Przedstawiciele armeńskiej Armavia Airlines twierdzą, że ich Airbus A320 wpadł w niebezpieczne turbulencje, przelatując prawie 300 m niżej, niż A380, należący do Emirates. Dochodzenie w tej sprawie trwa.
Do zdarzenia doszło nad Gruzją. Mały, armeński Airbus leciał do Erewania, A380 - z Dubaju do Nowego Jorku. Obydwa samoloty przecięły tory swoich lotów z różnicą wysokości ok. 300 m. Według miejscowych mediów, zaraz potem A320 skręcił nagle w prawo. Piloci byli w stanie zlikwidować skutki turbulencji, choć określili ją jako bardzo poważną. Załoga, jak i władze Armavii twierdzą, że przyczyną był strumień powietrza, stworzony przez A380.
Jest to o tyle istotne, że oba samoloty były od siebie oddalone o ok. 5 m mniej, niż wynosi minimalna separacja pionowa, wymagana przez światowe władze lotnicze ICAO. Biorąc pod uwagę fakt pozostawienia pewnego marginesu błędu, należy uznać, że była to odpowiednia, minimalna odległość.
W 2006 seria długotrwałych badań pozwoliła określić, że dystans ten jest odpowiedni także dla A380 i można go porównać do wyników innych, największych samolotów świata (zwiększone standardy obowiązują tylko w czasie startów i lądowań, kiedy wykorzystywana jest pełna lub prawie pełna moc silników).
Gdyby prowadzone prze stronę armeńską dochodzenie wykazało jednak zasadność opinii Armavii, musiałoby to doprowadzić do zweryfikowania przepisów ICAO.