostek, planów operacyjnych, charakterystyk dowódców – wszystkiego, co mogło im ułatwić ewentualny atak na nasz kraj. Gdyby był to – bardzo prawdopodobny w ramach planowanej wojny z ZSRS, którego PRL była wówczas wasalem – atak atomowy, jego precyzja byłaby dzięki Kuklińskiemu wyjątkowa. Większość z nas, żyjących wtedy Polaków, natychmiast by wyparowała lub zmarła w krótkim czasie. W ogóle z Polski niewiele by zostało...

Życiorys Kuklińskiego jest pełen luk i niejasności. Wiele wskazuje na to, że nie był on jedynie agentem USA, ale także donosicielem polskich służb wojskowych, a nawet współpracownikiem służb sowieckich. Prawdy o tym nie dowiemy się zapewne nigdy. Jednak nawet wiedza, co do której nie ma wątpliwości, wystarczy by stwierdzić, że polski pułkownik był dla Amerykanów na tyle ważnym szpiegiem, że mają oni podstawy do awansowania go na bardzo wysoki stopień wojskowy. Nawet generała, albo i marszałka.

USA tak, ale Polska?

Prezydencka nominacja oznacza, że każdy z żołnierzy służących obecnie w polskiej armii może wybrać sobie państwo, któremu będzie sprzedawać jej tajemnice, w nadziei nie tylko na bieżące korzyści (Kukliński w czasach PRL żył na bardzo wysokim poziomie, niedostępnym innym oficerom podobnej rangi), ale i spędzenie reszty życia na koszt obcych podatników (jak Kukliński), a ostatecznie na wysoki awans, choćby i pośmiertny (jak Kukliński). Właściwie jedynym problemem potencjalnego zdrajcy, jest wybór mocodawcy. Stany Zjednoczone raczej odpadają, bo amerykańskie służby specjalne robią od wielu lat w Polsce, co tylko zechcą, a polscy oficerowie – ostatnio masowo kształceni w USA – informują w ramach współpracy sojuszniczej o wszystkim, co je interesuje. Przeciwko Amerykanom przemawiają również poważne problemy finansowe i niepewna przyszłość USA jako światowego mocarstwa. Może zatem Rosja? Niemcy? To kierunki tradycyjne i też raczej mało perspektywiczne. Lepiej chyba zaryzykować współpracę z ChRL. Chińczycy mają mnóstwo pieniędzy i prowadzą bardzo ekspansywną politykę na prawie całym świecie. Może kiedyś ich racje będą obowiązujące w Polsce? No cóż, wybór należy do potencjalnie zachęconych przez autorów wrześniowej nominacji.

My zaś powinniśmy przyjrzeć się przeszłości obu polityków, by spróbować zrozumieć ich zachowanie związane z Kuklińskim. O tym jak Andrzej Duda rozpoczął swą prezydenturę, wszyscy chyba pamiętają. W końcu minęło dopiero kilkanaście miesięcy. Z nieciekawych decyzji przypomnę jedynie ułaskawienie – na bardzo wątpliwej podstawie prawnej – oskarżonych o poważne przestępstwa kolegów partyjnych, którzy wkrótce zostali ważnymi funkcjonariuszami państwowymi i sami mają ścigać przestępców lub – co bardzo prawdopodobne w świetle dotychczasowych doświadczeń – przeciwników politycznych. Problem w tym, że działania obecnego prezydenta na pewno nie są suwerenne. Ich źródeł trzeba szukać poza jego urzędem. Na przykład w MON.

To tam znalazło się mnóstwo posad dla tych, którzy kariery zawdzięczają promowaniu kłamstw i urojeń na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Na ich czele stoi Antoni Macierewicz. Ten sam, który pamiętnego 10 kwietnia 2010 znajdował się niedaleko miejsca, gdzie podczas próby lądowania rozbił się samolot z 96 członkami prezydenckiej delegacji. Pamiętacie co wówczas zrobił? Ruszył na ratunek, próbował zabezpieczać ślady, chronił własną piersią ciało prezydenta? Nie, zjadł obiad w bezpiecznej odległości od lotniska, wsiadł do pociągu i wrócił do Polski. Po prostu uciekł.

Dopiero po wielu tygodniach Macierewicz nabrał odwagi, tyle że bardzo specyficznej. I rozpoczął podważanie wszelkich dobrze udokumentowanych, logicznych wyjaśnień przyczyn katastrofy. On i inni kłamcy smoleńscy zajęli się rozpowszechnianiem najróżniejszych insynuacji i teorii spiskowych na skalę nieznaną z historii. Sam Macierewicz co i rusz zmieniał wersję wydarzeń, każdą z nich przedstawiając, jako jedyną i znakomicie udokumentowaną. Media dużo o tym pisały, więc chyba nie trzeba przykładów...

Jeśli jednak ktoś nie kojarzy metod obecnego ministra, nie musi wysilać pamięci. Wystarczą całkiem niedawne wypowiedzi na temat sprzedaży za dolara Rosji przez Egipt francuskich desantowców klasy Mistral. Macierewicz mówił, że ma na to niezbite dowody. Tymczasem okręty nadal pływają pod banderą egipską, a Internet jest pełen złośliwych komentarzy, które nie przynoszą chwały Polsce. Bo tym razem Antoni Macierewicz opowiadał bzdury i udowadniał, że nie zna elementarnych praw regulujących międzynarodowy obrót specjalny, już nie jako szeregowy polityk partii opozycyjnej, a jako minister obrony państwa usiłującego uchodzić za poważne. Od rojeń Macierewicza odciął się nawet jego wspólnik w sprawie Kuklińskiego – Andrzej Duda.

Macierewicz nadal jednak insynuuje, pomawia, promuje na ważne stanowiska państwowe wiernych sobie nieudaczników. Przejął bezpośrednią kontrolę nad polskim przemysłem zbrojeniowym, tworzy też podporządkowaną sobie alternatywę dla regularnego wojska. A przy okazji stara się niszczyć uczciwych, porządnych ludzi (sam jestem celem takiego ataku, więc doskonale wiem, o czym piszę). Krótko: konsekwentnie szkodzi Polsce. Najwyraźniej musi mieć bardzo poważne wsparcie jej wrogów i gwarancje bezpieczeństwa. Chyba nie tylko polskiego prezydenta.

Nieszczęśliwy kraj, w którym wszystko to jest możliwe. Szkoda Polski.

 

TOMASZ HYPKI


Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.