Altair


Autoryzacja


Resetuj hasło
Autor: Paweł Kłosiński

Artykuł ten powstał, gdy zima w Polsce trzymała w najlepsze. Jednakże, mając na względzie wyjątkowo silne mrozy, skuwające lodem wody rzek, nawet tych płynących wartkimi strumieniami, warto przypomnieć - ku przestrodze tragedię z roku ubiegłego. Opisane zdarzenie kierowane jest jednak nie tylko do osób lubiących wchodzenie na lód - wędkarzy, bojerowców, czy też miłośników snowkitingu. Obfite opady śniegu zapowiadają wystąpienie bardzo dużych ilości wody w czasie roztopów, a co za tym idzie i możliwości powodzi. W tegorocznych warunkach wylania rzek mogą być bardzo silne. Najbardziej pesymistyczne prognozy ostrzegają przed możliwością wystąpienia zalań, przewyższających swym poziomem stany kataklizmów z 1997 oraz 2005. Warto mieć więc świadomość w jak ciężkich warunkach może przyjść działać ratownikom, oraz jakie możliwości zwiększenia szans na ratunek daje wykorzystanie pomocy z nieba. Trzeba o tym pamiętać w każdej sytuacji.

</span>Wykorzystanie  śmigłowców w przypadku ratowania osób znajdujących się w lodowatej  wodzie daje największe korzyści. Oprócz szybkiego zlokalizowania  pechowca wiropłaty pozwalają na natychmiastowe wyciągnięcie  poszkodowanego z przerębla, bez konieczności angażowania dziesiątków  ratowników / Zdjęcie: Paweł Kłosiński

12 marca 2009, około godziny 13:30, na jeziorze Bełdany, w okolicy Iznoty (miejscowość pomiędzy Mikołajkami a Rucianym-Nidą na Mazurach), załamał się lód pod wędkującym mężczyzną. Dwóch jego kolegów, znajdujących się w odległości 50 m od miejsca zdarzenia, ruszyło mu z pomocą. Niestety, kruchy lód załamał się także pod nimi. Wszyscy wpadli do lodowatej wody, znajdując się w przerębli, który szybko zwiększył swoją powierzchnię do około 5 m2. Przypadkowy świadek zdarzenia wszczął alarm, informując o zaobserwowanej sytuacji służby ratownicze. Jako pierwsza wezwanie odebrała Komenda Powiatowa Policji w Piszu. Następnie sygnał o zagrożeniu przekazano do Mazurskiej Służby Ratowniczej w Wężewie oraz Państwowej Straży Pożarnej. Równolegle wezwanie o pomoc otrzymało Pogotowie Ratunkowe w Piszu. Wszystkie służby natychmiast podjęły działania zmierzające do uratowania zagrożonych mężczyzn.

DOJAZD Z PRZESZKODAMI

Niestety, osoba wzywająca pomocy nie określiła dokładnie swego położenia. Kierując się ustaleniami z pierwszej rozmowy, strażacy wytypowali hipotetyczny rejon miejsca wezwania. Do akcji włączono również jednostki spoza powiatu. Działania poszukiwawcze trwały około godziny. Kierowcy przedzierali się przez wąskie leśne dukty, często błądząc. Nieocenioną pomocą był spotkany w gęstwinach pracownik służby leśnej. Dopiero on poprowadził ratowników najkrótszą drogą wiodącą na brzeg jeziora. Gdy zlokalizowano już miejsce zdarzenia okazało się, że dojazd nad brzeg wozem ratowniczym, ciągnącym lawetę z łodzią, jest niemożliwy. Grząski teren, pokryty gęstymi zaroślami oraz przysypany śniegiem zmusił kierowcę do zatrzymania się około 400 m od brzegu. Ratownicy widzieli już jednak ludzi szamoczących się w przerębli. Niestety, z uwagi na skąpe informacje co do lokalizacji miejsca wypadku, pomoc dotarła nie na ten brzeg akwenu, z którego było do poszkodowanych najbliżej. Ratownicy musieli pokonać dystans niemal 700 m!

</span>Lód  skuwający akweny ma hipnotyczną wręcz siłę, która sprawia, iż wchodzą  nań ludzie znajdujący się w pobliżu. Począwszy od wędkarzy szukających  ryb pod lodową taflą, poprzez spacerowiczów / Zdjęcie: Paweł  Kłosiński

Z wozu strażackiego zabrano najbardziej niezbędny sprzęt ratowniczy, w tym sanie lodowe; poduszkowiec Mazurskiej Służby Ratunkowej nie mógł wziąć udziału w działaniach, gdyż był niesprawny. W tej sytuacji rota ratowników ubrała się w kombinezony wypornościowe i po kruchym lodzie ruszyła w kierunku tonących wędkarzy. Była to droga przez mękę. Niosący pomoc co chwila wpadali do wody, gdyż kruchy lód nieustannie pękał. Mimo tak fatalnych warunków strażacy dotarli do mężczyzn w czasie krótszym niż 10 minut. Pomogły ćwiczenia i dbanie o dobre przygotowanie kondycyjne! Pozostali na brzegu koledzy rozpoczęli przegrupowanie na drugi brzeg. Zajęcie tam pozycji dawało bowiem największe szanse na zapewnienie bezpieczeństwa zarówno ratowanym jak i ratującym. Poza tym tam właśnie dotarł, o własnych siłach, jeden z poszkodowanych. Przemoczony i wyczerpany potrzebował jak najszybszego wsparcia.

Przebycie 30 km wokół brzegu jeziora, po mokrych i pokrytych śniegiem leśnych drogach, zajęło ponad 50 minut (80% jeziora otaczają kompleksy Puszczy Piskiej). Wydobycie pozostałych dwóch mężczyzn, którzy kurczowo trzymali się kawałków lodu, zajęło ratownikom 10 morderczych minut. Wędkarzy wyciągnięto z wody nieprzytomnych, w głębokiej hipotermii.

OD NIEWŁAŚCIWEJ STRONY

Poza podstawowymi plecakami ratowniczymi, strażacy nie dysponowali specjalistycznymi środkami zabezpieczenia medycznego. Rozpoczęła się bezprzyrządowa akcja resuscytacyjna. Wobec stwierdzonego poważnego wychłodzenia organizmów, ratownicy ogrzewali uratowanych własnymi ciałami! Działania reanimacyjne prowadzono ponad godzinę. Ratownikom kilkakrotnie udawało się przywrócić u poszkodowanych czynności życiowe. Nie zdano się jednakże wyłącznie na własne siły.

cd w numerze


Skrzydlata Polska - 04/2010
Drukuj Góra
www.altair.com.pl

© Wszelkie prawa zastrzeżone, 2007-2024 Altair Agencja Lotnicza Sp. z o. o.