Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Grzegorz Hołdanowicz

W 2006 na łamach RAPORT-wto kilkakrotnie (m.in. w numerach 01/2006i 08/2006) opisywaliśmy rozwój projektu umieszczenia w naszym kraju elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej, podnosząc kluczowe kwestie techniczne i wskazując zagrożenia dla Polski. Tym razem, gdy popularne media, pod wpływem licznych lobbystów ogarnął szał dzielenia skóry na niedźwiedziu, chcielibyśmy popatrzeć na kwestię Tarcza a Polska w maksymalnie beznamiętny sposób. Decyzje i tak zapadają nad głowami obywateli... Podjął ją prawdopodobnie poprzedni prezydent. Dzięki czemu pogłoski, że Amerykanie mogli pozwolić sobie na przekazanie wraz z ofertą gotowego projektu odpowiedzi, nie są zupełnie niewiarygodne...

Odwołanie prof. Romana Kuźniara ze stanowiska Szefa Instytutu Stosunków Międzynarodowych po krytycznej analizie pomysłu z amerykańską tarczą może być sygnałem, że merytorycznej dyskusji nie będzie, a widzowie, słuchacze i czytelnicy popularnych publikatorów będą karmieni papką propagandową przygotowywaną we współpracy międzynarodowej. Jej symptomy są już widoczne. Z telewizji publicznej można było się niedawno dowiedzieć, że za tarczą antyrakietową byłby nawet papież Jan Paweł II. Podobnie jak popierał Star Wars w okresie Zimnej wojny. Ciekawe porównanie...

Debrzno, Zegrze Pomorskie, Słupsk-Rędzikowo. To trzy nie używane już, pozostające w gestii Agencji Mienia Wojskowego lotniska wojskowe brane pod uwagę jako lokalizacja przyszłej europejskiej bazy 10 pocisków przechwytujących Ground Based Interceptors (GBI) amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej. Choć na giełdzie informacyjnej te miejscowości dotąd się nie pojawiały, ukryte za zasłoną całkiem nieprawdopodobnych lokalizacji (poligony wojskowe w Wicku Morskim, Orzyszu, Drawsku czy Nowej Dębie), to jednak ostatecznie zostały ujawnione 20 stycznia. Nie, nie w Polsce. W oficjalnym materiale informacyjnym Ministerstwa Obrony Republiki Czeskiej.

Trzydziestokilkustronicowe, profesjonalnie przygotowane, kompleksowe omówienie - z pewnością nie z dnia na dzień, a przecież to 19 stycznia oficjalnie Departament Stanu USA formalnie ogłosił zamiar ulokowania potężnego radaru systemu obrony rakietowej w Czechach, a silosów w Polsce - zawierało także podstawowe fakty dotyczące polskiego komponentu projektu. Zawierało, ponieważ kolejna wersja, dostępna w 10 dni później, skupiała się już na projekcie jako takim i jego czeskich zagadnieniach. Mleko się jednak rozlało i informacja o potencjalnej lokalizacji bazy w Polsce wyciekła. Co więcej - znalazła potwierdzenie w doniesieniach o prowadzonych w 2006 właśnie w tych trzech miejscach na zlecenie USA badaniach geologicznych.

Emocje bez konkretów

Baza - najprawdopodobniej w Debrznie pod Chojnicami (pozostałe lotniska znajdują się bardzo blisko relatywnie dużych miast, co dla tego typu instalacji raczej nie jest atutem) - budzi wiele nadziei w społecznościach lokalnych. Czy słusznie? Wedle informacji z Missile Defense Agency, baza radarowa (czyli taka, jaka miałaby znaleźć się na obrzeżach czeskiego poligonu Brdy pod Pardubicami, 70 km na południowy-zachód od Pragi; wskazane były trzy potencjalne lokalizacje: Libava, Boletice i Jince - Jince to miejscowość na obrzeżach poligonu Brdy) z potężnym radarem Raytheona pracującym w paśmie X ma być zabezpieczana przez ok. 200 Amerykanów - operatorów (zapewne także cywilnych) i personel techniczny plus ok. 100 żołnierzy ochrony. Prawo do sprowadzenia rodzin miałaby zapewne tylko część z nich, zatem miasteczko amerykańskie liczyłoby ok. 500-600 osób. Hipotetyczna (?) baza w Polsce miałaby być dwukrotnie liczniej obsadzona.

Pamiętać trzeba, że czasy wielkich baz, praktycznie autonomicznych miasteczek, już minęły, bo Kongres USA usilnie szuka oszczędności. Zatem nie należy spodziewać się kokosów z racji umieszczenia na polskim terytorium bazy gwarantującej strategiczne bezpieczeństwo Polski. Także w fazie ich budowy.

Przypomnijmy, iż koszt wybudowania obu instalacji - radarowej i silosów - jest prognozowany na 1 mld USD (plus 2 mld USD na wyposażenie). Gotowość operacyjną miałyby one osiągnąć na przełomie 2011 i 2012. O ile umowy międzyrządowe zostaną uzgodnione i zaakceptowane przez Parlamenty Czech i Polski w ciągu 2007 (w obu państwach rządy wykluczyły przeprowadzenie referendów, mimo że ich decyzje znacznie wykraczają poza horyzont czasowy odpowiedzialności polityków, wybranych podczas ostatnich wyborów do służby podatnikom...).

W Czechach rozpoczęto już formalnie procedurę negocjacji konkretnych propozycji amerykańskich. Czeska Rada Bezpieczeństwa Narodowego upoważniła rząd do sformowania zespołu negocjacyjnego, nowa czeska minister obrony Vlasta Parkanova (objęła stanowisko w pierwszych dniach stycznia 2007) już ogłosiła, że instalacja radarowa będzie stanowiła element istotnie zwiększający poziom bezpieczeństwa Czech i Europy.

W Polsce obserwujemy niespójne działania. Brak ustosunkowania się Ministerstwa Spraw Zagranicznych (wiceminister Witold Waszczykowski jest odpowiedzialny za prowadzenie rozmów z Departamentem Stanu i ma negocjować przyszłą umowę) był bardzo zaskakujący w pierwszych dniach po ujawnieniu 19 stycznia oferty amerykańskiej. Zdymisjonowany niedawno minister obrony narodowej Radosław Sikorski studził emocje. Podobne stanowisko zajął szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak (To ogromna szansa zarówno dla Polski, jak i dla USA). Szef Kancelarii Prezydenta, a dziś nowy minister obrony narodowej, Aleksander Szczygło stwierdził, że na zewnątrz powinno przeciekać jak najmniej informacji, gdyż mogłoby to podminować polską pozycję negocjacyjną.

Lecz w istocie formalnie Waszyngton nie przekazał jeszcze ostatecznej noty proponującej rozpoczęcie negocjacji. Polski Ambasador w Waszyngtonie usłyszał 19 stycznia jedynie wstępną deklarację, niejako wynikającą z konkretnej oferty dla Czech. Przy czym Amerykanie mocno podkreślają, iż z ich punktu widzenia optymalne było lokowanie obu elementów tarczy w jednym państwie (niekoniecznie w jednej lokalizacji), i że w razie czego mogą rozważyć alternatywne europejskie lokalizacje proponowanych Polsce i Czechom elementów systemu. To raczej retoryka negocjacyjna - podobnie jak stwierdzenie, wypowiedziane także w styczniu przez jedną z ważnych postaci programu obrony rakietowej, iż nie może być ona postrzegana w kategoriach coś za coś. Kuriozalna wypowiedź, choć zapewne skierowana przede wszystkim do podatnika amerykańskiego.

I dochodzimy do kluczowego problemu: co w zamian? Co Polska powinna otrzymać za wyrażenie zgody na wybudowanie na swoim terytorium elementu systemu, postrzeganego - wbrew oficjalnemu obronnemu charakterowi - przez wielu za narzędzie globalnej polityki Waszyngtonu, pozbawiające potencjalnych przeciwników USA (oficjalnie państwa bliskowschodnie, a przede wszystkim Iran) możliwości użycia broni rakietowej o zasięgu międzykontynentalnym. Prof. Roman Kuźniar w swej analizie pokazuje niedostrzegany na pierwszy rzut oka ofensywny (a przynajmniej nie defensywny) charakter systemu i przestrzega, iż jego obecność może wręcz zachęcić państwa zbójeckie do rozwijania całkowicie nieprzewidywalnych i najgroźniejszych dla społeczeństw europejskich narzędzi prowadzenia nieregularnych (asymetrycznych) działań zbrojnych, tak łatwo określanych dziś mianem terrorystycznych.

Z punktu widzenia MON, negocjacje mogą być narzędziem stymulującym przyśpieszenie czy wręcz uruchomienie nowych projektów modernizacyjnych, często z roku na rok spychanych z braku pieniędzy. Zapewne pojawi się pokusa wystąpienia o przejęcie przez rząd amerykański spłat kredytu na zakup samolotów F-16 i jego uzbrojenia. To jednak nie najlepszy pomysł z punktu widzenia naszej wiarygodności. Czego zatem powinniśmy żądać w sferze obronności i bezpieczeństwa?

Prócz zacieśnienia współpracy wywiadowczej i strategicznej współpracy sił specjalnych, wsparcia budowy polskiej floty taktycznych bsl czy modernizacji floty, pierwszoplanowym zadaniem na najbliższe 6-10 lat zaczyna się jawić gruntowna przebudowa - odbudowa - systemu obrony powietrznej. W zakresie doskonalenia systemu dowodzenia i rozpoznania poczyniono już wiele. Ale najdroższe elementy - systemy rakietowe - czekają w kolejce.

Parasol elektroniczny

Nowe, finansowane w znaczniej mierze ze wspólnej kasy NATO radary systemu szkieletowego (backbone), wchodzące w skład NATO Integrated Air Defence System (NATINADS) zaczynają już powoli pracę bojową. Wiosną 2007 do służby (jeszcze nie w dyżurach bojowych, przynajmniej formalnie) wejdą 3 nowoczesne radary N-12M dostarczone przez Przemysłowy Instytut Telekomunikacji (PIT) w Warszawie, w 2008 dołączyć powinny jeszcze nowocześniejsze (przynajmniej w opinii części specjalistów Sił Powietrznych) stacje radiolokacyjne Selex RAT-31DL. Zgodnie z wymaganiami NATINADS, systemy te (podobnie jak montowane w Czechach i na Węgrzech) mają możliwość wykrywania i śledzenia balistycznych pocisków rakietowych i wchodząc w w skład systemu antyrakietowego NATO w Europie.

Do radarów szkieletowych dołączą do połowy roku pierwsze dwa radary mobilne średniego zasięgu TRS-15 Odra, także z PIT. Ich wejście do służby było planowane na przełom 2006 i 2007, ale konieczność wprowadzenia poprawek uzgodnionych podczas badań eksploatacyjnych w 2006 opóźniła ten proces. W 2007 zamówiony ma być trzeci taki sam radar. Łącznie dotychczasowe Wojska Radiotechniczne SP (ten komponent SP ulegnie zanikowi, wchłonięty przez inne elementy, z systemem dowodzenia na czele) dysponować mają 6 mobilnymi posterunkami radiolokacyjnymi, z radarami Odra i - przejściowo - Don (zmodernizowane w PIT radary N-31; miało być ich nawet 15-18, ale plany uległy znacznej zmianie...), których znaczenie jest nie do przecenienia, jako że sieć szkieletowa w przypadku dużego konfliktu może ulec zniszczeniu w ciągu kilku pierwszych minut wojny.

Do grona mobilnych elementów ochrony polskiego nieba doliczyć należy też transportowalne radary PIT N-12, których 5 z 7 zakupionych można jeszcze przez wiele lat wykorzystywać w systemie obrony powietrznej. N-12 w ciągu kilku godzin mogą być przemieszczone na nowe pozycje, co nie jest może procesem łatwym i tanim (liczna kolumna pojazdów, konieczność rezerwowania przejazdu po drogach publicznych), ale zapewnia pewną elastyczność taktyczną. Po 2012-2015 do środków obrony powietrznej powinny dołączyć już zupełnie nowe systemy pasywne, opierające się np. na technice analizy zniekształceń istniejącego pola sygnałów elektromagnetycznych emitowanych w przestrzeni przez tysiące różnych źródeł (stacje bazowe telefonii komórkowej, inne radary itp.).

Przekształcany będzie system dowodzenia - z istniejących obecnie, a utworzonych zaledwie 3-4 lata temu, wyposażonych w system automatyzacji dowodzenia OP Dunaj, czterech Ośrodków Dowodzenia i Naprowadzania (ODN), odpowiadających natowskim ośrodkom Control and Reporting Center (CRC, formalnie taki status ma tylko warszawskie Centrum Operacji Powietrznych, jako że ODN nigdy nie zostały certyfikowane), pozostaną dwa: krakowski, przekształcony w tworzony za pieniądze Sojuszu ARS (z architektury ACCS) oraz bydgoski, będący de facto narodowym ARS, być może wyposażonym w dalszym ciągu w udoskonaloną odmianę systemu Dunaj (obecne dowództwo SP uważa, iż spełniający wszystkie zapisy ZTT system nie spełnia oczekiwań, ponieważ nie dysponuje możliwościami obecnie wymaganymi, w tym nie jest zintegrowany z systemem Link 16 i nie ma odmiany anglojęzycznej - to typowy, niestety, przykład podejścia do produktów polskiego przemysłu).

Rozwiązania kompleksowego, obejmującego całość Sił Zbrojnych, wymaga stworzenie systemu przesyłania danych w oparciu o standard Link 16. Na dziś tworzenie infrastruktury naziemnej dla Link 16 bardzo przypomina partyzantkę, bez wizji kompleksowej i bez uzmysłowienia sobie (wzorem choćby norweskim!) zalet bardzo szerokiego wykorzystania takiego narzędzia w systemach dowodzenia. Jednak największym problemem jest wprowadzenie nowego sprzętu do wojsk rakietowych OP SP. Tu sytuacja zaczyna być dramatyczna. Za 3-4 lata będzie trzeba wycofać praktycznie wszystkie zestawy rakiet przeciwlotniczych służących w SP. Już w 2007 i 2008 z linii wyjdzie praktycznie połowa dywizjonów Newa-SC, pozostałe do 2010-2011. W tym czasie wycofany ma być także uważany za bardzo udany zestaw Krug, wyposażenie wysoce mobilnej 61. Skwierzyńskiej Brygady Rakietowej OP. Najmniej kontrowersyjne zdaje się wycofanie częściowo zmodernizowanej (ucyfrowionej) Wegi z Mrzeżyna.

O następcach mówiono już od dawna. Nie podjęto jednak żadnych formalnych procedur wyboru nowych systemów rakietowych OP. Jednocześnie w sprawozdaniach, prezentowanych choćby Komisji Obrony Narodowej Sejmu, jednoznacznie wskazuje się na konkretne produkty, które mają zastąpić obecnie eksploatowany sprzęt! Mają to być pociski AMRAAM i Patriot. NASAMS: decyzja za kilka miesięcy?

Pociski AMRAAM, czyli albo oferowane przez Raytheon Missiles Systems system SLAMRAAM, albo proponowany przez rząd Królestwa Norwegii system NASAMS, będący nieco mniej mobilną i w wersji wyjściowej nieco starszą odmianą SLAMRAAM-a, opracowanego przez Raytheona i norweskiego półpaństwowego Kongsberga (szczegóły - RAPORT-wto 09/06). Wiadomo, że Oslo zaproponowało Polsce sprzedaż 2 systemów NASAMS z centrami bojowymi (Fire Distribution Center) zmodernizowanymi do nowego standardu NASAMS II, wyrzutniami przewoźnymi (2 razy pod dwie wyrzutnie po 6 kontenerów startowych każda) i radarami Raytheon AN/APQ-36. W Polsce chciano, by radary zmodernizować do najnowszego standardu AN/APQ-64 Mod 2 Sentinel (co budzi ogromne zaskoczenie specjalistów radioelektroniki, nie tylko polskich) i dla zwiększenia ich możliwości operacyjnych w polskich warunkach osadzić je na wysięgnikach (podobna opcja rozważana była w przetargu estońskim, okazało się to technicznie nieopłacalne i ostatecznie Raytheon oferował Estończykom pociski Stinger i radary Saab Microwave Systems Giraffe). Siły Powietrzne chcą także każdą baterię dokompletować, czyli zakupić trzecią wyrzutnię, dodać nieoferowane Polsce systemy pasywnego (elektrooptycznego) wykrywania i naprowadzania, i wreszcie wpiąć w system dowodzenia, a także zakupić dodatkowe pociski AIM-120C5. To ostatnie jest zaskakujące, jako że największym atutem rozwiązania NASAMS (SLAMRAAM został odrzucony jako 2-3-krotnie droższy niż NASAMS - cena dziwi, bo różnice pomiędzy tymi systemami są kosmetyczne...) była możliwość wykorzystania w systemie ochrony baz Poznań-Krzesiny i Łask (a takie miałoby być zadanie systemów w pierwszej kolejności) w oparciu o zakupione już dla F-16 niemal trzy setki pocisków AMRAAM.

Na pierwszy rzut oka NASAMS to rzeczywiście okazja. Jednak, czy przy istniejącym w Polsce potencjale w zakresie radiolokacji oraz systemów dowodzenia nie byłoby bardziej wskazane i perspektywicznie bardziej ekonomiczne zintegrowanie wyrzutni NASAMS z polskimi, wymagającymi dopracowania, ale w pełni kontrolowanymi (i gotowymi na przyszłe modernizacje i udoskonalenia) systemami radarowymi i systemami dowodzenia?

Czy AMRAAM rzeczywiście jest optymalnym dla Polski uniwersalnym rozwiązaniem zdolnym do elastycznego zwalczania szybko przemieszczających się, niskolecących celów? Oficjalne dane mówią o przechwytywaniu przez pociski odpalane z NASAMS celów nisko lecących w odległości 24-25 km. Ale spotkać się można z opiniami, iż z racji właściwości fizycznych pocisku może on być skuteczny przeciwko tym najgroźniejszym celom zaledwie w odległości 14-15 km, i to w dodatku - z racji zasady działania (naprowadzanie wiązką radiolokacyjną) - przy ostrzeżeniu celu o zagrożeniu. Wątpliwości budzić mogą także koszty długotrwałej eksploatacji - pociski załadowane w wyrzutni nie są bowiem chronione przed wpływem środowiska atmosferycznego.

To są pytania, które trzeba chyba postawić w procesie przejrzystego wyboru nowego systemu docelowego dla SP, a być może także dla innych rodzajów Sił Zbrojnych. Z pewnością oferta norweska jest dziś najciekawsza. Ale czy jakakolwiek inna firma była zapytana o przedstawienie propozycji alternatywnej?

W sierpniu 2006 minister ON zaakceptował kierunki prac zmierzających do wyboru nowego systemu dla obrony baz SP. Od jesieni tegoż roku w SG WP powstają analizy przygotowujące ewentualny zakup NASAMS. Nikt nie zapytał - jak by to było w innych państwach - przedstawicieli polskiego przemysłu o możliwość uczestniczenia w projekcie (i nie mówię tu tylko o współpracujących z Raytheonem od dawna w zakresie promocji systemu SLAMRAAM i IFF AN/TPX-56 Wojskowych Zakładach Uzbrojenia Nr 2 w Grudziądzu). Przecież chyba w MON wiadomo, że z myślą o bardzo kompleksowym rozwiązaniu problemu polskiej obrony powietrznej ważne polskie zakłady oraz ośrodki badawcze od dłuższego czasu rozmawiają z liczącą się na światowych rynkach europejską spółką, zainteresowaną uruchomieniem wspólnego programu w oparciu o najnowocześniejsze systemy rakietowe różnych klas. W tym programie jest miejsce zarówno na obronę przeciwlotniczą bliskiego zasięgu, jak i średniego, a nawet obronę przeciwrakietową. A może pomoc wojskowa USA ulegnie dzięki negocjacjom w sprawie Tarczy Rakietowej tak radykalnemu zwiększeniu (obecnie 30 mln USD), że stać nas będzie nie tylko na zakup najnowocześniejszego sprzętu zza Oceanu, ale także na jego ciągłe doskonalenie i utrzymanie w gotowości. To by oznaczało, że rocznie musielibyśmy otrzymywać w ramach Foreign Military Financing (FMF) sprzęt wartości nie wspomnianych 30 mln USD, a co najmniej 300-400 mln USD, czyli osiągnąć poziom Pakistanu.

Coś potężniejszego?

Przypomnijmy, iż wedle ujawnionych już w 2006 planów, Polska oczekiwać będzie wyposażenia naszej obrony powietrznej w 3-5 (3-6) baterii systemów rakietowych Patriot z pociskami w odmianie PAC-3. Już kilka lat temu szacowano, że zakup jednej baterii pocisków Patriot kosztowałby ok. 1 mld złotych.

Taka klasa pocisków jest Polsce niezbędna. Ale wedle potwierdzonych danych, bateria Patriot z pociskami PAC-3 (być może PAC-2+ plus PAC-3 - tak z reguły konfiguruje swoje brygady US Army) oferowana w połowie 2005 na Bliskim Wschodzie, bez systemu dowodzenia poziomu brygadowego, kosztowała ok. 390 mln USD (8 wyrzutni po 4 kontenery PAC-2 lub po 16 PAC-3). Jeden pocisk PAC-2/2+ kosztuje - wedle różnych danych - od 600 tys. do 1 mln USD, zaś pocisk PAC-3 (i to nie opracowywany docelowo w wariancie Missile Segment Enhancement) miał kosztować ok. 2 mln USD, a kosztuje ok. 3-4 mln USD. Do tego należy doliczyć system dowodzenia (infrastrukturę) na poziom brygady, co kosztować ma ok. 40 mln USD. To oznacza, że jedna brygada (dywizjon) z 3 bateriami (24 holowane wyrzutnie) to wydatek ok. 1,2 mld USD. Plus zapasowe pociski...

Od kilku lat prowadzone są rozmowy w sprawie ewentualnego odkupienia (za ewentualną zgodą Pentagonu) od Luftwaffe systemu Patriot z kilkuset pociskami PAC-2+. Ponoć cena jest wyjątkowo korzystna, określana jako ok. 100 mln USD za baterię i pociski, ale bez systemu dowodzenia i łączności itd. Podejrzanie tanio. Okazja? Raczej pułapka dla mało doświadczonych a znajdujących się pod presją wykonania zadań zapisanych w zobowiązaniach sojuszniczych czy wynikających z potrzeb narodowych. A przecież Patriot PAC-3 to nie jedyna opcja dla Polski.

Być może alternatywą byłaby próba przyłączenia się do konsorcjum MEADS, przedsięwzięcia włosko-niemiecko-amerykańskiego, opartego o pociski PAC-3 (produkowane przez Lockheed Martin Missile Systems) i europejskie systemy radarowe (w odróżnieniu od oryginalnych Raytheona, te miałyby obserwować przestrzeń powietrzną w sektorze360° a nie 90°; będą też oparte o najnowocześniejsze technologie dziś tworzone w laboratoriach niemieckich, włoskich i być może holenderskich). Ten system, kluczowy element obrony przeciwrakietowej (fazy terminalnej, podobnie jak Patriot) NATO, ma być gotowy w 2014. Inną opcją jest francuski pocisk Aster 15/30 dla systemu SMAP/T. To prace kosztowne, ale opłacalne dla przyszłości polskiego przemysłu zbrojeniowego i obronności. Może wreszcie znajdą się istotne środki na zaawansowane prace badawczo-rozwojowe, tym bardziej że wpisywać by się one mogły w wizję wspólnego, europejskiego rynku uzbrojenia.

O systemie THAAD, przeznaczonym wyłącznie do zwalczania pocisków balistycznych w dużych odległościach - 150 km - od własnych pozycji, nie ma co mówić. Zarówno przeznaczenie, jak i jego kompozycja nie odpowiadają polskim potrzebom. Poza USA THAAD może mieć znaczenie kluczowe dla Izraela czy Japonii - państwa te znajdują się w polu realnego zagrożenia ze strony Iranu czy Korei Płn., mają też inną sytuację gospodarczą. Co nie oznacza, że w przypadku kryzysu i zagrożenia hipotetycznej bazy rakietowej na terytorium Polski nie pojawi się bateria kilku mobilnych wyrzutni THAAD należących do jednej z dwóch brygad US Army.

Post Scriptum

Umieszczenie elementów amerykańskiej Tarczy w Debrznie (najbardziej prawdopodobna lokalizacja) jest prawie przesądzone, zważywszy na doświadczenia ostatnich lat i bardzo niski poziom asertywności polskich władz - przynajmniej w relacjach z USA. Czy zwiększy, czy też wręcz obniży poziom bezpieczeństwa Polski? Zagrożenie ze strony Rosji, partnera USA i Europy w programie obrony rakietowej, jest raczej wyolbrzymiane, zaś skierowane ku własnemu społeczeństwu wystąpienia polityków rosyjskich przeceniane. Ważne, aby stanowczo rozmawiać i widzieć los Polski i polskiej gospodarki, polskiej obronności i polskiego społeczeństwa w perspektywie nie najbliższych wyborów, a kilku nadchodzących dekad. I nie zapominać, że mimo wszystko nasze miejsce jest w Środkowej Europie - i tego nie zmienimy.

Grzegorz Hołdanowicz


RAPORT-wto - 02/2007
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.