Wydarzenia ostatnich miesięcy na Ukrainie zaskoczyły niemal wszystkich. W Polsce większość analityków, dziennikarzy i polityków bezkrytycznie aprobuje przewrót, który tam się dokonał. Towarzyszy temu prymitywna propaganda antyrosyjska i wojenna. Tymczasem jest oczywiste, że nie wszystko, co rozgrywało się na Majdanie i wokół niego, jest zgodne ze strategicznymi interesami Polski. Wzrost napięcia w regionie, utrata rynków zbytu dla mało przetworzonych wyrobów czy wystawienie naszego kraju na bezwzględne walki polityczne z udziałem obcych służb, mogą przynieść fatalne skutki.
Prowadzenie realnej polityki zagranicznej wymaga posiadania zasobów, które w sytuacji krytycznej wspomogą realizację długofalowych interesów strategicznych państwa. Polska, mimo zapewnień propagandowych, nie podsiada ani odpowiednich zasobów finansowych, by pomagać Ukrainie, ani nie jest w stanie skutecznie wywierać presji na bogatsze państwa Unii Europejskiej, uwikłane w warte dziesiątki miliardów Euro interesy z Federacją Rosyjską. O presji militarnej nie warto nawet wspominać, bo pomimo wydawania kilka razy większych kwot na obronność niż Ukraina, możliwości polskich sił zbrojnych są niewiele lepsze, a w niektórych obszarach, jak choćby obrona przeciwlotnicza, zdecydowanie gorsze niż zdemoralizowanej armii ukraińskiej.
Prawo Majdanu
Nie ma drugiego takiego kraju, jak Polska, gdzie zniekształcanie wydarzeń na Ukrainie poszłoby równie daleko. Nawet w Rosji najważniejsze media poświęcają im tylko część uwagi, normalnie informując także o tym, co dzieje się w kraju i na świecie. Tymczasem, by analizować sytuację, nie można ulegać propagandzie. Trzeba znać i uznawać twarde fakty.
Prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza bez wątpienia nie można nazwać mężem stanu. Był, tak jak większość ukraińskich polityków, którzy dostali się do władzy w ostatnich dwóch dekadach, złodziejem i satrapą. Jednak został prezydentem w wyniku wyborów, do których wspólnota międzynarodowa nie miała większych zastrzeżeń, a sposób odsunięcia go od władzy miał mało wspólnego z demokracją.
Można założyć, że gdy kurz wojennej propagandy opadnie, wielcy tego świata, po serii rytualnych gestów, usiądą do stołu z Kremlem, by przedyskutować kolejne interesy. Polska może wówczas pozostać sama, mając u granic niestabilną Ukrainę i wrogą Rosję. By do tego nie dopuścić, nie wolno ulegać złudzeniom. I spokojnie przyjrzeć się wydarzeniom w Kijowie, na tak zwanym Euromajdanie, oraz na całej Ukrainie, by spróbować wyciągnąć daleko idące wnioski.
Unia pretekstem
Pretekstem do zainicjowania na Ukrainie protestów, które przekształciły się z czasem w zamieszki z użyciem butelek z benzyną i broni palnej, były negocjacje z Unią Europejską. Zgodnie z wymaganiami negocjatorów ze strony UE, miały one doprowadzić do przekierowania polityki i gospodarki Kijowa z Rosji na Europę. Unia żądała też uwolnienia z więzienia skazanej za przestępstwa gospodarcze byłej premier Julii Tymoszenko (warto zauważyć, że politycy ukraińscy byli zatrzymywani i skazywani za podobne przestępstwa m.in. przez USA i nikt przeciwko temu nie protestował). Żądania okazały się nie do przyjęcia dla władz Ukrainy, bo prowadziłyby do załamania jej gospodarki (jej powiązania z Rosją są trudne nawet do oszacowania) i systemu prawnego. Oferowana przez UE pomoc finansowa (w postaci kredytów) nie równoważyłaby potencjalnych strat. Okazała się zresztą niższa od nieco późniejszej, grudniowej oferty Moskwy: wykupu ukraińskich obligacji za 15 mld USD i utrzymania zniżek za dostawy gazu, które można szacować na kilka mld USD rocznie. Prezydent Janukowycz zdecydował więc po wielu wahaniach o rezygnacji z podpisania wynegocjowanej umowy stowarzyszeniowej.
Po ogłoszeniu decyzji o zawieszeniu procesu przygotowań do podpisania umowy, 21 listopada 2013 w Kijowie wybuchły prounijne manifestacje, których nie spodziewały się zarówno władze, jak i opozycja parlamentarna. 3 dni później demonstracje w największych miastach ukraińskich zgromadziły łącznie około 150 tys. ludzi, z czego w Kijowie 80-100 tys. Początkowo brali w nich udział głównie studenci z Kijowa, Lwowa i innych miast zachodniej Ukrainy, nad którymi nie sprawowała kontroli żadna z partii opozycyjnych (UDAR, Swoboda, Batkiwszczyna). Entuzjazm szybko się wypalił, gdy stało się jasne, że podpisanie umowy stowarzyszeniowej jest niemożliwe. Demonstracje zaczęły słabnąć i zapewne wygasłyby zupełnie, gdyby nie dokonany rankiem 30 listopada atak specjalnych oddziałów milicji – Berkutu – na kilkuset protestujących zgromadzonych w miasteczku namiotowym na kijowskim Majdanie. Aresztowano wówczas 14 osób, a wobec 64 wszczęto sprawy karne, zaś 35 hospitalizowano. Decyzja, podjęta prawdopodobnie przez samego Janukowycza, doprowadziła do zaostrzenia się podziałów w Partii Regionów, czego wynikiem było złożenie nieprzyjętej dymisji przez Serhija Lewoczkina, szefa administracji prezydenta.
Warto zauważyć, że w tym czasie Janukowycz pozostawał najpopularniejszym politykiem na Ukrainie. Cieszył się jednak poparciem zaledwie 19% społeczeństwa. Inni politycy nie mogli liczyć nawet na 10%, co obrazuje skalę nieufności Ukraińców do całej klasy politycznej.
Dzień po pacyfikacji studentów na ulice Kijowa wyszło kilkaset tysięcy demonstrantów, ale to nie na nich skupiła się uwaga mediów. Te pokazywały grupę ok. 200 ludzi uzbrojonych w kije, koktajle Mołotowa, kamienie, wspieranych przez spychacz, która zaatakowała na ulicy Bankowej kordon milicji i wojsk wewnętrznych chroniących budynek administracji prezydenckiej. By opanować sytuację, Berkut przeszedł do kontrataku, a kres walkom położyły dopiero mediacje. Początkowo oficjalna propaganda mówiła o prowokatorach opłaconych przez władze, tzw. tituszkach, ale szybko wyjaśniło się, że za walkami stała bojówka Prawego Sektora, organizacji skrajnie nacjonalistycznej, czerpiącej z tradycji OUN/UPA. Uwagę uważniejszych obserwatorów przykuło to, że demonstracja była ochraniana przez formację wyposażoną w jednolite czerwone kaski i pałki, której członkowie mieli zasłonięte twarze.
Manifestacje odbyły się też w miastach zachodniej Ukrainy, gromadząc kilkadziesiąt tysięcy osób we Lwowie, a po kilkanaście tysięcy w Tarnopolu i Iwano-Frankowsku. Główni przywódcy opozycji parlamentarnej (Arsenij Jaceniuk – Batkiwszczyna, Witalij Kliczko – UDAR i Ołeh Tiahnybok – Swoboda), prowadząc własną grę, już wtedy zażądali natychmiastowej dymisji prezydenta Janukowycza, rządu i przeprowadzenia nowych wyborów parlamentarnych. Propozycja strony rządowej, zwołania okrągłego stołu, została odrzucona. Władze z jednej strony odcięły się od pacyfikacji demonstrantów i zapowiedziały śledztwo, a z drugiej premier Mykoła Azarow oskarżył opozycję o próbę zamachu stanu i wezwał ją do odblokowania zajętych budynków merostwa i związków zawodowych. Takie niezdecydowanie miało charakteryzować postawę władz przez kolejne miesiące konfliktu.
Przeciw władzom
Rozprawa z pierwszymi protestującymi wywołała reakcję łańcuchową. Zamiast oczekiwanego zastraszenia, nastąpił gwałtowny wzrost nastrojów antyrządowych, a w efekcie eskalacja protestu i włączenie się sił radykalnych, dotąd nie biorących udziału w manifestacjach. Hasła prounijne zostały zastąpione antyrządowymi. Tak zwany Majdan zaczął rozbudowywać swoją infrastrukturę. Powstało miasteczko namiotowe, chronione przez barykady i sprawne, liczne oddziały samoobrony (maksymalnie ok. 4 tys. ludzi), których główną siłę bojową tworzyli Kozacy, członkowie Ukraińskiego Związku Weteranów Afganistanu, nacjonalistycznej Swobody i – dotychczas marginalnego – Prawego Sektora.
Jednym z organizatorów Majdanu był Ruch Trzecia Republika Jurija Łucenki, wcześniej organizatora pomarańczowej rewolucji, byłego ministra spraw wewnętrznych w rządzie Julii Tymoszenko i doradcy prezydenta Juszczenki. Łucenko był pod koniec grudnia 2010 aresztowany i w lutym 2012 skazany na 4 lata więzienia za malwersację pieniędzy publicznych. Wśród swoich współpracowników uchodził wówczas za więźnia politycznego. Wobec nacisków UE, został w kwietniu 2013 ułaskawiony przez prezydenta Janukowycza.
W warstwie ideologicznej na Majdanie triumfowała Swoboda i Prawy Sektor, gdyż wraz z rozwojem sytuacji postępowała radykalizacja protestujących. Jak podkreślają polscy analitycy z jednego z rządowych ośrodków w opracowaniu z tamtego okresu: UPA nie jawi się na Majdanie jako organizacja zbrodnicza, ani nawet ideologiczna, ale jako bohaterska armia nieśmiertelnych, walcząca o niepodległość Ukrainy. Czerwono-czarny sztandar OUN stał się w krótkim czasie jednym z symboli ogólnonarodowych (w odróżnieniu od symboli państwowych), podobnie jak wywodzące się z tradycji UPA i nieco zmienione w treści pozdrowienia Sława Ukrainie! Bohaterom sława! Jednym z Komendantów Majdanu i dowódcą sił samoobrony został Andrij Parubij, deputowany Batkiwszczyny do parlamentu, a w przeszłości radykał, jeden z założycieli Socjal-Nacjonalistycznej Partii Ukrainy, której program był zbliżony do narodowego socjalizmu (później z tej partii wyłoniła się Swoboda). Protestujących czynnie wspierał m.in. oligarcha Petro Poroszenko, związany z Juszczenką, kontrolujący telewizję informacyjną Kanał 5, właściciel koncernu Ukrprominwest działającego w branży motoryzacyjnej i spożywczej (wartość aktywów szacowana na 1,6 mld USD).
Na początku grudnia liderzy opozycji próbowali przejąć kontrolę nad Majdanem, ignorując tzw. liderów społecznych, ale spotkało się to ze zdecydowanym oporem. Wkrótce to Majdan przejął kontrolę nad opozycją parlamentarną, dyktując jej warunki. Początkowo na Majdanie władza była rozproszona, a działania nieskoordynowane i prowadzone w imię doraźnego interesu poszczególnych grup czy sotni. Próbowano blokować bez szerszego planu budynki rządowe i parlament, w efekcie wielu zawiedzionych manifestantów wracało do domów. Na początku grudnia stała obsada Majdanu stanowiła 2-3 tys. osób, rosnąc w czasie protestów do kilkunastu tysięcy. W tym okresie milicja była bierna, otoczyła budynki rządowe kordonem i nie podejmowała żadnych działań wobec demonstrantów. Majdan miał liczącą kilkaset osób samoobronę, patrolującą opanowany teren.
W nocy z 5 na 6 grudnia opozycja blokowała siedziby rządu, parlamentu, prokuratury i administracji prezydenta, ale była już mniej liczna niż wcześniej. Partie opozycyjne w dalszym ciągu eskalowały żądania, ogłaszając, że nie dopuszczą do pracy parlamentu, dopóki rząd nie zostanie zdymisjonowany przez prezydenta. Kijowski sąd wydał wówczas decyzję nakazującą protestującym opuszczenie w ciągu 5 dni zajmowanych gmachów publicznych i zaprzestanie blokowania innych budynków publicznych. Decyzje te zostały ogłoszone protestującym zgodnie z obowiązującym prawem, a milicja zapowiedziała stanowcze działania w celu realizacji postanowienia sądu. Opozycja w odpowiedzi przeprowadziła 8 grudnia w Kijowie kolejną akcję, nazwaną Marszem Milionów Ukraińców, który zgromadził ok. 400-500 tys. osób. Na Majdanie stała obsada urosła do 6-8 tys. osób, z czego ok. 1,5 tys. przypadało na siły samoobrony.
Blisko końca
Jak się ocenia, mimo jednorazowej mobilizacji setek tysięcy osób, protesty wygasłyby do połowy grudnia, gdyby nie posunięcia władz, które najwyraźniej uznały, że przeciwnik jest już dość osłabiony. W nocy z 9 na 10 grudnia dwutysięczne siły MSW, korzystając z aury (intensywne opady śniegu), usunęły wszystkie barykady i namioty ustawione przez budynkami rządowymi. Mimo kilkusetosobowego tłumu protestujących, nie doszło do większych starć. Kolejnej nocy podjęto jeszcze jedną próbę wyparcia demonstrantów z Majdanu, ale była ona prowadzona bez przekonania i nie przyniosła rezultatów. Akcja ta znowu spowodowała zwiększenie na krótko liczby protestujących.
Władze nie próżnowały również w sferze politycznej, choć bez poważniejszych efektów. 14 grudnia zorganizowały w Kijowie kontrmanifestacje z udziałem 40-50 tys. ludzi. Dzień później na Majdanie zebrało się jednak ponad 100 tys. przeciwników Janukowycza. Prowadzone w tym czasie negocjacje między władzą a opozycją nie przyniosły rezultatów. Wydaje się, że obie strony jedynie pozorowały rozmowy.
Pod koniec grudnia i na początku stycznia 2014 liczba aktywnych demonstrantów zaczęła topnieć w szybkim tempie, do 1-2 tys. ludzi stałej obsady (80% w tym czasie stanowili przyjezdni – 42% z zachodniej Ukrainy, a 31% z centralnej). Jeszcze gorzej było w połowie stycznia, kiedy załoga Majdanu skurczyła się do kilkuset osób, a protesty w innych miejscach Kijowa były nieliczne. W tym czasie głównym atutem opozycji pozostawał sam Majdan: okresowo kilkunastotysięczny ufortyfikowany obóz protestujących w centrum miasta, kontrolujących trzy gmachy publiczne (merostwo, siedzibę związków zawodowych i Pałac Październikowy), ochraniany przez samoobronę, której trzon tworzyli nacjonalistyczni bojówkarze.
Ostatni masowy protest w 2013, po 2-tygodniowej pauzie, miał miejsce 29 grudnia, na znak protestu wobec ciężkiego pobicia przez nieznanych sprawców dziennikarki opozycyjnej, Tetiany Czornowoł. Taktyka obozu władzy, by wykorzystując trudne warunki ukraińskiej zimy, przeczekać demonstrantów, nie podejmując żadnych decyzji, wydawała się sprawdzać. Równolegle prowadzono selektywne zastraszanie opozycyjnych działaczy społecznych i dziennikarzy.
Pokojowe koktajle Mołotowa i autorytarne gumowe kule
Władze, widząc słabość opozycji, w styczniu 2014 przygotowały prawne podwaliny rozprawy z demonstrantami. Rada Najwyższa przyjęła 16 stycznia 2014, z zaskoczenia i z rażącym naruszeniem konstytucji, pakiet ustaw zaostrzających sankcje za udział i wspieranie nielegalnych zgromadzeń i akcji protestu. Wprowadzono m.in. nowe kategorie przestępstw, takich jak działalność ekstremistyczna, za którą można było uznać niemal każdy sprzeciw wobec władzy, wprowadzono odpowiedzialność karną za zniesławienie, rozszerzono kompetencje SBU, obejmując organizacje pozarządowe działaniami kontrwywiadowczymi, uznano organizacje pozarządowe korzystające z pieniędzy zagranicznych za zagranicznych agentów (na wzór Rosji), a w kodeksie postępowania karnego wprowadzono tryb zaoczny.
Mało skuteczne działania liderów opozycji parlamentarnej, skupionych głównie na pozycjonowaniu siebie w kontekście przewidywanych wyborów prezydenckich (rywalizacja Jaceniuk – Kliczko, o to kto będzie wspólnym kandydatem opozycji na prezydenta), zradykalizowało działania przywódców Majdanu, co było po myśli Tiahnyboka ze Swobody, dążącego do rozszerzenia bazy poparcia dla swojej partii. 19 stycznia 2014 Arsenij Jaceniuk ogłosił plan dalszych działań, który można było uznać za plan przewrotu. Była to zapowiedź powołania alternatywnego parlamentu i Zgromadzenia Konstytucyjnego, a w dalszej kolejności Rządu Ludowego, zaś na prowincji Rad Ludowych. Wtórował mu Witalij Kliczko, zapowiadając ogłoszenie przez opozycję przedterminowych wyborów prezydenckich.
Protestując przeciw jałowej gadaninie, kilka tysięcy członków samoobrony i bojówkarzy Prawego Sektora oraz Swobody zaatakowało na ulicy Hruszewskiego, chcąc zablokować siedziby parlamentu i rządu. Doszło do gwałtownych starć z oddziałami wojsk wewnętrznych (ok. 4,6 tys.), milicji (1,5 tys.) i Berkutu (1,5 tys.), wspieranymi przez tituszki. Na siły rządowe poleciał deszcz kamieni, butelek z benzyną, petard, pojawił się też ostrzał z fajerwerków i broni pneumatycznej. Z drugiej strony zaczęto strzelać z broni gładkolufowej, używać gazu CS/CN i grantów hukowo-błyskowych. Walki trwały przez 4 dni i toczyły się ze zmiennym szczęściem. Zakończyły się 23 stycznia opanowaniem części ul. Hruszewskiego przez samoobronę. W trakcie starć zginęły 2 osoby, a – zdaniem służb medycznych Majdanu – ponad 1400 zostało rannych. 100 osób aresztowano. Strona rządowa miała 163 rannych, z czego 80 hospitalizowano. Jeszcze nocą z 25 na 26 stycznia siły MSW próbowały zająć Ukraiński Dom w bezpośrednim sąsiedztwie ul. Hruszewskiego, ale samoobrona odparła atak i opanowała, a potem umocniła barykadami Plac Europejski. W końcu reprezentanci Majdanu, za plecami liderów partii opozycyjnych, wynegocjowali z przedstawicielami struktur siłowych rozejm.
Siły samoobrony okazały się równorzędnym przeciwnikiem dla oddziałów milicji i wojsk wewnętrznych, wykazując się niezłym wyszkoleniem i dowodzeniem. Rebelianci posiadali hełmy, kaski, środki ochrony dróg oddechowych przeciwko CS/CN, tarcze, pałki, wyposażenie odebrane siłom porządkowym, kamizelki taktyczne i kuloodporne oraz butelki z benzyną. Zbudowane wokół Majdanu barykady w niektórych miejscach osiągnęły 3-4 m wysokości i były otoczone zasiekami z drutu kolczastego. Stała obsada Majdanu wynosiła wówczas 6-10 tys. ludzi. Rozprawa z nimi wymagałaby zaangażowania ciężkiego sprzętu oraz gotowości do użycia broni palnej na szeroką skalę. A tego nikt na tym etapie nie chciał.
Przejmowanie państwa
Zgodnie z wezwaniem Jaceniuka, opozycja opanowała administracje obwodowe i utworzyła Rady Ludowe we Lwowie, Tarnopolu, Iwano-Frankowsku, Użhorodzie, Czerniowcach, Łucku, Równem, Żytomierzu, Chmielnickim i Winnicy, czyli na całej zachodniej i częściowo środkowej Ukrainie, a także w Czernihowie, Połtawie i Sumach. W Dniepropietrowsku, Zaporożu, Odessie, Czerkasach i Łuhańsku miały miejsce kilkutysięczne demonstracje połączone z blokowanie urzędów, ale spotkały się one z kontrakcją lokalnych władz, zwolenników prezydenta Janukowycza i tituszek. Na wschodzie antyrządowe wystąpienia szybko wyhamowały.
W tym czasie stało się jasne, że przywódcy partii opozycyjnych nie kontrolują protestów, a tym bardziej nie mają wpływu na oddziały samoobrony. Na pierwszy plan wysunęły się organizacje radykalne.Mimo tego prezydent Janukowycz rozpoczął rozmowy z liderami opozycji, korzystając z zawieszenia broni. Po czterech rundach negocjacji uzgodniono wstępny kompromis, obejmujący dymisję rządu, uchylenie antyopozycyjnych ustaw przyjętych 16 stycznia, amnestię dla protestujących i podjęcie prac nad reformą konstytucyjną. Janukowycz nie zgodził się jednak na przedterminowe wybory prezydenckie ani parlamentarne. Próbował przy tym podzielić opozycję, proponując liderom partii opozycyjnych wejście do rządu w zamian za zakończenie protestów. Ci, znajdując się pod presją Majdanu, odmówili.
Zawarte porozumienie zaczęło nabierać mocy, gdy 28 stycznia premier Azarow podał się do dymisji, a parlament uchylił ustawy antyopozycyjne. Choć pojawiły się problemy związane z przyjęciem ustawy o amnestii, kiedy wbrew opozycji przyjęto projekt Partii Regionów, uzależniający amnestię od zwolnienia budynków publicznych. Co charakterystyczne, pod koniec stycznia 2014 badania opinii publicznej wskazywały, że 44% Ukraińców bezwarunkowo popiera działania Majdanu w całości, a 51% jest mu zdecydowanie przeciwnych. Działania opozycji nie miały mandatu większości społeczeństwa.
Walki uliczne
Kruchy rozejm utrzymywał się przez kilka tygodni. W tym czasie odbywały się rozmowy związane z pracami nad nową konstytucją. Janukowycz i opozycja parlamentarna miały w tym swój interes, bowiem zmiany konstytucyjne przyjmowane w normalnym trybie możliwe byłyby dopiero jesienią. To zaś oznaczało zgodę na wybory prezydenckie w 2015. Partie opozycyjne przygotowały własne projekty konstytucyjne, co jeszcze bardziej uwidoczniło podziały między nimi. Batkiwszczyna zaprezentowała zmodyfikowaną konstytucję z 2004, w której władza ustawodawcza miała mieć znaczną przewagę nad wykonawczą. Przygotowywała też miejsce dla Julii Tymoszenko, próbując znieść zakaz kandydowania do parlamentu dla osób karanych i starając się wyeliminować Kliczkę poprzez zachowanie obowiązku 10-letniego zamieszkiwania na Ukrainie dla kandydatów na prezydenta. Z kolei UDAR optował za silną pozycją rządu i dużym zakresem władzy prezydenckiej, jednocześnie chcąc wyeliminować Tymoszenko zakazem kandydowania osób skazanych. Oczywiście sprzeciwiał się wymogowi 10-letniego okresu zamieszkania.
Przywódcy Majdanu odrzucili oba pomysły, zmuszając liderów partii opozycyjnych do potwierdzenia żądań niezwłocznego przywrócenia konstytucji z 2004. Realny kompromis między stronami był więc w połowie lutego niemożliwy do osiągnięcia. Majdan decydował o tym, co jest akceptowalne, a co nie. Strona rządowa była więc skłonna dopuścić jego przedstawicieli do udziału w negocjacjach, ale próby te były sabotowane przez partie opozycyjne. W grę nie wchodziła również siłowa pacyfikacja opozycji – władze zdawały sobie sprawę, że walki mogą rozlać się na całą Ukrainę.
W tej sytuacji starano się zmęczyć opozycję i powoli realizowano ustalenia. 17 lutego Prokuratura Generalna uznała, że demonstranci wypełnili warunki wejścia w życie umowy amnestyjnej, choć w rzeczywistości tak nie było. Majdan i jego liderzy uznali to za przejaw słabości.
Inicjatywa znalazła się po stronie rebeliantów. 18 lutego kilka tysięcy bojowników samoobrony i Majdanu (szacuje się, że było ich nawet 10 tys.) uderzyło na parlament i siedziby rządu, chcąc zablokować te budynki. W Radzie Najwyższej miało właśnie odbyć się posiedzenie, podczas którego opozycja chciała przegłosować przywrócenie konstytucji z 2004, ograniczającej kompetencje prezydenta. Najprawdopodobniej samoobrona chciała nie dopuścić deputowanych z Partii Regionów, a potem przejąć władzę.
Plan nie został zrealizowany. Doszło do krwawych walk z wojskami wewnętrznymi i Berkutem, w czasie których obie strony wykorzystywały cały posiadany arsenał środków. Pojawiły się doniesienia o użyciu broni palnej przez siły rządowe i bojówkarzy. MSW informowało o 37 rannych żołnierzach wojsk wewnętrznych, w tym 5 z ranami postrzałowymi, a na ul. Instytuckiej zastrzelono jednego milicjanta. Początkowo walki toczyły się ze zmiennym szczęściem, a rebeliantom udało się przełamać pozycje wojsk wewnętrznych, w końcu jednak strona rządowa zdecydowanym uderzeniem rozbiła sotnie samoobrony na ul. Hruszewskiego i parku Marinskim, z których część uległa rozproszeniu, a część uciekła w stronę stacji metra Arsenał. Siły rządowe przeszły do ofensywy. Wspierane przez opancerzone armatki wodne i BTR, zajęły bez walki barykady wokół placu Europejskiego, na ul. Hruszewskiego i Instytuckiej, opanowały też Pałac Październikowy. Nie wykorzystały jednak powodzenia i nie zajęły Majdanu, zatrzymując atak. Nieoficjalny bilans dnia po stronie Majdanu to 22 zabitych i blisko 3 setki rannych, z których 160 hospitalizowano. Siły MSW straciły 9 zabitych, rannych zostało 429 funkcjonariuszy i żołnierzy, z czego 79 miało rany postrzałowe.
Walki pozycyjne
Pod wieczór przegrupowane siły MSW zażądały opróżnienia Chreszczatiku i Majdanu, przygotowując się do dalszego ataku. Nastąpił on nocą 18 lutego. Rebelianci bronili się skutecznie koktajlami Mołotowa i płonącymi stertami opon. Pod wpływem doniesień o szturmie na Majdan zaczęli napływać kolejni demonstranci. Liczba zgromadzonych urosła do 17-20 tysięcy. Kilka mało zdecydowanych ataków sił MSW przy pomocy BTR-a i armatek wodnych przyniosło opanowanie części Majdanu, ale na tym się skończyło.
Nocą 19 lutego wybuchł pożar w Domu Związków – sztabie Majdanu. Ogień pochłonął kilka ofiar. Prawdopodobnie był on wynikiem działań opóźniających samoobrony, bowiem do budynku wdarł się specnaz SBU Alfa. Nad ranem rozmowy liderów opozycji parlamentarnej z Janukowyczem skończyły się fiaskiem, a Berkut ponownie ruszył do ataku. W dzień nadal toczyły się walki, przybierając charakter pozycyjny. Po ulicach Kijowa grasowały zaś grupy bandytów. Jedna z nich 19 lutego miała zamordować 2 osoby, w tym dziennikarza gazety Wiesti. Władze rozpoczęły przerzucanie do Kijowa pierwszych pododdziałów podporządkowanej dowództwu wojsk wewnętrznych 25. brygady powietrznodesantowej z Dniepropietrowska (500 ludzi).
Prezydent Janukowycz oskarżył opozycję o próbę przewrotu, ale nie wykluczył dalszych negocjacji. Przygotowując się jednocześnie do działań siłowych, wyznaczył na szefa sztabu generalnego sił zbrojnych dotychczasowego dowódcę floty, admirała Jurija Iljina w miejsce gen. Wołodymyra Zamany, który uchodził za gwaranta neutralności armii. Po południu SBU ogłosiła początek ogólnokrajowej operacji antyterrorystycznej, informując że w rękach opozycji w całym kraju znalazło się ponad 1,5 tys. sztuk broni ostrej i ponad 100 tys. sztuk amunicji. Ministerstwo obrony ogłosiło, że zgodnie z obowiązującym prawem, siły zbrojne mają prawo być zaangażowane w takiej operacji. Późnym wieczorem Janukowycz spotkał się z trzema liderami opozycji parlamentarnej. Jaceniuk mówił po rozmowach, że władza i opozycja zawarły rozejm i szturmu na Majdan nie będzie. Prezydent Janukowycz ogłosił 20 lutego dniem żałoby narodowej.
Utrzymanie przez rebeliantów Majdanu było możliwe tylko dlatego, że władza nie zdecydowała się dokonać ostatecznej rozprawy, a nawet nie podjęła próby jego całkowitego odizolowania. Na Majdan stale docierali więc ochotnicy i zaopatrzenie. Kluczowy udział w przetrwaniu obozu miały bojówki Prawego Sektora, broniące barykad. Bilans dwóch dni walk był krwawy – siły samoobrony straciły 28 zabitych, z których 19 zostało zastrzelonych, ponad 350 rannych i co najmniej 50 zaginionych bez wieści. Strona rządowa zanotowała 10 zabitych (5 z wojsk wewnętrznych), ponad 450 rannych, z których 83 miało mieć rany postrzałowe.
Na wieść o wydarzeniach w Kijowie demonstranci antyrządowi zajęli gmachy władz lokalnych i siedziby władz porządkowych we Lwowie, Tarnopolu, Iwano-Frankowsku, Równem, Łucku, Użhorodzie i Winnicy. W ręce rebeliantów przeszły milicyjne magazyny z bronią we Lwowie. Z tego miasta w nocy z 18 na 19 lutego wyruszyła kilkusetosobowa grupa ochotników, która bez przeszkód dotarła na Majdan. Najprawdopodobniej samoobrona Majdanu uzyskała wówczas dużą liczbę broni palnej.
Masakra
Nocą 20 lutego na Majdanie ponownie wybuchły walki, choć początkowo z mniejszą intensywnością niż wcześniej. Lider Prawego Sektora, Dmitrij Jarosz nie przyjął do wiadomości informacji o rozejmie i oświadczył, że kierowana przez niego organizacja z nikim nie podpisywała żadnych porozumień, a powstanie narodu trwa nadal. Do Kijowa przybywały posiłki z Lwowa, Tarnopola i Iwano-Frankowska. Samoobrona Majdanu uderzyła na Berkut, broniący się na ul. Instytuckiej, zdobywając Pałac Październikowy. W czasie akcji wzięto do niewoli kilkudziesięciu żołnierzy wojsk wewnętrznych zaskoczonych rozwojem sytuacji.
To wtedy nastąpił przełom. Siły MSW zameldowały o ostrzeliwaniu funkcjonariuszy z broni ostrej, prawdopodobnie z budynku konserwatorium muzycznego. Do godziny 10:00 miało zostać rannych 23 funkcjonariuszy i żołnierzy. Samoobrona budowała barykady, przygotowując się na kontratak sił rządowych. Jednak wyposażony jedynie w pałki i tarcze Berkut w panice wycofał się na ul. Olgińską, za którą, na kolejnej barykadzie, znajdował się uzbrojony w karabinki AK i karabiny maszynowe PKM specnaz wojsk wewnętrznych Omega, wspierany przez dwa BTR i grupy snajperskie. Specnaz wojsk wewnętrznych otworzył selektywny ogień z broni ostrej do atakującej samoobrony, sam ponosząc niewielkie straty. Padli pierwsi tego dnia aktywiści Majdanu. Dowództwo samoobrony wstrzymało atak na ul. Hruszewskiego, obawiając się, że kontratak sił rządowych odetnie grupy szturmowe od Majdanu. Wydano rozkaz umocnienia się na Chreszczatiku. Samoobrona zajęła Dom Ukraiński, biorąc w nim do niewoli kolejnych żołnierzy wojsk wewnętrznych, łącznie 67.
Dopiero wtedy władze wstrzymały bezpośredni ruch pociągów pasażerskich z zachodniej Ukrainy. Na ulicy Instytuckiej doszło do masakry sotni samoobrony, które wpadły w krzyżowy ogień prowadzony z jednej strony z barykad obsadzonych przez specnaz Wojsk Wewnętrznych, a z drugiej ogień snajperski prowadzony z tyłu i z boku przez nieustalonych sprawców. Zabici padli też w innych miejscach Majdanu. Zarówno siły rządowe, jak i rebelianci używali broni palnej. Doniesienia na ten temat są sprzeczne, a pewne światło na sytuację rzuciła dopiero ujawniona później rozmowa ministra spraw zagranicznych Estonii Urmasa Paeta z Catherine Ashton, szefową dyplomacji UE. Paet – powołując się na znaną aktywistkę Majdanu, lekarkę Olgę Bohomolec – mówił o strzelaniu do milicjantów i protestujących przez te same osoby, prawdopodobnie związane z kimś z opozycji.
Gdy natężenie walk osiągnęło apogeum, Prawy Sektor i samoobrona Majdanu wydały oświadczenie, w którym wezwano do wstrzymania ognia i zatrzymania przelewu krwi, gwarantując jednocześnie bezpieczeństwo wysoko postawionym urzędnikom. Milicja zatrzymała na rogatkach miasta cysterny z paliwem, a stacje benzynowe zostały zamknięte, by odciąć samoobronę od paliwa potrzebnego do koktajli Mołotowa. Blokady stosowali też rebelianci. Pociąg wiozący do Kijowa posiłki z 25. Brygady powietrznodesantowej został zatrzymany przez protestujących już na terenie obwodu dniepropietrowskiego.
Negocjacje i przegrupowanie sił
Do Kijowa przebyli ministrowie spraw zagranicznych Polski, Francji i Niemiec: Radosław Sikorski, Laurent Fabius i Frank-Walter Steinmeier. Najpierw spotkali się z przywódcami opozycji parlamentarnej – Kliczką, Jaceniukiem i Tiahnybokiem. Rozmawiano o sposobach, które mogą doprowadzić do zakończenia rozlewu krwi i uniknięcia dalszej eskalacji konfliktu. Potem przyszedł czas na rozmowy z Janukowyczem, które rozpoczęły się o 11:00. Europejscy ministrowie chcieli, by skrócił on swoją kadencję i odszedł ze stanowiska do końca roku.
W tym czasie w mieście nadal trwały walki uliczne. Szef MSW, Zacharczenko podpisał rozkaz wydania broni ostrej funkcjonariuszom sił porządkowych, zażądał też, by politycy opozycji odcięli się od radykałów, a bojówkarze złożyli broń i wrócili do demonstracji pokojowej. Natomiast ministerstwo obrony, dotychczas neutralne, ogłosiło że dla ochrony baz i składów broni, ochraniający je żołnierze mogę użyć broni palnej bez uprzedzenia. Dla przeprowadzenia operacji antyterrorystycznej do Kijowa miało wejść 1,5 tys. spadochroniarzy i 400 żołnierzy piechoty morskiej i specnazu MW. Stało się jasne, że pozostanie u władzy Janukowycza będzie możliwe tylko po krwawej pacyfikacji Majdanu z użyciem ciężkiego sprzętu i wojska. Nie wszyscy stronnicy prezydenta i oligarchowie, kierujący się własnymi interesami, byli skłonni poprzeć to rozwiązanie.
Wieczorem na nadzwyczajnej sesji parlament przyjął uchwałę zakazującą prowadzenia na terytorium państwa operacji antyterrorystycznej. Nakazał wstrzymanie ognia i powrót sił MSW do koszar. Później rozpoczęły się rozmowy z udziałem prezydenta Janukowycza, trzech liderów opozycji i ministrów europejskich. Nocą dołączył do nich rosyjski rzecznik praw człowieka Władimir Łukin, skierowany do Kijowa na prośbę strony rządowej. Europejscy ministrowie zaproponowali polityczne rozwiązanie konfliktu: utworzenie rządu tymczasowego, rozpoczęcie reformy konstytucji oraz przeprowadzenie wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Według ogłaszanych kolejnych szacunków, w rezultacie walk w ciągu dnia zginęło co najmniej 67 osób, a ponad 500 zostało rannych. Siły rządowe informowały o 3 zabitych i 30 rannych z ranami postrzałowymi. Od 18 lutego miało zostać zabitych 16 funkcjonariuszy i żołnierzy wojsk wewnętrznych, a 565 zostało rannych (410 hospitalizowano), z czego 110 miało rany postrzałowe.
21 lutego postępowała powolna dekompozycja sektora siłowego. Do dymisji podał się zastępca szefa sztabu generalnego sił zbrojnych Ukrainy, gen. Jurij Dumanski, protestując przeciwko angażowaniu sił zbrojnych w konflikt. Z kolei wojska wewnętrzne wycofały się spod parlamentu. W wyniku nacisków dyplomatycznych Janukowycz i opozycja zdecydowały się podpisać porozumienie w sprawie rozwiązania kryzysu. Jego główne ustalenia to: przywrócenie w ciągu 48 godzin konstytucji z 2004 ograniczającej uprawnienia prezydenta; powołanie w ciągu 10 dni rządu koalicyjnego; opracowanie do września 2014 nowej konstytucji równoważącej kompetencje prezydenta, rządu i parlamentu; wcześniejsze wybory prezydenckie do grudnia 2014. Wobec tego, że w rozmowach nie brali udziału przedstawiciele Majdanu, ten nie zaakceptował ustaleń i zażądał dymisji Janukowycza do 9:00 rano następnego dnia. Kilka godzin później Janukowycz wraz z najbliższymi współpracownikami, uprzednio wywożąc swój dobytek, opuścił Kijów, udając się na wschodnią Ukrainę, a potem do Rosji. Wynegocjowane porozumienie stało się nieaktualne, władzę przejął Majdan i opozycja.
Przejęcie władzy
Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Rada Najwyższa po przyjęciu dymisji Wołodymyra Rybaka z Partii Regionów wybrała na nowego przewodniczącego Ołeksandra Turczynowa z Batkiwszczyny. Następnie przywrócono konstytucję z 2004, z naruszeniem prawa, bo w formie uchwały a nie ustawy, czego wymaga konstytucja Ukrainy. W ten sposób postanowiono ominąć wymóg uzyskania podpisu prezydenta. Potem Rada Najwyższa podjęła uchwałę stwierdzającą, że prezydent samowolnie usunął się od pełnienia obowiązków (choć nie ma takiej formy złożenia z urzędu prezydenta) i ustaliła termin przedterminowych wyborów prezydenckich na 25 maja. W trybie specjalnym, też nieznanym w obowiązującym prawie, uwolniono z więzienia Julię Tymoszenko.
W krótkim czasie, bez oglądania się na prawo i konstytucję, władza na Ukrainie przeszła w ręce opozycji. Rozpoczęła się walka o jedność kraju i przejęcie kontroli nad strukturami siłowymi. Wówczas wyszła na jaw słabość sił zbrojnych i rozpad służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wewnętrzne. Na zachodzie aktywne pozostały grupy związane z Majdanem, a na wschodzie i południu prawo Majdanu znalazło naśladownictwo wśród wspieranych przez Moskwę, prorosyjsko nastawionych demonstrantów.
Chaos
Na Ukrainie zapanował chaos. Nie jest jasne, kto sprawuje realną władzę w terenie. Nowy rząd nie panuje w pełni nawet nad Kijowem. Grupy bojówkarzy, często uzbrojonych w broń palną, mają dużą swobodę działania. Ukraina znalazła się na rozdrożu, pogrążona w chaosie grożącym w dłuższej perspektywie całkowitą destabilizacją kraju.
W nocy na 15 marca doszło na Ukrainie do kolejnych zajść z użyciem broni palnej. W Charkowie rebelianci z Prawego Sektora otworzyli ogień do prorosyjskich demonstrantów. Zginęły 2 osoby, a 5 innych zostało rannych i trafiło do szpitala. W odpowiedzi na tę sytuację Arsen Awakow, nowy minister spraw wewnętrznych, wezwał 16 marca obywateli kraju do niezwłocznego oddania niezarejestrowanej broni, amunicji i materiałów wybuchowych. Podobne wezwanie skierował do obywateli szef służb bezpieczeństwa Walentin Naliwjczenko. Wszystkim, którzy nie zastosowaliby się do przepisów, miały grozić ostre kary. Informacja pojawiła się w nocy na oficjalnej stronie rządu. – Funkcjonariusze MSW i SB Ukrainy mają niezwłocznie przystąpić do ujawnienia i odbierania bezprawnie posiadanej broni. Niezależnie od przynależności politycznej i uczestnictwa w społecznych formacjach porządkowych. Wszyscy, którzy nie będą przestrzegać prawa zostaną z całą bezwzględnością ukarani – głosiły przepisy.
Decyzje władz spotkały się z krytyką radykalnych rebeliantów. Awakow odpowiedział im na Facebooku. – Rewolucyjny chaos musi ustąpić porządkowi i dyscyplinie, nikt nie może bezprawnie używać broni. Najbardziej wojowniczy mogą służyć krajowi przyłączając się do Gwardii Narodowej – napisał. Broń miała zostać oddana do 21 marca, co było warunkiem niekarania jej posiadaczy.
Gdy rozbrojenie rebeliantów okazało się niemożliwe, nowe władze spróbowały radykalniejszych metod likwidacji alternatywnych ośrodków władzy. Najbardziej znanym przypadkiem stała się próba zatrzymania, a w efekcie zastrzelenie w Równem w nocy z 24 na 25 marca na Wołyniu znanego przestępcy, a jednocześnie lokalnego przywódcy Prawego Sektora, Ołeksandra Muzyczko (pseudonim Saszko Biłyj).
Kolejnym problemem okazało się zajęcie części budynków władz i służb bezpieczeństwa na wschodzie kraju przez prorosyjskich działaczy. Na początku kwietnia władze w Kijowie podjęły częściowo udaną próbę ich odbicia. Ułożenie relacji z rosyjską mniejszością, stanowiącą niemal połowę mieszkańców wschodnich i południowych rejonów Ukrainy – unikając jednocześnie otwartego konfliktu z Moskwą – będzie jednym z największych wyzwań stojących przed władzami w Kijowie.