Na przełomie czerwca i lipca, wraz z trojgiem przyjaciół, spędziłem tam dwa tygodnie, oddając się czynności kiedyś określanej chodzeniem po górach, obecnie nazwanej trekingiem, co przydało tej banalnej rozrywce posmaku ekstremalnego wyczynu. Zwyczajne chodzenie nabywa na Spitzbergenie cech londonowskiej przygody, gdyż obok 30-kilogramowego plecaka, kijków, goretexów i polarów, taszczy się jeszcze 4 kilogramy stali i drewna, pomysłowo uformowane w urządzenie zwane karabinem. Nawet, gdyby ktoś nie chciał i tak musi to robić, bowiem miejscowe prawo głosi, iż opuszczając granice jednej z dwóch większych osad (norweskiego Longyearbyen i rosyjskiego Barentsburga), trzeba być uzbrojonym. Z powodu niedźwiedzia.
Niedźwiedź polarny, ursus maritimus, puchate zwierzątko, opiewane w pieśni ludowej i reklamie, obecne również na rynku zabawkarskim, jest w rzeczywistości jedynym chyba drapieżnikiem na ziemi, który ludzi atakuje nie tylko w ostateczności, jak różne lwy i tygrysy, ale po prostu traktuje człowieka jak jedno ze zwierząt, pętających się po okolicy. Nie zalicza nas, dzięki Bogu, w poczet swojego podstawowego menu (to stanowią foki), lecz, głodny, ludziną nie pogardzi. Jeśli zaś akurat jest najedzony, to daje upust swojej niepohamowanej ciekawości i chętnie sprawdzi, cóż taki dwunóg może mieć w środku.
W zależności od sezonu, różne jest prawdopodobieństwo i potencjalne niebezpieczeństwo wynikające ze spotkania niedźwiedzia. W zimie w okolicach Svalbardu przebywa ich około trzech tysięcy i spotyka się je bardzo często. Na wiosnę, wraz z przesuwaniem się granicy lodu pakowego na północ, odchodzą i misie, dla których granica lądu i morza jest naturalnym środowiskiem żerowania - tylko tam potrafią polować.
Na stałym lądzie pozostają tylko te, które spóźniły się na lód i dla nich zaczyna się okres głodu. Razem z lodem migrują foki i niedźwiedź zdany jest na polowanie na kościste i karłowate renifery, wyjadanie jaj z ptasich gniazd i pasienie się polarną trawą. Co oczywiste, kiedy w takich okolicznościach spotyka człowieka, nie wzgardzi nawet tą odrobiną mięsa i tłuszczu, jaką się uda z tego kościstego stworzenia zedrzeć. Słowem, zimą częściej się niedźwiedzie spotyka, lecz letnie spotkania są groźniejsze. Dlatego właśnie, norweskie prawo zakazuje opuszczania osad bez broni.(ciąg dalszy w numerze)