Brytyjski premier, minister obrony oraz szef sztabu generalnego uczcili wczoraj pamięć stu brytyjskich żołnierzy, zabitych w tym roku w Afganistanie. Londyn wysłał do tego kraju ok. 9 tys. żołnierzy.
7 grudnia wieczorem brytyjskie ministerstwo obrony wydało komunikat o śmierci żołnierza z 1. batalionu The Royal Anglian Regiment. Żołnierz zginął po południu, w czasie potyczki w prowincji Helmand. To setna, śmiertelna ofiara w brytyjskim kontyngencie, w bieżącym roku.
Z tego powodu 8 grudnia wystąpili w mediach kluczowi, brytyjscy politycy, w tym premier, Gordon Brown, minister obrony, Bob Ainsworth oraz szef sztabu generalnego, marszałek lotnictwa sir Jock Stirrup. Wszyscy, wyrażając żal z powodu strat, stwierdzili jednak konieczność kontynuowania działań militarnych.
Brytyjski kontyngent liczy obecnie ok. 9000 tys. żołnierzy i działa głównie w prowincji Helmand, najbardziej niebezpiecznej w Afganistanie.
W latach 2001-2005 Londyn utrzymywał w tym kraju mniej niż tysiąc żołnierzy, rozlokowanych głównie wokół Kabulu. Straty kontyngentu były niewielkie. Zginęło w tym czasie 5 Brytyjczyków. Wiosną 2006 do Afganistanu przybyło dodatkowo ponad 4500 żołnierzy, którzy razem z Kanadyjczykami, zostali wysłani do prowincji Helmad, poprzednio niemal ogołoconej z wojsk zachodnich, gdzie ugruntowały się wpływy talibów. Straty wzrosły skokowo, do 39 zabitych.
Kontyngent został ponownie wzmocniony w 2007, do łącznie 7800 żołnierzy i w roku ubiegłym, do ok. 8 tys. ludzi. Zwiększały się również straty. Dwa lata temu wyniosły 42, a w ubiegłym roku - 51 zabitych.
Liczący ok. 2 tys. żołnierzy PKW Afganistan stracił w bieżącym roku 7 zabitych. Nasi żołnierze działają jednak w bardziej spokojnych rejonach Afganistanu, niż Brytyjczycy, ponoszący statystycznie najwyższe straty wśród żołnierzy koalicyjnych.