Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Bogusław Trzaskała, Remigiusz Wilk

Nihil novi sub sole - karabiny maszynowe i małokalibrowe armaty rotacyjne, to najbardziej szybkostrzelna broń lufowa zasilana klasycznymi nabojami. Jednak te potwory wyrzucające z siebie kilka tysięcy pocisków na minutę są rozwinięciem XIX-wiecznego wynalazku Richarda Gatlinga. Został on usunięty w cień przez jednolufową broń automatyczną, ale powrócił po kilku dekadach w zmienionej postaci, gdy trzeba było pokonać granice możliwości spadkobierców Maxima.

Test zestawu przeciwlotniczego chroniącego przed niekierowanymi pociskami rakietowymi, artyleryjskimi oraz granatami moździerzowymi LPWS Centurion w bazie lotniczej Sather w Iraku w styczniu 2009. 20-mm armata napędowa prowadzi ogień z szybkostrzelnością 4,5 tysiąca strz./min. / Zdjęcie: USAF

Korzenie comebacku broni rotacyjnej tkwią w porażkach i spóźnionych sukcesach rozwoju amerykańskiej broni lotniczej podczas II wojny światowej oraz w postępie technicznym w lotnictwie w ogóle - czyli pojawieniu się pierwszych odrzutowych myśliwców. Zwiększenie prędkości postępowej sugerowało zwiększenie prędkości kątowych celów, a to z kolei - skrócenie dostępnego czasu prowadzenia ognia. Rodziło to konieczność zwiększenia tempa strzelania. W istocie jednak odrzutowce nie były tu żadną rewolucją, choćby dlatego, że XP-80 czy XF6U nie były jakoś skokowo szybsze od najszybszych myśliwców tłokowych, w rodzaju P-47N, czy P-51H. Dokładnie taki sam trend istniał w uzbrojeniu myśliwców od samego ich początku. Dotąd preferowaną metodą zwiększania szybkostrzelności było dodawanie kolejnych sztuk broni. Kosztowało to nie tylko masę, ale i przestrzeń, a oszczędzanie obu było szczególnie istotne w przypadku samolotów myśliwskich.

Ogólny schemat działania gatlinga / Rysunek: The Machine Gun

US Army Ordnance (Zarząd Uzbrojenia Armii Stanów Zjednoczonych) doszedł jeszcze podczas II wojny do wniosku, że osiągnięta została granica rozwoju klasycznej broni automatycznej, gdy idzie o szybkostrzelność teoretyczną. Zwiększanie jej wartości było zupełnie łatwe, ale natychmiast pojawiały się problemy z niezawodnością.

Zespół ruchomy musiał pokonać drogę równą co najmniej długości naboju z wielką prędkością średnią. Żeby ją osiągnąć, musiał jednak gwałtownie przyspieszać i - co gorsza - gwałtownie hamować w obu skrajnych położeniach, w przednim po prostu zderzając się z lufą lub komorą zamkową. Oznaczało to, że na elementy broni działały ogromne siły, na dodatek cyklicznie, z relatywnie dużą częstością i to w szerokim zakresie temperatur. Zmniejszenie energii zespołu ruchomego nie wchodziło w grę, bo przecież tyle, ile jej nabrał w pierwszym okresie po odpaleniu naboju, musiało starczyć na wykonanie całego cyklu. Wzmacnianie elementów przez proste zwiększenie wymiarów było ślepą uliczką, bowiem oznaczało zwiększenie masy, co przy potrzebie utrzymania określonej prędkości oznaczało narażenie zespołu ruchomego na tym gorsze kolizje. Droga poprawy własności materiałów była zamknięta o tyle, że i tak już używano stali najwyższej jakości.

M61A1 Vulcan z bębnowym zasilaniem beztaśmowym / Zdjęcie: USAF

Do tego dochodziła amerykańska obsesja zwiększania prędkości wylotowej pocisków broni lotniczej, prowadząca ostatecznie do powstania potworka, jakim była amunicja 12,7 mm x 114 T41 (.60/50), czyli hybrydy półcalowego pocisku z łuską naboju 15,2 mm. Pocisk osiągał gigantyczną, jak na broń strzelającą seriami, prędkość wylotową ponad 1300 m/s, co wymagało dużego ciśnienia i powodowało szybkie niszczenie luf. Być może wymaganie zasilania tym nabojem naprowadziło na pomysł broni w układzie Gatlinga, bo można było dzięki temu rozdzielić zużycie na wiele luf, przedłużając stosownie żywot każdej z nich. Broń w układzie rewolwerowym, choć również dająca wielki postęp w zakresie szybkostrzelności i też oparta na znanych wcześniej rozwiązaniach kartaczownic, nie mogła tego zapewnić.

Hybryda, oryginalny 7,62-mm napędowy karabin maszynowy General Electric GAU-17/A (odmiana M134/GAU-2A/B) zmodyfikowany elementami dostarczanymi przez Dillon Aero (m.in. donośnik/wyłuskiwacz DAFD2000-1) zamocowany na śmigłowcu UH-1N / Zdjęcie: USMC

W styczniu 1946 General Electric (GE) przedstawił US Army Ordnance pomysł z gatlingiem. To, że broń tego rodzaju może strzelać bardzo szybko zostało udowodnione w praktyce przez samego Richarda Gatlinga, który w końcu XIX wieku eksperymentował z napędzaniem swojej broni nie siłą mięśni strzelca, lecz silnikiem elektrycznym, uzyskując tysiące strzałów na minutę zamiast setek. W początkach 1946 taki eksperyment powtórzono, używając do tego 10-lufowej kartaczownicy z 1903, jeszcze na czarnoprochowy nabój, uzyskując z miejsca 5 tysięcy strz./min.

W czerwcu 1946 Ordnance zawarł kontrakt z General Electric na studium wykonalności broni, która miała mieć następujące główne cechy: mechanizm podobny do kartaczownicy, zasilanie nabojem 12,7 mm x 114 (co wkrótce zmieniono na 15,2 mm x 114), napęd i odpalanie nabojów elektryczne i ochrona przed przypadkowymi strzałami na skutek przegrzania luf. Nie określono liczby luf, ani nawet szczegółowych rozwiązań w zakresie zasilania, bo nikt jeszcze nie wiedział, jak to powinno wyglądać. GE zdecydował, że nowa broń, oznaczona T45, będzie miała sześć luf i będzie zasilana z taśmy. (ciąg dalszy w numerze)


Broń i Amunicja - 04/2009
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.