US Army kolejny rok doświadcza problemów z rekrutacją żołnierzy. By uzupełniać kadrę musi więc zmniejszać wymagania wobec kandydatów. Już w 2016 szef Pentagonu, Ashton Carter zaproponował zrewidowanie standardów rekrutacyjnych, które uznawał za zbyt restrykcyjne, w szczególności w odniesieniu do nadwagi, sprawności fizycznej, tatuaży i używania przeszłości marihuany.
Szczególnie trudna jest rekrutacja w stanach północno-wschodnich. Łatwiej jest na obszarach biedniejszych, na południu, w środowiskach wiejskich. Do armii dwa razy częściej trafiają dzieci żołnierzy niż młodzież rodzin bez tradycji wojskowych. Swego czasu Ashton Carter nazwał więc US Army przedsiębiorstwem rodzinnym.
W ubiegłotygodniowej informacji dla Kongresu gen. Joseph Martin, zastępca szefa sztabu US Army, powiedział że w 2023 deficyt żołnierzy może przekroczyć 28 tysięcy. Odpowiada to 9-10 brygadom (Brigade Combat Team, BCT). Aby wyjaśnić tę sytuację, gen. Martin mówił o konsekwencjach tzw. pandemii COVID-19, konkurencji ze strony sektora prywatnego i zmniejszeniu puli rekrutacyjnej – udział populacji potencjalnie nadającej się do zaciągu spadł z 29 do 23%. Zwrócił też uwagę na fakt, że Amerykanów wykazują coraz mniejsze zainteresowanie służbą. Na dodatek, w tych trudnych warunkach US Army musi konkurować z US Navy, Marines i US Air Force.
Ograniczenia COVID-owe, w tym kształcenie zdalne, mocno wpłynęły na spadek jakości kształcenia i sprawność fizyczną potencjalnych kandydatów na żołnierzy. US Army chce więc po raz kolejny obniżyć kryteria rekrutacji. Pojawił się nawet pomysł, by nie wymagać już świadectwa ukończenia szkoły średniej (w bardzo niskim standardzie amerykańskim). Według Christine Wormuth, sekretarz US Army, nie jest to jednak kierunek preferowany. Dalsze obniżanie wymagań może bowiem doprowadzić do braku możliwości realizowania podstawowych celów przez armię amerykańską. Tego nie można wykluczyć jednak w nieodległej perspektywie.