Kryzys gospodarczy zmusił już do dużych zwolnień Boeinga i Embraera. Ich najwięksi konkurenci, Airbus i Bombardier, zapowiadali unikanie podobnych kroków. Do przedwczoraj. Władze kanadyjskiego producenta poinformowały o 10-procentowej redukcji zatrudnienia.
Pierwsze cięcia zapowiedziano już w lutym. Dotyczą one łącznie 1360 osób, głównie pracujących na umowę-zlecenie. Zwolnienia miały być jednak rekompensowane zatrudnieniem ponad 800 osób, w zakładach w Australii i przy produkcji nowych odrzutowców CSeries i Learjetów 85. Przy 30 tys. pracowników, zwolnienie nieco ponad 500 osób nie było więc znaczącą redukcją (zobacz: Bombardier bez wzrostu).
Przemawiały za tym: stosunkowo niewielkie, szacowane zmniejszenie produkcji, ogromny portfel zamówień, pozwalający - przynajmniej teoretycznie - na kilka lat pracy, wreszcie bardzo dobre wyniki finansowe w 2008. Lotnicza część Bombardiera zanotowała bowiem w ubiegłym roku obroty w wysokości 10 mld USD i wygenerowała większość z 1 mld USD zysku netto…
Niestety, anulowanie kolejnych zamówień lub przesuwanie w czasie odbioru wyprodukowanych samolotów, spowodowało pewność znacznego zmniejszenia bieżącej produkcji. Według Guy Hachey`a w odniesieniu do maszyn biznesowych rodziny Learjet i Challenger, zmniejszenie produkcji wyniesie ok. 25%.
Dlatego przygotowano plan zwolnienia dodatkowo 3000 osób, z zakładów w Kanadzie, USA, Irlandii Północnej i Meksyku. Wejdą w one w życie do końca bieżącego roku.
Przedstawiciele związków zawodowych nie sprzeciwiają się nieuchronnym redukcjom. Będą jednak żądać od władz Kanady wsparcia finansowego dla zakładu, w celu ratowania miejsc pracy.