Co jest najbardziej potrzebne polskiej obronności i lotnictwu wojskowemu? Modernizacja skrajnie zacofanej obrony przeciwlotniczej? Zakup systemów obrony przeciwrakietowej, której w ogóle nie mamy? Bezpilotowce rozpoznawcze różnego zasięgu, bez których polska armia jest ślepa? System szkolenia pilotów i techników lotniczych? Nowe samoloty szkolenia zaawansowanego? Samoloty tankujące, do których posiadania zobowiązaliśmy się wobec NATO? A może - jeśli nie myśleć tylko o lotnictwie - uratowanie Marynarki Wojennej?
Pytania można mnożyć. Ale prawidłowa odpowiedź jest tylko jedna. Najważniejszy dla polskiej obronności i lotnictwa wojskowego okazał się zakup 12 samolotów transportowych Bryza za 635 mln zł. Jakieś dwa razy drożej niż są warte. Dlaczego? Bo ich producentem jest amerykańska spółka PZL w Mielcu. Ta sama, która miała zostać uratowana przed likwidacją dzięki sprzedaży zagranicznemu inwestorowi.
MON już wcześniej sfinansowało Amerykanom ten zakup (patrz SP 3/2007). Teraz resort, już pod nowym kierownictwem, dalej dokłada do obcego interesu. Według różnych szacunków 150-250 mln zł. A może nawet całą kwotę kontraktu. Bo przecież nowe Bryzy nie są tak naprawdę polskiemu lotnictwu wojskowemu w ogóle potrzebne.
MON karmi nowotwór, który niszczy polski przemysł lotniczy i zbrojeniowy. Dlaczego urzędnicy resortu nie wyciągają wniosków z tego co wydarzyło się w Kanadzie, Turcji, Argentynie, Czechach czy Wielkiej Brytanii? Wszędzie tam lokalne przedsiębiorstwa musiały być ratowane przed upadkiem po okresie ścisłej współpracy z USA, a budżety ponosiły ogromne straty, liczone w miliardach dolarów.
Odpowiedź na zadane pytanie jest łatwa, ale na razie nie nadaje się do opublikowania. Możemy jedynie opisać fakty, by ktoś kiedyś nie mógł mówić, że nie wiedział w czym uczestniczył.
JAK TO BYŁO ZE SPRZEDAŻĄ PZL W MIELCU
W związku ze sprzedażą Polsce 48 samolotów F-16 Amerykanie zobowiązali się m.in. do wycenionego na 455 mln USD wsparcia sprzedaży 100 samolotów M28 i 100 M18 produkowanych przez PZL w Mielcu. Amerykanie mieli też partycypować w modernizacji M28 (30 mln USD nominalnie, 57 mln USD brutto, z uwzględnieniem tzw. współczynników offsetowych). Polskie zakłady mogłyby dzięki realizacji tych zobowiązań znakomicie prosperować przez wiele lat. Stało się jednak inaczej.
Amerykanie zamiast szukać nowych klientów zablokowali wcześniej wynegocjowany eksport 10 M28 za 75 mln USD (z czego 15 mln USD stanowiła prowizja) do Indonezji, publikując nieprawdziwe informacje o sprzedaniu podobnej partii samolotów Malezji za... 30 mln USD. Sami zamówili zaledwie jednego M28 green (do wyposażenia), odebranego w listopadzie 2004, do którego PZL w Mielcu dołożyły kilkaset tysięcy dolarów. Komitet Offsetowy zaliczył Lockheed Martinowi aż 50 mln USD za pomoc w certyfikacji Skytrucka w USA, która w praktyce była jedynie formalnością. Przez krótki czas w grę wchodziła produkcja w Mielcu korpusów zasobników rozpoznawczych do F-16, które ostatecznie powstały w Izraelu. Podobnie zresztą jak wiele elementów polskich myśliwców - metalowe struktury usterzenia poziomego, stateczniki poziome, stery kierunku, skrzydła, stery wysokości, zbiorniki konforemne oraz elementy wyposażenia pokładowego.
Finał polsko-amerykańskiej współpracy nastąpił w 2007. PZL w Mielcu sprzedano wówczas Amerykanom wraz z prawami do produkcji M28 (i innych samolotów). Agencja Rozwoju Przemysłu i Ministerstwo Skarbu Państwa poinformowały media, że to bardzo korzystna transakcja, która przyniesie stronie polskiej nawet 300 mln zł. W rzeczywistości spółka została sprzedana za 56,1 mln zł (dodatkowe 9,9 mln zł stanowił depozyt do rozliczenia w ciągu 3 lat). Nowy właściciel miał spowodować spłacenie części zadłużenia wobec ARP równej 16 mln zł, ale ta kwota i reszta zadłużenia (w sumie 52,5 mln zł) pochodziła ze sprzedaży produkowanych właśnie samolotów, w tym 3 M28 dla... polskiego MON (w umowie sprzedaży zawarte było żądanie, by ministerstwo zapłaciło w dniu podpisania kontraktu 74% ceny). Na dodatek ARP w praktyce zrezygnowała ze zwrotu wartej 32 mln zł pożyczki przeznaczonej przez Skarb Państwa na podwyższenie kapitału zakładowego.
Mieleckie zakłady sprzedano bez przetargu zarejestrowanej we Francji United Technology Holdings (UTH), należącej do koncernu United Technology Co. (UTC) - właściciela wytwórni śmigłowcowej Sikorsky. Działający na rzecz UTH przygotowywali przejęcie PZL w Mielcu od dawna, sterując działaniami strony polskiej. Pod ich naciskiem ARP rok wcześniej na kluczowe stanowiska w zarządzie PZL wyznaczyła pracowników WSK PZL Rzeszów, też należącego do UTH. W efekcie wywodzący się z amerykańskiej spółki członkowie zarządu negocjowali kontrakt ze strony polskiej.
Według umowy, PZL w Mielcu do końca 2008 miały rozpocząć wytwarzanie kabin do śmigłowców Black Hawk, w 2012 osiągając zdolność produkcyjną na poziomie 48 sztuk rocznie. Równocześnie spółka ma przygotować się do montażu i testów rocznie 20 śmigłowców S-70I International Black Hawk green, o ile będzie na nie popyt. Amerykanie nie zobowiązali się poza tym prawie do niczego. W ciągu 4 lat mają co prawda zainwestować 45 mln USD, ale blisko połowa tej kwoty ma dotyczyć m.in. trudnego do wyceny oprogramowania, a nawet... zasobów ludzkich spółki Sikorsky.
Kupując PZL w Mielcu Amerykanie liczyli na szybką sprzedaż polskiemu MON swoich śmigłowców. Specjalnie, by ułatwić tę transakcję, ustanowiono Narodowy Program Śmigłowcowy. Zależnie od kolejnych koncepcji, MON i inne ministerstwa miały wydać na ten cel 11, 14, a nawet 25 mld zł. Ile przypadłoby z tego Sikorsky'emu - nie wiadomo. Black Hawk nie za bardzo odpowiada polskim potrzebom, więc realizacja programu była kilka razy odkładana. Konkurenci nie spali. No ale najlepszym sojusznikom trzeba pomóc. Co robić?
KURIOZALNY KONTRAKT
10 grudnia 2008 Departament Zaopatrywania SZ MON zamówił od PZL w Mielcu bez przetargu 12 samolotów transportowych PZL M28B/PT Bryza. W ramach wartej 635 mln zł (czyli 211,7 mln USD) umowy, do 2014 dostarczonych ma być 12 samolotów, z czego 2 w wariancie pasażersko-dyspozycyjnym (VIP), jeden symulator samolotu PZL M28 Bryza, narzędzia i sprzęt niezbędny do eksploatacji samolotów (1 komplet na samolot), częś-ci zamienne (w stosunku 1:5). Dodatkowo przeszkolonych ma być 36 członków załóg Bryz.
Dwa samoloty przewidziane do dostawy w 2009 będą jeszcze w klasycznej konfiguracji, podczas gdy kolejne egzemplarze otrzymają nową awionikę i glass cockpit Rockwell Collinsa oraz kompleksowy system samoobrony (stacje ostrzegania przed opromieniowaniem wiązką radarową Thalesa, o odpaleniu pocisków rakietowych MILDS od EADS, wyrzutnie pułapek ALE-47), której sercem ma być system duńskiej spółki Terma. Próby samolotu w nowej konfiguracji realizowane mają być w 2009. Dostawa planowana jest na kwiecień 2004.
W ramach offsetu wynegocjowanego przez Rockwell Collinsa (wartość dostaw - 21 mln USD, wartość offsetu - 31 mln USD), Pratt & Whitney Canada (wartość dostaw - 18 mln USD, wartość offsetu - 25,5 mln USD) i Termę (wartość dostaw - 14,5 mln USD, wartość offsetu - 15,7 mln USD), Radmor ma otrzymać wsparcie w związku ze zwiększeniem możliwości doręcznych radiostacji R3505 (ze szczególnym uwzględnieniem dalszego pogłębienia jej zgodności z koncepcją radiostacji programowalnych), ITWL ma otrzymać dostęp do technologii i urządzeń pozwalających na implementację protokołu przesyłania danych Link 16, WZL-2 w Bydgoszczy ma budować możliwości serwisu radiostacji lotniczych Rockwell Collins AN/ARC-210/TALON, PIT ma uzyskać technologie systemu ostrzegania radarowego, a Instytut Lotnictwa ma prowadzić badania wycenione na 25,5 mln USD. To ostatnie nie jest niespodzianką, bo ILot wspomaga działania amerykańskie w Polsce od początku.
Oczywiście wśród offsetobiorców są też amerykańskie przedsiębiorstwa w Polsce - WSK PZL Rzeszów, PW Kalisz i ETC-PZL Aerospace Industries. To patologia tolerowana od początku funkcjonowania offsetu w naszym kraju, która nie ma nic wspólnego z realnym offsetem wymuszanym przez państwa rzeczywiście dbające o swe interesy.
MON KARMI NOWOTWóR
Tyle suche fakty o samym kontrakcie. Ale to nie wszystko. Warto bowiem w tym miejscu przypomnieć, że kontrakt z 2001 na zakup 8 samolotów CASA C295M był wart... 212 mln USD. Tym-czasem C295M ma udźwig 9,5 t, a M28 tylko 2,3 t. Możliwości obu samolotów są zupełnie nieporównywalne.
W ramach offsetu związanego z zakupem samolotów F-16 Amerykanie nie chcieli płacić za M28 więcej niż 5 mln USD, a w ramach wynegocjowanej, lecz zablokowanej przez Amerykanów umowy z Indonezją, M28 miał kosztować 6 mln USD. Cena, którą zapłaci MON amerykańskiej spółce jest blisko 3 razy wyższa.
Jakby tego było mało, MON zobowiązało się zapłacić do końca 2009 wysoką zaliczkę. Pierwotnie miała ona wynosić 40% wartości kontraktu - 254 mln zł (!). Gdy w mediach pojawiły się informacje o aferze, wielkość zaliczki dwukrotnie zmniejszano - najpierw do ok. 30%, a ostatecznie do 25%, czyli blisko 160 mln zł. Oznacza to, że MON zamierza sfinansować prawie 2 lata działalności zagranicznej spółki. Gdy PZL w Mielcu pozostawały w polskich rękach nigdy nie otrzymały z MON porównywalnej kwoty, tym bardziej w charakterze zaliczki.
Przed sprzedażą obroty PZL w Mielcu wynosiły ok. 100 mln zł. Dane dotyczące obecnych wyników nie są dostępne. Według nieoficjalnych informacji, sprzedaż w 2007, już po prywatyzacji, utrzymała się na podobnym poziomie, a spółka przyniosła ponad 30 mln zł straty.
POD DYKTANDO, BEZ PLANU, ZA PIENIĄDZE PODATNIKóW
W przygotowaniu transakcji brało udział wielu amerykańskich lobbystów. Trzej członkowie zarządu PZL w Mielcu, którzy uczestniczyli w przygotowaniu umowy sprzedaży spółki koncernowi United Technology Corp. (poprzez spółkę zależną United Technology Holding), a w ub.r. negocjowali umowę z MON, byli wcześ-niej pracownikami innej wytwórni należącej do UTC - WSK PZL Rzeszów. Dyrektor Departamentu Programów Offsetowych, Hubert Królikowski, pracował w spółce CEC Government Relations, lobbującej na rzecz zakupu samolotów F-16 (jego szefem był inny amerykański lobbysta - Marek Matraszek), a niedawny szef oddziału lotniczego Departamentu Zaopatrywania SZ MON, Ryszard Barański, pracuje obecnie dla PZL w Mielcu. Najważniejszym lobbystą UTC w Polsce pozostaje Alon Redlich, który uczestniczył w przygotowaniu obu prywatyzacji - WSK PZL Rzeszów i PZL w Mielcu.
MON twierdzi, że kupowane właśnie M28 mają być używane m.in. do szkolenia (według programu Sił Powietrznych aż 9 samolotów tego typu, co jest kuriozalne ze względu na koszty szkolenia na tak dużych samolotach i ogólną liczbę posiadanych samolotów transportowych). Tymczasem na tych samolotach ma być instalowana awionika Rockwell Collinsa (dostawcy awioniki do śmigłowców Black Hawk...), podczas gdy na najpopularniejszych w SP samolotach transportowych CASA C-295M (docelowo miało ich być 16, niedawno minister obrony poinformował o rezygnacji z zakupu kolejnych samolotów tego typu) znajduje się awionika Thalesa. Oferta Thalesa na dostawę awioniki dla nowych Bryz nie została w ogóle wzięta pod uwagę...
Minister Bogdan Klich twierdzi, że zakup Bryz jest zgodny z Programem rozwoju SZ RP na lata 2009-2018. Być może te samoloty wpisano do tego dokumentu już po podjęciu decyzji o zakupie. W każdym razie w Informacji o projekcie budżetu MON na rok 2009 przygotowanym przez Departament Budżetowy dla posłów i senatorów nie ma takiej pozycji...
W MON z powodu braku planowania, zawierania umów w ostatniej chwili i omijania przepisów, od lat pod koniec roku finansowego wydawane są kwoty bliskie nawet połowie funduszy na wydatki majątkowe. Kontrakt dotyczący M28 to kontynuacja tego zwyczaju. Pod pozorem realizowania tzw. pilnych potrzeb operacyjnych (w ostatnich latach usprawiedliwieniem są misje zagraniczne) resort obrony często rezygnuje z przetargów, a zakupy dokonywane są uznaniowo. Wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy brakuje pieniędzy na programy realizowane przez polskie przedsiębiorstwa (choćby korweta dla pogrążającej się w coraz większym kryzysie MW), albo na naprawdę ważne inwestycje (np. obrona przeciwlotnicza). Marnowanie pieniędzy jest skrywane za zasłoną tajemnicy, bo nie są publikowane kompletne i szczegółowe dane dotyczące wydatków resortu, z ilościami i cenami kupowanego sprzętu.
KRYZYS NA RATUNEK?
Jak długo potrwa taka sytuacja? Obok publikujemy historie kilku przypadków podobnych do tego, który rozgrywa się na naszych oczach. Argentyńczykom, Czechom i Turkom częściowe wydostanie się z uścisku sojuszników zajęło kilka, kilkanaście lat. Podobnie było wcześ-niej w Wielkiej Brytanii. Ale są też przypadki bezpowrotnej likwidacji rodzimego przemysłu lotniczego pod dyktando USA. Tak było choćby w Kanadzie.
Może Polsce pomoże kryzys w Stanach Zjednoczonych, może uczestnictwo w Unii Europejskiej, może brak pieniędzy w kasie MON. A może nie mamy żadnych szans? Pożyjemy, zobaczymy. I powalczymy.
List otwarty posła Ludwika Dorna do premiera Donalda Tuska
Aero Vodochody - miliard dolarów strat na interesach z Boeingiem i Sikorskym
Argentyna - wyrwać się Lockheed Martinowi
Turcja - 3 lata (prawie) bez Amerykanów