Poprzednio omawiałem najpopularniejszą broń Dzikiego Zachodu - rewolwer. Nie jest to konstrukcja przeznaczona do strzelania precyzyjnego, z uwagi na ruchomą lufę, szczelinę między bębnem a lufą i szczerbinę wypiłowaną na kurku. W rewolwerach liczy się szybkość oddawania kolejnych strzałów i pojemność bębna, nie zaś celność. Jednak żołnierze i osadnicy potrzebowali również broni skutecznej na możliwie duże odległości. Konstrukcji celnej i donośnej. Szybkostrzelność, aczkolwiek pożądana, nie była sprawą najważniejszą.
Tak właśnie doszliśmy do broni długiej, niezbędnego pomocnika i przyjaciela każdego osadnika, trapera i myśliwego, nieodłącznego kompana żołnierza. W ramach ciekawostki można wspomnieć, że wojsko długo broniło się przed masowym zastosowaniem długiej broni gwintowanej, bowiem w porównaniu z konstrukcjami gładkolufowymi miała zdecydowanie dłuższy czas ładowania, a co za tym idzie sporo niższą szybkostrzelność. Pocisk należało precyzyjnie wbić w gwint, zazwyczaj drewnianym młotkiem. Taka broń, choć celniejsza i skuteczna na większym dystansie, pozostawała początkowo jedynie na wyposażeniu snajperów i nielicznych jednostek specjalnych, zaś w szeregach jeszcze na długo pozostały gładkie lufy.
(ciąg dalszy w numerze)