Prezydent Barack Obama, w czasie wystąpienia w West Point, poinformował o wydaniu poleceń wyjazdu do Afganistanu dla kontyngentu 30 tys. żołnierzy. Ostatni dotrą na miejsce przed lipcem 2010.
Rozkaz wyjazdu jest skutkiem decyzji o wysłaniu dodatkowych oddziałów, która zapadła już w na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku (zobacz: Zaciąg do Afganistanu). Dotyczyła ona czasowego wzmocnienia afgańskiego kontyngentu o 30 tys. żołnierzy. Mieli oni pozwolić na odebranie inicjatywy z rąk talibów, a także przyspieszyć szkolenie rządowego wojska i policji. Obecnie formacje te liczą odpowiednio ponad 100 i ponad 80 tys. osób, przy czym część z nich - szczególnie w odniesieniu do policji - reprezentuje bardzo niską wartość bojową.
Dzięki wzmocnieniom, liczebność amerykańskich oddziałów wzrośnie do nieco ponad 100 tys. żołnierzy. Swój udział w misji zwiększą również sojusznicy USA. Wcześniejsze zapewnienia członków władz NATO mówiły o dodatkowych 5 tys. żołnierzy z Europy, w tym naszego kraju. Przewidywane są kolejne oddziały, choć ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, np. w odniesieniu do Niemiec i Francji.
Da to łącznie przynajmniej 140 tys. zagranicznych żołnierzy, co przewyższy liczebność kontyngentu sowieckiego w latach 1980. To jednak ciągle za mało do zgniecenia podziemia - z czego zdają sobie sprawę politycy zachodni - jednak w teorii powinno wystarczyć zmuszenia talibów do przejścia do defensywy.
Według zapewnień władz w Kabulu powinno to dać czas na przeszkolenie i wyekwipowanie własnych sił bezpieczeństwa. Siły zbrojne mają zostać powiększone do 134 tys. żołnierzy. Plany Waszyngtonu zakładają jednak dalszy wzrost liczebności: do 260 tys. w ciągu najbliższych 5 lat, co pochłonie ok. 20 mld USD, pochodzących w całości ze środków USA.
Plan afganizacji wojny ma pozwolić na szybkie rozpoczęcie wycofywania zagranicznych wojsk. Prezydent Obama obiecał po raz kolejny, że proces powrotu rozpocznie się już w 2011. Nie oznacza to jednak szybkiego zakończenia misji. Sojusznicy Waszyngtonu ciągle zakładają, że ich obecność w Afganistanie będzie trwała przynajmniej kilka lat. Doświadczenia historyczne uczą bowiem, że bez bezpośredniego wsparcia zagranicznego, narzucone władze w Kabulu, nawet dysponujące środkami finansowymi i dostawami uzbrojenia, nie będą w stanie przetrwać w starciu z muzułmańską partyzantką.