Amerykanin Bob Gannon zakończył podróż samolotem dookoła świata. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że zajęła ona 10 lat, a pilot przemierzył w tym czasie ponad 560 tys. km.
Bob Gannon zdobył licencję pilota w 1992, zaraz po sprzedaży swojego przedsiębiorstwa budowlanego. Zdecydował się na podróż dookoła świata na pokładzie nowozakupionego Pipera Cherokee. Po 295 h lotu, w rejonie Nairobi w Kenii, rozbił jednak samolot i przerwał próbę.
Wrócił do niej w 2000, korzystając z przebudowanej Cessny 182L z 1968, nazwanej - podobnie jak wcześniej Piper - Lucky Lady. Modernizacja polegała na wymontowaniu tylnich siedzeń i zamontowaniu dodatkowego zbiornika paliwa.
Gannon zdecydował się lecieć na zachód, a nie jak wcześniej na wschód. Jednak musiał przerwać podróż już po kilku pierwszych etapach. Lecąc na Hawaje, spędził w powietrzu 18 h. Tyle, że nie miał autopilota. Brak możliwości zmiany pozycji spowodował kontuzję i konieczność leczenia.
Wrócił na trasę po 3 miesiącach, kierując się ku kolejnym lotniskom i przerywając podróż, by dopilnować spraw zawodowych lub leczyć nadwątlone zdrowie. Zdecydował się również na odwiedzanie maksymalnie dużej liczby miejsc i lot dookoła świata zmienił się w lot po świecie.
Ostatecznie powrócił do USA dopiero w bieżącym roku. W trakcie trwającej dekadę podróży odwiedził 155 krajów i skorzystał z ponad 1200 lotnisk, w tym na Antarktydzie, w Nepalu, a nawet w irackiej Basrze, gdzie do nowego szpitala dziecięcego zawiózł leki i zabawki. Leciał również nad Biegunem Północnym. Pokonał ponad 560 tys. km. Spędził w powietrzu 2200 h, a w całej podróży 1600 dni, czyli 4,5 roku. Wracał do domu - korzystając z rejsowych samolotów - 40 razy.
Wielokrotnie znajdował się w niebezpieczeństwie, również w czasie wielogodzinnych lotów nad oceanami, głównie z powodu braku instalacji antyoblodzeniowej i słabego układu napędowego. Silnik Continental O-470 o mocy 230 KM tracił moc na większych wysokościach i przy gorącym, rozrzedzonym powietrzu. Tlenu brakowało również pilotowi, szczególnie w czasie przelotu nad Andami i w Iraku. Gannon nie zdecydował się jednak na montaż instalacji tlenowej, ze względu na trudności w jej uzupełnianiu i serwisowaniu w części egzotycznych krajów.
W trakcie podróży pilot nie odnotował poważnych problemów technicznych. Dwukrotnie zepsuł się rozrusznik. Przez kilka dni, spędzonych w odludnych rejonach Afryki, musiał również obyć się bez hamulców. Powrócił głównie ze względu na konieczność dokonania wymaganego resursem remontu silnika.