C-130, znów gaszą pożary w Dakocie Południowej. Ich loty wstrzymano po niedzielnej katastrofie jednego z 8 używanych do gaszenia lasów niedaleko Edgemont.
Szybkie wznowienie operacji gaśniczych może świadczyć o tym, że katastrofa nie była efektem usterki technicznej tylko konsekwencją popełnionego przez załogę błędu lub bardzo trudnymi warunkami atmosferycznymi, towarzyszącymi pożarom na terenach górskich.
Loty Herculesów biorących udział w akcji gaszenia pożarów w Dakocie Południowej zostały zawieszone po niedzielnej katastrofie (zobacz: Rozbił się C-130). W wypadku zginęło trzech członków załogi, czwarty zmarł od odniesionych obrażeń w szpitalu w Custer, o czym poinformowali wczoraj przedstawiciele USAF. Stan pozostałych dwóch jest określany jako ciężki.
W wyniku katastrofy zginęli: ppłk pil. Paul K. Mikeal, instruktor, pilot oceniający w 156th Airlift Squadron, mjr pil. Joseph M. McCormick, instruktor, szef szkolenia w 156th AS, mjr Ryan S. David, nawigator w 156th AS i st. sierż. Robert S. Cannon, mechanik pokładowy z 145th Airlift Squadron North Carolina Air National Guard. Samolot należał do 145th Airlift Squadron lotnictwa Gwardii Marodowej.
Wojskowe C-130 z systemem MAFFS są wykorzystywane do gaszenia pożarów w stanach Kolorado, Wyoming, Montana i Dakota Południowa. Te regiony USA nawiedziła wyjątkowo silna fala pożarów.
Jest to druga katastrofa z udziałem gaśniczego C-130. W 2002 należący do prywatnej spółki Hercules z powodu pęknięć zmęczeniowych w konstrukcji skrzydeł rozpadł się w powietrzu, zabijając trzech członków załogi. Natomiast 3 czerwca 2012 podczas operacji wspierania gaszenia pożarów z powietrza w stanie Utah, niedaleko granicy z Newadą, doszło do katastrofy Lockheeda P-2V7 należącego do Neptune Aviation Services. Zginęło 2 pilotów. Inna maszyna awaryjnie wylądowała w Newadzie. Operacje gaśnicze, z powodu różnic w temperaturach, ciśnieniu powietrza i prędkości wiatru, należą do najtrudniejszych form działalności lotniczej.