Komisja badania wypadków lotniczych USAF, zajmująca się katastrofą myśliwca F-22A Raptor, stwierdziła, że częściową winę za wypadek należy przypisać pilotowi, kpt. Jeffowi Haney`owi.
Do katastrofy doszło 16 listopada 2010, w czasie rutynowego, nocnego lotu szkolnego. W wyniku zderzenia z ziemią, samolot uległ całkowitemu zniszczeniu, pilot zginął (zobacz: Pilot F-22 nie żyje).
Pierwsze etapy dochodzenia wskazały, że przyczyną wypadku było wadliwe funkcjonowanie pokładowej wytwornicy tlenu On-Board Oxygen Generating System (OBOGS), co w konsekwencji doprowadziło do niedotlenienia pilota i utraty przez niego orientacji przestrzennej. Podobne wydarzenia, które doprowadziły do rozpoczęcia odrębnego dochodzenia, wskazały, że do instalacji tlenowych części Raptorów dostawały się toksyny (zobacz: Toksyny uziemiły Raptory).
We wrześniu bieżącego roku komisja amerykańskich wojsk lotniczych wskazała jednak, że katastrofa miała inne podłoże. W wyniku usterki urządzenia pobierającego powietrze z sekcji kompresora silnika odrzutowego, wyłączeniu uległo kilka systemów pokładowych, zasilanych z tego właśnie źródła, w tym instalacja tlenowa.
Autorzy analizy zrzucili jednak część winy na pilota, twierdząc, że nie zareagował on w odpowiednio szybki sposób, m.in. przez uruchomienie rezerwowej instalacji. Mimo, że od wystąpienia usterki do zderzenia z ziemia minęło 39 sekund. Co więcej, pilot skoncentrował się na przywróceniu sprawności instalacji, nie będąc wstanie kontrolować samolotu. Wprowadził go w nurkowanie, dla zmniejszenia wysokości, nie zdołał jednak wyrównać lotu w ostatniej jego fazie. Nie zanotowano nawet prób wpłynięcia pilota na tor lotu myśliwca.
Piloci Raptorów wskazują jednak, że uruchomienie rezerwowej instalacji tlenowej jest wyjątkowo trudne. Uznają, że zrzucenie części winy na pilota jest próbą zmniejszenia odpowiedzialności producenta i użytkownika.