Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Tomasz Kawa

Podczas dwóch upalnych tygodni lipca w słowackiej Prievidzy rozegrano XXXI Szybowcowe Mistrzostwa Świata. Podczas ich zakończenia dwukrotnie zabrzmiał tam nasz hymn narodowy. Sebastian Kawa po raz kolejny sięgnął po wawrzyny, a reprezentacja Polski wywalczyła także pierwsze miejsce.

Tatry okiem uczestnika XXXI Szybowcowych Mistrzostw Świata w Prievidzy / Zdjęcia: via Tomasz Kawa

To już drugi tytuł mistrza świata wywalczony przez Sebastiana w tym roku (pierwszy w styczniu, w Chile), a dziesiąty złoty medal w zawodach najwyższej rangi, w tym 7 w mistrzostwach świata, 2 w mistrzostwach Europy i 1 w Światowych Igrzyskach Lotniczych. Tego nie dokonał jeszcze nikt.

RANGA ŚWIATOWA

Zawody szybowcowe światowej rangi są okazją do budowania dobrego wizerunku gospodarzy. Organizatorzy dokładają starań, aby zaprezentować walory kraju i regionu oraz swoją sprawność. Uczestniczyłem już w wielu takich imprezach, ale to co pokazali nasi bracia z południa przejdzie do annałów mistrzostw. Poprzeczka dla kolejnych organizatorów zawisła na trudnym do osiągnięcia poziomie. Dla tysięcy kibiców zrealizowano bogaty program otwarcia i pokazy lotnicze, a wieczorem iście po królewsku ugoszczono uczestników mistrzostw na zamku w Bojnicach.

Mistrzostwa przygotowano i przeprowadzono perfekcyjnie, z troską o najdrobniejsze szczegóły, ale dbano też by formalizm nie zdominował rozsądku, a zawody odbywały się w dobrej, przyjaznej atmosferze. Ponieważ rozgrywano je w gnieździe Dynamica, nie przeoczono oczywiście okazji do promocji tego pięknego i sprawnego samolotu, czyniąc choćby ze zwykłego kołowania na start miłe oku misterium.

Pogoda tylko w jednym dniu uniemożliwiła latanie i przymusiła nas do szybkiej ewakuacji ze startu. Dla wszystkich uczestników te mistrzostwa były jednak czasem wielkiej próby. Upały męczyły nas na lotnisku, a piloci wystawieni na działanie słońca przeżywali w ciasnych kabinach prawdziwe tortury. Wypijaliśmy hektolitry płynów. Po każdym locie trzeba było odsalać i suszyć spadochrony oraz poduszki siedzeniowe szybowców, a odzież pilotów można było wyżymać. Nawet noc nie dawała ukojenia. Upalny czas fundował wiele anomalii i sporo było dni z bardzo trudnymi warunkami dla latania bezsilnikowego. Obszary nadmiernego zachmurzenia, albo burze, przeplatały się często z bezchmurnymi połaciami bez dobrych wznoszeń. To sprawiało, że piloci, omijając obszary niekorzystnych warunków atmosferycznych, skupiali się czasem w ogromne roje, jak bociany przed odlotem. Powodowało to konieczność ogromnej mobilizacji i czujności pilotów. Mimo to już w pierwszym dniu doszło do zderzenia w powietrzu szwedzkiego i czeskiego pilota. Można uznać za cud, że obaj uszli z życiem.

Anomalie pogodowe zaskakiwały też meteorologa i świetnie obznajomionego z lokalnym klimatem kierownika sportowego. Ten drugi pewnego dnia tak źle ocenił warunki atmosferyczne, i tak niefortunnie wyznaczył trasy lotów, że na lotnisko wrócił tylko Sebastian i 6 innych pilotów. Wezwano więc z zamku w Bojnicach kata. Zakapturzony małodobry przymocował winnego do łoża tortur i wymierzył mu w obecności zawodników 25 siarczystych batów.

ROLA I DOLA FAWORYTA

W niezwykle ciężkim położeniu znajdował się nasz sztandarowy reprezentant Sebastian Kawa. Występował tu w roli faworyta. A na faworyta polują wszyscy. Próbują go ograć ci, którzy marzą o najwyższym stopniu na podium i pilnują też tacy, którzy upatrują w nim lokomotywę holującą pasywniejszych zawodników ku dobrej lokacie. Najbardziej zasadzali się Niemcy, i starali się zrobić wszystko, aby przerwać jego zwycięską passę. Mając dwóch regulaminowych reprezentantów, przesunęli do klasy standard dodatkowo dwóch pilotów z klasy światowej oraz wstawili obrońcę tytułu mistrzowskiego. Oprócz tego czasem współpracowali z nimi świetni austriaccy piloci i Szwajcar z niemieckiego kantonu. Zespół pilotów niemieckich wyposażono we flarmy, które oprócz funkcji ostrzegawczych umożliwiają obserwację pozycji i parametrów lotu innych szybowców, nawet nie wyposażonych we flarmy, bo wystarczy wstawić do interesującego nas towarzystwa szybowiec z takim markerem. Znakomicie ułatwiało to im ocenę prądów powietrznych w otoczeniu szybowca oraz podejmowanie decyzji taktycznych. Natomiast z ziemi wspomagał ich sztab wybitnych i świetnie wyposażonych fachowców.

Mieliśmy więc kilkuosobowy zespół zawodników przeciw jednemu, bo nasz drugi reprezentant w tej klasie, Piotr Jarysz, latał szybowcem LS-8, ustępującym nieco Discusowi Sebastiana, a uszkodzenie nadawania w jego radiostacji uniemożliwiało współpracę. Wsparcie Sebastiana ograniczało się jedynie do mojej osoby, wyposażonej w zawodną radiostację, laptop i lornetkę.


Skrzydlata Polska - 09/2010
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.