A320 Uralskich Awialinii (zn. rej. RA-73805), który 12 września 2023 awaryjnie wylądował na polu pszenicy z powodu braku paliwa (A320 Uralskich Awialinii lądował awaryjnie, 2023-09-12), nie wróci już do lotów. Ma zostać rozebrany na części zamienne. W efekcie ma być spisany na straty. Koszty operacji powinno zwrócić ubezpieczenie.
Jeszcze niedawno dyrektor generalny i właściciel Uralskich Awialinii, Siergiej Skuratow mówił, że samolot nie jest uszkodzony i zostanie odrestaurowany. Teraz okazało się, że ryzyko startu z pola jest zbyt duże. A nawet gdyby się udało, nikt nie chciałby wziąć odpowiedzialności za jego stan techniczny, w szczególności podwozie i węzły mocowania.
Pierwotnie rozważano oczekiwanie na mrozy i śnieg, by zbudować prowizoryczny pas startowy. Z takich pasów startują i lądują nawet cięższe samoloty transportowe, takie jak Ił-76TD. Operację uznano jednak za zbyt kosztowną i ryzykowną.
9 listopada Federalna Agencja Transportu Lotniczego podjęła decyzję o unieważnieniu swojego poprzedniego raportu w sprawie awaryjnego lądowania i w związku z nowo odkrytymi okolicznościami powołano nową komisję. Taka decyzja może świadczyć o niezadowoleniu z wyników dotychczasowego śledztwa i wniosków z raportu. W oryginalnej wersji dokumentu nie podano, co było przyczyną odwołania lądowania w Omsku, dokąd samolot leciał z Soczi, ani dlaczego załoga zdecydowała się zawrócić i polecieć do Nowosybirska.
Pod koniec listopada przedstawiciele linii lotniczych zasugerowali, aby piloci feralnego A320, Siergiej Biełow i Edward Siemienow z własnej woli złożyli rezygnację z pracy. Obaj odmówili.
Długość pasa potrzebna do bezpiecznego wylądowania A320 z awarią układu hydraulicznego wynosi 1856 m. Tymczasem długość pasa startowego na lotnisku w Omsku wynosi 2500 m. Wystarczające były też warunki pogodowe. Z informacji władz obwodu nowosybirskiego wiadomo, że załoga chciała lądować w Tołmaczewie, gdyż znajduje się tam niezbędna baza do dokonania niezbędnych napraw.