Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Krzysztof Kudaszewicz

Zakończył się bardzo udany rok dla polskiej kadry PPG. Dobre wyniki były zasługą zarówno zawodników jak i trenera, jednak polska reprezentacja miała również silne wsparcie ze strony producentów sprzętu. Udział polskich pilotów w ubiegłorocznych imprezach tak podsumował jeden z naszych reprezentantów, Tomasz Kudaszewicz. (Red.)

Nukleony na czeskim niebie / Zdjęcie: Iwona Dudek

Zacznijmy od stycznia 2009. Polska zima pokazała, że potrafi być piękna. Na początek sezonu zaczynamy rozgrzewkę w górach, miejscowość Rabka, temperatura -17oC. Zgrupowanie polskiej kadry PPG i jednocześnie zawody paralotniowo-narciarskie. Ku zaskoczeniu, spokojnie możemy rozgrywać konkurencje trwające ok. 15-20 minut i mróz nie przeszkadza, za to zdjęcia wychodzą perfekcyjne w mieniącym się od słońca śniegu.

Na zgrupowaniu mamy wypróbować specjalnie zmodyfikowane skrzydło produkcji Dudka - Plasma 22 - celem dostrojenia sprzętu dla trzech naszych pilotów, którzy zakwalifikowali się do olimpiady lotniczej w Turynie. Grzesiek Krzyżanowski, Piotrek Trzyński i ja, czyli Tomek Kudaszewicz - jednogłośnie stwierdziliśmy, że skrzydło jest bardzo dobre i poszły zamówienia.

Połączenie konkurencji narciarskich przysparzało wiele emocji, ja nie jeździłem na nartach 20 lat, ale po małym treningu mogłem powalczyć. Wyniki: 1. Tomasz Kudaszewicz, 2. Mirek Hołownia, 3.Grzegorz Krzyżanowski.

TURYN Z PROBLEMAMI

Pod koniec lutego miałem już Plasmę 22 i zaczęły się treningi, które uświadomiły mi, że trzeba zmienić silnik na mocniejszy, bo zapotrzebowanie na moc podczas slalomów jest ogromne. Tak dynamiczne skrzydło potrafi pięknie przyspieszać i zawracać praktycznie w miejscu. Wynikiem tego na treningach przed wyjazdem na WAG 2009 koniczynkę z oblatywaniem pylonów wykonywałem z czasem na poziomie 36 s. Grzesiek miał bardzo podobne wyniki. Piotrek nie miał szans na solidny trening, ponieważ dostał skrzydło dwa tygodnie przed zawodami.

Na olimpiadzie w Turynie najlepiej przygotowanymi zawodnikami byli Grzesiek Krzyżanowski i ja, a najlepiej wypadł Piotrek Trzyński. Szczegóły były następujące. Dwa tygodnie przed wyjazdem do Turynu - po powrocie z treningu u Adama Paski, na którym wykręcałem najlepsze czasy (było to 36 s na koniczynie na pylonach) - złamałem rękę, latając w Białymstoku. Masakra - przez dwa tygodnie myślałem tylko o tym, jak do gipsu podczepić sterówkę, gaz musiałem przełożyć do drugiej ręki. Przeróbki pozwoliły pojechać do Włoch i zapowiadało się, że będzie wszystko dobrze. Pierwszy i jedyny trening miał mi dać szansę wypróbowania zaczepu sterówki do gipsu i powrotu do najlepszej formy. Włosi wyznaczyli godzinę startów na 9:00 rano - super - ale ich szybkość działania opóźniła trening i wystartowaliśmy ok. 12:00 - była bardzo silna termika. Wystartowałem i okazało się, że jest dobrze, będę mógł walczyć o pudło, muszę tylko uważać w trakcie podpinania do sprzętu, ponieważ nie mam możliwości poprawienia się lewą ręką, która jest przyczepiona mocnym rzepem do sterówki na stałe. Wszyscy zawodnicy lecą bardzo spokojnie, uważając na bezpieczeństwo, ale ja muszę potrenować, i w połowie treningu, na pełnej prędkości 2 m nad ziemią, ostra termika i rotor za pylonem zakłada mi klapę, która sprowadza mnie na ziemię - twarde przyziemienie, rozbijam doszczętnie napęd i wykręcam kolejne dwa palce: mały w prawej ręce i kciuk pod gipsem w lewej. Myślałem, że to już koniec. Na szczęście Grzesiek pożyczył mi swój zapasowy napęd i razem z Piotrkiem (Czarny) złożyli go do kupy i po chwili wsadzili mnie w nowy sprzęt - więcej treningów już nie będzie. Teraz to ja już nawet nie dałbym rady sam uruchomić silnika. Ciekawostka, kolejne utrudnienia to: 1. miękki kosz, na którym nigdy nie latałem (przy starcie nie można dodawać gazu, gdyż zakończyłoby się to połamaniem kosza śmigła i pocięciem linek w skrzydle); 2. śmigło kręci się w przeciwną stronę niż w moim napędzie, co powoduje, że łatwiej zakręcać w jedną stronę i jest to teraz przeciwna strona niż w treningach; 3. moc nowego napędu i jego masa jest mniejsza od mojego, więc mam inne parametry, skrzydło mniej dociążone; 4. uprząż nie wyregulowana - co w pierwszej konkurencji po starcie skutkuje tym, że siedzenie wchodzi mi za plecy i lecę jak ukrzyżowany, wygięty w łuk, bo deska siedzenia wypchnęła mi lędźwie, a mam łapać nogami piłki i trafiać do kosza. Po tej konkurencji znalazłem się na 16 miejscu z dużą stratą punktową, a awansować miało tylko ośmiu zawodników.

Polska ekipa PPG przed ceremonią otwarcia Olimpiady Lotniczej w Turynie / Zdjęcie: Sebastian Kawa

Teraz czas na pozytywne latanie. Pozostały jeszcze trzy konkurencje: koniczyna, lądowanie do celu i dragon, czyli rzucanie taśmy. Wszystkie poleciałem tak jak trzeba i wskoczyłem na 5 miejsce, dostałem się do finałów.

Teraz o Grześku. Facet miał pecha dwa razy - pierwszy raz podczas konkurencji nr 1 - slalom z piłkami. Przed samym startem wiatr odwrócił się na tyle, że dmuchał z tyłu i Grzesiek zaczął się przestawiać (miękki kosz nie dawał możliwości pomagać sobie silnikiem podczas startu), miał minutę do zgłoszenia startu, natomiast sędzia machnął chorągiewką wcześniej, co dało sporą stratę. Drugi raz, już zupełny przypadek podczas łapania taśmy, wyrzucona, powinna się rozwinąć cała, a Grześkowi urwała się i spadała jak kamień. Nie był w stanie jej dogonić do samej ziemi. To zaważyło, że nie zakwalifikował się do finałów i zakończył zawody na 10 miejscu - wielka szkoda!

W finałach trafiłem w parze na Piotrka. Zrobiłem wielki błąd, bo wykonałem cały slalom dokładnie odwrotnie - jak w lustrzanym odbiciu, i to że miałem lepszy czas nie miało już znaczenia, moja dyskwalifikacja, Piotrek przeszedł dalej.


Skrzydlata Polska - 02/2010
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.