W Raporcie o WSI jako tajny współpracownik wymieniony został Grzegorz Hołdanowicz (oświadczenie w tej sprawie na naszej stronie internetowej), a RAPORT - wojsko, technika, obronność, choć pod zniekształconą nazwą, określono jako oferowany oficerom WSI. To drugie stwierdzenie jest niczym nieudokumentowaną insynuacją. Miesięcznik, który stworzyliśmy od podstaw, chlubiący się niezależnością, a w związku z tym budzący kontrowersje, a nawet wrogość różnych środowisk (podobnie jak Skrzydlata Polska), nigdy nie był używany do skrytych akcji lobbingowych. Chlubimy się tym, że RAPORT-wto zamieszcza dużo reklam i artykułów sponsorowanych, że jest nazywany polskim Janes'em, ale to tylko dowód naszego profesjonalizmu. Twórcy Raportu o WSI merytorycznie nie dorastają do pięt naszym autorom.
Od początku wydawania RAPORT-wto staraliśmy się wspierać polski przemysł obronny, pisząc o nim obiektywnie, ale z sympatią. I jeśli ktoś chciałby uczynić z tego zarzut, mógłby to zrobić. Ale byłby to zarzut, z którego bylibyśmy dumni. Inna rzecz, że zamieszczanie pod własnym nazwiskiem artykułów zawierających zdecydowane poglądy, nie jest przestępstwem. Wolność prasy wymaga, by autorzy tekstów (nawet jeśli okażą się oficerami WSI czy innych służb) mogli używać bardzo ostrych, a nawet jednostronnych argumentów. Byle prawdziwych.
Grzegorz Hołdanowicz został w Raporcie o WSI określony jako lobbysta działający na rzecz fińskiego transportera AMV i jego wytwórcy - koncernu Patria. Na dowód Raport o WSI przytacza zdeformowany fragment artykułu, który nijak ma się do postawionej tezy. Cały artykuł zaś wręcz jej przeczy. Inne nasze teksty na ten temat także. Łatwo to sprawdzić czytając archiwalne numery RAPORT-wto. Autorzy Raportu o WSI okazali się skrajnie nieuczciwi. Być może byli nawet pod wpływem lobbystów konkurencyjnych wobec Patrii i jej AMV producentów. O nich bowiem nie ma w Raporcie o WSI ani słowa. Jakby nie istnieli...
Wiele wskazuje na to, że nasze wydawnictwo zostało zaatakowane nieprzypadkowo, ale głównym celem był jednak KTO Rosomak. Ponieważ sprawa znajdzie swój finał na drodze prawnej, nie możemy na razie pisać o wszystkim co wiemy. Ale na kilka spraw musimy zwrócić uwagę, by nasze milczenie nie było odebrane jako przyznanie się do winy.
1. Produkt fińskiej Patrii od pierwszego dnia po wyborze przez polskie MON jest przedmiotem niewybrednych ataków. W pewnym okresie specjalizowały się w nich szukające łatwej popularności media masowe, teraz do tej kampanii dołączył Raport o WSI.
W MON wraz z objęciem władzy przez koalicję kierowaną przez PiS zatrudniono pełnomocnika ds. procedur antykorupcyjnych. Od Macieja Wnuka, bo o nim mowa, wiemy, że miał zająć się głównie przekrętami w przetargu na KTO. W długiej rozmowie, którą odbyliśmy przed ponad rokiem nie interesowała go korupcja i nieprawidłowości przy innych przetargach prowadzonych przez MON, ani pomysły na zaradzenie tym zjawiskom. Tylko KTO.
Maciej Wnuk specyficznie rozumie zwalczanie korupcji. Kiedy dowiedział się, że wyciekła informacja o wybraniu przez MON bez przetargu systemu informatycznego wsparcia eksploatacji samolotu F-16, zainteresowało go tylko źródło przecieku. Podejrzany o ujawnienie tego, prawdziwego przekrętu, gen. Roman Baszuk, który wcześniej przygotowywał przetarg, został błyskawicznie usunięty ze stanowiska dyrektora Biura Programu F-16. Przetarg nie został do dziś rozpisany, a jego przygotowaniem zajmuje się mała, prywatna spółka, która jakoby ma lepiej znać potrzeby w tym zakresie niż Dowództwo Sił Powietrznych.
Pod pozorem walki z korupcją Maciej Wnuk decyduje nawet o rozstrzygnięciach przetargów. Jak choćby w przypadku wyboru samolotów dla VIP, którym najwyraźniej ma zostać pod pozorem oszczędności - odbiegający od wysokich standardów w tej klasie - brazylijski Legacy. Przy okazji promując skrajnie skorumpowaną Agencję Mienia Wojskowego.
2. Zarówno Pirania IIIC, jak mocno popierany w kręgach wojskowych Pandur II 8x8 (nota bene - podobnie jak AMV istniejący wówczas jedynie w postaci prototypu), przegrały przetarg, bardzo zawyżając cenę. Wkrótce zaś producenci obu transporterów - MOWAG i Steyr - znaleźli się w rękach jednego właściciela - amerykańskiego koncernu General Dynamics (GD European Land Combat Systems). Na rzecz obu działało w czasie przetargu wielu lobbystów. Sądząc po tym co się dzieje obecnie, działają nadal, choć RAPORT-wto omijają z daleka.
Bo my zawsze zachowywaliśmy maksymalny obiektywizm. Autorzy Raportu o WSI nie zauważyli, że na łamach RAPORT-wto ukazał się wywiad, w którym osoba odpowiedzialna za kampanię MOWAG-a opisała swoje wrażenia z przebiegu wydarzeń. W innym numerze przedstawilibyśmy zarzuty stawiane przez Steyra. Łatwo to sprawdzić.
Analizując tekst Raportu o WSI można się zastanawiać, skąd bierze się jego stronniczość w ocenie przetargu na KTO. Może Antoni Macierewicz ocenia innych podług własnej miary? Sam od lat lobbuje za wieloma amerykańskimi przedsięwzięciami w Polsce (zakup F-16, wyprawa na Irak, tarcza antyrakietowa, która jest przecież nie tylko przedsięwzięciem wojskowym i politycznym, ale i biznesowym - wiadomo, że w Polsce miałby ją realizować Boeing). Na łamach wydawanego przez niego Tygodnika Głos regularnie ukazywały się artykuły na te tematy, często pisane przez jego - również obecnie - najbliższego współpracownika, a do niedawna redaktora naczelnego Głosu, Piotra Bączka. Czy skoncentrowanie się w Raporcie o WSI na sprawie transportera to nie kolejny przejaw ich lobbingu?
3. Wedle pierwotnej specyfikacji, od Rosomaka wymagano odporności na pociski przeciwpancerne kal. 14,5 mm wystrzeliwane z przodu pod kątem do 60o od poziomej osi symetrii i na pociski przeciwpancerne 7,62x39 mm API trafiające z różnych kierunków. Należy zaznaczyć, że podstawowa boczna osłona pancerna przedziału załogowego transportera składa się z 3-mm stalowej warstwy zewnętrznej i pancerza podstawowego spawanego z jednolitych płyt stalowych o większej grubości. Zewnętrzna osłona jest bez trudu przebijana przez większość pocisków, rozpraszając jednak ich energię.
Podczas ubiegłorocznych prób odporności zespawanego w całości w Polsce pancerza Rosomaka, do wozu uprzednio opieczętowanego i dostarczonego na poligon przez żandarmerię oddano kilkaset strzałów. Żaden pocisk nie przebił pancerza. Rosomak pomyślnie przeszedł też eksplozję miny i wybuch artyleryjskiego pocisku w pobliżu. Tylko jeden pocisk dostał się do przedziału bojowego, kiedy snajper ulokował precyzyjnie pocisk kal. 7,62 mm w szczelinie między drzwiami tylnymi przedziału załogi. W warunkach bojowych nie mogłoby się to zdarzyć. Podczas prób zdarzyło się tylko dlatego, że ktoś za wszelką cenę chciał udowodnić swoje racje...
W czasie testów zażądano odwrócenia włoskiej wieży w bok od osi symetrii i wówczas wystrzelono ponownie z przodu pociski kal. 14,5 mm. Tak jak należało się spodziewać, przebiły one niczym dodatkowo nie chroniony aluminiowy pancerz boku wieży. Jeden z nich zniszczył wartą 100 tys. zł radiostację RRC-9500 Radmoru...
Dlaczego do próby wykorzystano kompletny wóz z jednostki operacyjnej, bez demontażu wyposażenia i uzbrojenia? Dlaczego nie zdemontowano choćby systemu samoobrony pojazdu - Obry z PCO, czy 30-mm działa Bushmaster II? Kto - póki co bezkarnie - zdecydował o zniszczeniu wartego ok. 10 mln zł pojazdu. Na podstawie jakich przepisów, skąd wzięto środki, których zawsze brakuje na ważne zakupy?
Za tak przygotowanymi i przeprowadzonymi próbami stoi zapewne Maciej Wnuk, który ponoć osobiście wylosował egzemplarz do testów. Tylko on w MON może wszystko.
* * *
Taka jest prawda o próbach, które - poprzez przecieki z MON do mediów - miały przekonać opinię publiczną o nieprzydatności polskiego transportera do walki, a nawet udowodnić, że stanowi on zagrożenie dla życia żołnierzy. Próbach, które miały zniszczyć Rosomaka nie tylko fizycznie, ale i moralnie, a przede wszystkim jako produkt rynkowy. Bez względu na koszty - ekonomiczne i ludzkie.
Do ataków na Rosomaka - poprzez Raport o WSI - użyty został nawet autorytet Prezydenta RP. Prokuraturze wskazywane są fałszywe tropy, oskarżenia rzucane są na ludzi, którzy wiele wysiłku włożyli, by coraz bardziej polski produkt był wytwarzany i udoskonalany mimo wszelkich trudności. Nikt nie szuka obiektywnej prawdy o transporterze. Nikogo nie ciekawi, jakie parametry mają inne transportery, specjalistów MON nie interesują nawet amerykańskie doświadczenia z Iraku (patrz ilustracje powyżej, szczegółowe raporty można znaleźć w Internecie).
Czas wreszcie przerwać ten sabotaż. Czas, by prokuratura (byle nie wojskowa) zainteresowała się choćby tymi, którzy wydali zgodę na zniszczenie osprzętu i wyposażenia wozu, w którym testowano przecież tylko odporność osłon pancernych. Niech zapłacą przynajmniej za już dokonane, niepotrzebne zniszczenia. Niech też powiedzą przestraszonym rodzinom żołnierzy, dlaczego kosztem ich lęków prowadzą swoją brudną grę.
Tomasz Hypki, Wojciech Łuczak